Koncertem z udziałem chórów i zespołów polonijnych uczcili w sobotę Polacy z obwodu mińskiego Dzień Niepodległości. Uroczystość zorganizował miński oddział nieuznawanego przez władze Związku Polaków na Białorusi (ZPB).
„W rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości jesteśmy dumni, że jesteśmy Polakami” – podkreśliła otwierając spotkanie szefowa mińskiego oddziału Związku Helena Marczukiewicz. Życzyła też zebranym, by w życiu prowadziło ich hasło „Bóg, honor, ojczyzna”.
W Żdanowiczach pod Mińskiem zebrało się ponad 200 Polaków, nie tylko z białoruskiej stolicy, ale także innych miast, m.in. Nowopołocka, Iwieńca czy Lelczyc. Na uroczystości byli obecni polscy konsulowie Marek Pędzich oraz Jacek Sobierajski. Przyjechał również z Grodna szef ZPB Mieczysław Jaśkiewicz.
„Naród, który zapomniał swoją tożsamość, swój język i kulturę, przestaje być narodem. Zaborcy, którzy podzielili Rzeczpospolitą na trzy części, dbali o to, żeby zabrać nam największe bogactwo: język i kulturę. Ale jest czwarte przykazanie: czcij ojca swego i matkę. W statucie Związku Polaków są dwa punkty: oświata i kultura, żadnej polityki. Tak więc to czwarte przykazanie staramy się zachować” – zaznaczył Jaśkiewicz.
Koncert otworzył mający w repertuarze około 100 utworów chór polonijny Polonez, który wykonał m.in. piosenkę „Przybyli ułani pod okienko”. Potem śpiewał m.in. chór Społem.
„Przygotowaliśmy wiązankę patriotyczną, od powstania styczniowego do II wojny światowej. Na początek +Płynie Wisła, płynie+, a potem m.in. „Maszerują strzelcy” i „Dziś do ciebie przyjść nie mogę+” – powiedział PAP dyrektor chóru Włodzimierz Bibko.
Na scenie wystąpiły także z programem tanecznym dzieci na wózkach inwalidzkich, z rodzin polskich, którym partnerowały osoby chodzące, najczęściej mamy. Wieczór zakończył dancing i poczęstunek przy słodkim stole.
Uczestnicy uroczystości zbierali się w Mińsku przed wyjazdem do Żdanowicz przy stacji benzynowej przy wyjściu z metra, żeby stamtąd udać się na miejsce prywatnymi wozami osobowymi, ale samochody parkujące w pobliżu zaczęła sprawdzać białoruska milicja, więc z zachowaniem ostrożności wychodzili ze stacji po kilka osób i odjeżdżali pojedynczo.
„W takich warunkach działamy. Wystarczyło, że powiedziałam przez telefon, że spotykamy się przy stacji benzynowej przy metrze i już jest milicja. A przecież nie robimy nic złego. Spotykamy się, żeby pośpiewać” – powiedziała PAP Marczukiewicz.
Ze Żdanowicz Małgorzata Wyrzykowska (PAP)
mw/ mc/