25. rocznica studenckiego protestu w Pradze, inicjującego aksamitną rewolucję, zgromadziła w poniedziałek w centrum czeskiej stolicy tłumy ludzi, w tym także kilka tysięcy uczestników demonstracji przeciwko obecnemu czeskiemu prezydentowi Miloszowi Zemanowi.
Korzystając z dnia wolnego od pracy liczni mieszkańcy Pragi przybyli pod wmurowaną we wnęce domu w Alei Narodowej (Narodni Trzida) tablicę, która upamiętnia brutalną interwencję policji przeciwko studentom 17 listopada 1989 roku. Jak zaznaczyła agencja CTK, miejsce to było od godzin przedpołudniowych dosłownie oblężone, a osoby składające pod tablicą kwiaty i zapalone świece musiały cierpliwie czekać w kolejce.
Wśród zgromadzonych były osoby w różnym wieku, w tym także rodziny z dziećmi. Niektórzy mieli przypięte do klap kokardy w czeskich barwach narodowych lub plakietki z podobizną lidera aksamitnej rewolucji i późniejszego czechosłowackiego oraz czeskiego prezydenta Vaclava Havla. Ruch tramwajowy w Alei Narodowej wstrzymano.
Wśród składających kwiaty byli urzędujący socjaldemokratyczny premier Bohuslav Sobotka i były czeski prezydent Vaclav Klaus. Zabrakło natomiast obecnego prezydenta Milosza Zemana, który również rok wcześniej tam nie przybył, gdyż leczył wówczas zwichnięcie nogi.
Przed południem z Alei Narodowej ruszył pod praski Zamek kilkutysięczny pochód przeciwników Zemana. Niesione transparenty, z których jeden głosił "Nie chcemy być rosyjską kolonią", nawiązywały do udzielonego niedawno przez prezydenta radiowego wywiadu, w którym uznał za słuszne skazanie przez rosyjskie sądy biznesmena Michaiła Chodorkowskiego i piosenkarek z zespołu Pussy Riots oraz zadeklarował, że nie można tych osób uznawać za więźniów politycznych. Skandowano również "Milosza do kosza" - podobnie jak 25 lat wcześniej pod adresem ówczesnego przywódcy Komunistycznej Partii Czechosłowacji Milosza Jakesza. (PAP)
dmi/ ro/