Służba Bezpieczeństwa wciągnęła Zbigniewa Herberta w niebezpieczną grę, z której wyszedł zwycięsko, choć nie bez szwanku - mówi w rozmowie z PAP historyk IPN Grzegorz Majchrzak. Pisarz nigdy nie przekroczył granicy, której przekraczać nie wolno - podkreślił badacz.
PAP: Kilka dobrych lat temu rozgorzał w Polsce spór o to, czy Zbigniew Herbert współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Pojawiły się na ten temat informacje w prasie, które - jak Pan to nazwał - były jedynie poszukiwaniami sensacji.
Grzegorz Majchrzak: To się zaczęło wiele lat temu w "Gazecie Wyborczej", gdy nagle pojawiło się pytanie do jednego z naszych działaczy opozycji na emigracji, jak traktować kogoś, kto rozmawia z bezpieką. I to pytanie dotyczyło właśnie Zbigniewa Herberta. A kolejną odsłoną tej sprawy był nierzetelny i nieuczciwy artykuł we "Wprost", w którym Herberta przedstawiono jako współpracownika Służby Bezpieczeństwa. Tymczasem akta SB nie dają najmniejszej podstawy do takiej interpretacji. To, co można powiedzieć w tej sprawie, to jedynie potwierdzić fakt, że od pewnego momentu Herbert prowadził niebezpieczną grę z aparatem bezpieczeństwa PRL, z której wyszedł zwycięsko, choć na pewno nie bez szwanku. Nawet trudno mówić, że prowadził tę grę, bo został w nią przez Służbę Bezpieczeństwa po prostu wciągnięty. To był pojedynek profesjonalistów z amatorem.
PAP: Dlaczego interesowano się Herbertem?
Grzegorz Majchrzak: Po raz pierwszy pisarz był w zainteresowaniu wywiadu już w 1960 roku, gdy wytypowano go do werbunku w związku z działalnością emigracyjną Stronnictwa Pracy. Nic jednak z tego nie wyszło i po raz kolejny wywiad zainteresował się Herbertem w 1967 roku w związku z jego zagranicznymi kontaktami, głównie z paryską "Kulturą". Skupiała ona czołowych przedstawicieli na emigracji i Herbert siłą rzeczy był postrzegany jako potencjalnie bardzo cenne źródło informacji dla SB.
Poza tym należy przypomnieć, że podstawą pomysłu aparatu bezpieczeństwa, by zwerbować Zbigniewa Herberta, było to, że nie był on negatywnie nastawiony do Polski. Bo esbecy dowiedzieli się, że wywiad zachodni próbował go zwerbować przeciwko Polsce Ludowej i po Herberta kategorycznej odmowie uznali, że pisarz pójdzie na współpracę z nimi.
Grzegorz Majchrzak: Nic nie wskazuje na to, iż Herbert w rozmowach z SB przekroczył granicę, której przekraczać nie wolno. Trzeba pamiętać, że w czasach gdy te rozmowy odbywały się nie było jeszcze instrukcji, jak się zachować w takich sytuacjach. Opozycjne opracowanie "Obywatel a Służba Bezpieczeństwa" powstało dopiero kilka lat później.
PAP: Jak wyglądały kontakty Herberta ze Służbą Bezpieczeństwa?
Grzegorz Majchrzak: Pierwsze rozmowy SB z Herbertem były prowadzone pod tzw. przykryciem, czyli pisarz nie wiedział, że rozmawia z esbekami. Były to spotkania związane z chęcią Herberta odbycia podróży na Zachód i koniecznością uzyskania paszportu, bo trzeba przypomnieć, zwłaszcza młodszym osobom, że w PRL nikt paszportu nie miał ot tak po prostu w domu. Ten paszport trzeba było dostać, potem przedłużyć, co umożliwiało bezpiece prowadzenie na ten temat długich rozmów i uzyskiwanie informacji.
Funkcjonariusze wywiadu SB - był to Wydział VIII Departamentu I MSW przeznaczony do walki z środowiskiem emigracyjnym - rozmawiając z Herbertem przedstawiali mu się jako urzędnicy MSZ. Z listów Herberta do państwa Czajkowskich wynika, że on bardzo mocno te rozmowy przeżywał. Nazywał je "bojami i potyczkami paszportowymi". Tymczasem zupełnie inaczej przedstawiali to w swoich sprawozdaniach esbecy, którzy dostrzegali w Herbercie chęć opowiadania o sprawach dotyczących polskiej emigracji. Tyle tylko, że do takich relacji SB należy podchodzić z dystansem i weryfikować je również w innych źródłach.
Po tym, jak Herbert w końcu dowiedział się, z kim ma do czynienia, że to jednak nie urzędnicy MSZ z nim rozmawiają, ale esbecy, natychmiast o tym informował swoje otoczenie. Pisał o próbie werbunku m.in. do Czesława Miłosza, mówił o tym także swoim znajomym, co już z góry przekreślało go jako tajnego współpracownika. W 1970 roku SB ostatecznie rezygnuje z werbunku pisarza, a w kolejnych latach próbuje go, jako literata popierającego opozycję, kompromitować. Zbigniew Herbert był niewygodny dla władzy. Był patriotą i człowiekiem niezłomnym w swych przekonaniach, w swojej działalności antykomunistycznej. Bardzo intensywnie działał dla opozycji demokratycznej.
PAP: W jednym z artykułów stawia pan tezę, że Zbigniewa Herberta bezpieka próbowała otruć.
Grzegorz Majchrzak: Ta dość dziwna sytuacja miała miejsc podczas zjazdu Związku Literatów Polskich, gdy opozycja na czele z Herbertem przygotowywała się do przejęcia władzy w związku. Herbert, który napił się wody w pewnym momencie zasłabł, zatruł się, co potem uznał za efekt działalności SB. Trudno wykluczyć, że tak było, bo jest poszlaka, że Służba Bezpieczeństwa ostatecznie udaremniła te działania opozycji w ZLP, ale z drugiej strony nie ma dokumentu, który mógłby to potwierdzić. Dodajmy jednak, że po takich działaniach przestępczych SB nie zostawiała śladów na papierze.
W PRL władza szykanowała Herberta na różne sposoby. Wypuszczono go na przykład na Zachód - na festiwal, jak pisała SB, o obliczu antysocjalistycznym - by utrącić ekranizację dwóch jego nowel i tym samym uderzyć go finansowo. Tajemniczą historią była też próba doprowadzenia do tego, by Herbert w stanie nietrzeźwym jechał samochodem, by go potem tym kompromitować przed opinią publiczną. Również próbowano zarzucać mu pijaństwo po tym jak raz w Wytwórni Filmów Dokumentalnych Herbert wchodząc tam podał się za wiceministra kultury. SB chodziło o skazanie Herberta za to i następnie podanie tej informacji do wiadomości publicznej. Poza tym podsłuchiwano go, otaczano agentami, stale obserwowano jego działalność.
PAP: Czy jakaś informacja, której udzielił Herbert SB, mogła komuś zaszkodzić?
Grzegorz Majchrzak: Oczywiście nie da się tego wykluczyć, ale wiadomo, że Herbert starał się nie powiedzieć absolutnie nic, co byłoby użyteczne dla esbeków. Trudno jednak powiedzieć, jaka informacja dla SB mogła okazać się przydatną. W rozmowie z esbekami każdy szczegół, pozornie błahy, mógł zostać wykorzystany dla ich celów.
Niezależnie od tego w dokumentacji dotyczącej Zbigniew Herberta nie ma nic, co wskazywałoby na wykorzystanie tych informacji przez SB w jakimś konkretnym celu. Nic nie wskazuje na to, iż Herbert w rozmowach z SB przekroczył granicę, której przekraczać nie wolno. Trzeba pamiętać, że w czasach gdy te rozmowy odbywały się nie było jeszcze instrukcji, jak się zachować w takich sytuacjach. Opozycjne opracowanie "Obywatel a Służba Bezpieczeństwa" powstało dopiero kilka lat później.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ pz/ malk/
Specjalna zakładka - Zbigniew Herbert - 90. rocznica urodzin