27.05.2009 Warszawa (PAP) - Reformatorzy, którzy po 4 czerwca 1989 r. wzięli odpowiedzialność za państwo, nie w pełni zdawali sobie sprawę z tego, w jak złym stanie jest gospodarka. Szalała inflacja, 1,5-proc. wzrost gospodarczy wydawał się nierealny. Po 20 latach wolnego rynku cel, jakim było pobudzenie przedsiębiorczości, został jednak osiągnięty - uważa współautor reform, prof. Jerzy Osiatyński.
Patrząc z perspektywy 20 lat, można powiedzieć, że cele te zostały osiągnięte - uważa ekonomista. "Dziś Polska ma nowoczesną gospodarkę (...) Z dumą obserwuję, jak nasi przedsiębiorcy radzą sobie na rynkach Unii Europejskiej" - dodał.
"Przystępując, wraz z rządem Tadeusza Mazowieckiego oraz z zespołem ekonomistów pod kierownictwem Leszka Balcerowicza do liberalizacji gospodarki, nie miałem żadnych wątpliwości co do tego, że Polacy są przedsiębiorczym narodem i jeżeli tylko stworzy się im odpowiednie warunki, uda się zbudować wolnorynkową gospodarkę" - powiedział Osiatyński, który w latach 1989-1991 był ministrem, kierownikiem Centralnego Urzędu Planowania w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. W 1992-1993 stał na czele ministerstwa finansów w rządzie Hanny Suchockiej.
"W pierwszych dwóch dobach pracy w Centralnym Urzędzie Planowania, w miarę jak dostawałem kolejne raporty o stanie gospodarki, coraz lepiej rozumiałem, że +nie honor mi uciec drzwiami, a przez okno nie mogłem, bo było za wysoko" - ocenił.
Pod koniec lat osiemdziesiątych stan gospodarki był tak zły, że "nie wiadomo było, jaka siła może nas z niego wyprowadzić (...) Przy takim stanie gospodarki osiągnięcie 1,5-procentowego wzrostu w najbliższym roku wydawało mi się czymś nierealnym" - wspomina Osiatyński.
Po roku 1989 trzeba było zmieniać praktycznie wszystko. Stare struktury i instytucje nie przystawały do nowej rzeczywistości. "Niemal od podstaw trzeba było zbudować instytucje charakterystyczne dla gospodarki rynkowej oraz instytucje regulacji państwowej, właściwe dla tej gospodarki" - powiedział profesor.
Przypomniał, że na rok przed podjęciem reform, poziom inflacji w Polsce wynosił 60,2 proc. W roku 1989 inflacja wynosiła już 250 proc., a w roku następnym - 585 proc.
"To gwałtowne przyspieszenie inflacji było efektem uwolnienia cen w roku 1989" - taka operacja była konieczna, ponieważ istniała ogromna nierównowaga pomiędzy podażą dóbr konsumpcyjnych a popytem na nie - wyjaśnił Osiatyński.
"To właśnie z powodu tej nierównowagi przed 1989 rokiem sklepy były puste. Cokolwiek się w nich pojawiło, zaraz znikało. Działo się tak dlatego, że ceny nie były cenami równowagi. Nikt nie miał jednak odwagi ich podnosić" - dodał ekonomista.
Eliminacja tej nierównowagi była istotnym elementem terapii szokowej. "Jej przeprowadzenie było w tej sytuacji konieczne" - powiedział Osiatyński. Dodaje, że "tego typu operacje były przeprowadzane wcześniej m.in. w krajach Ameryki Łacińskiej.
"Chodziło o to, by zdjąć państwową kontrolę nad cenami, co zawsze oznacza ich gwałtowny wzrost, i jednocześnie nie dopuścić do wzrostu płac, który ten wzrost cen by w pełni kompensował" - wyjaśnił Osiatyński, dodając, że na przeprowadzenie takiej operacji nie miał politycznej legitymacji rząd Mieczysława Rakowskiego; miała ją natomiast Solidarność i rząd Tadeusza Mazowieckiego.
Osiatyński podkreślił, że reformy zapoczątkowane w roku 1989 Planem Balcerowicza (10 ustaw uchwalanych przez Sejm w grudniu 1989 roku) nie udałyby się, gdyby nie ogromne zaufanie, jakim obdarzyli reformatorów Polacy. W jego opinii, jednym z przejawów tego zaufania było to, że w bardzo krótkim czasie - czego mało kto się wówczas spodziewał - na rynek trafiło ok. 6-7 mld dolarów trzymanych dotąd w "siennikach".
W roku 1989 na ulicach pojawiła się kupiona za te pieniądze masa towarów przywiezionych nie tylko z pobliskich Niemiec, ale także z Indii i Chin. "Pamiętam, jak tysiące Polaków handlowało nimi potem z łóżek oraz składanych, metalowych budek, zwanych potocznie +szczękami+. Pieniądz rodził pieniądz i po pół roku ci sami ludzie mieli już swoje sklepy" - powiedział Osiatyński.
Jednym z największych wyzwań, przed jakimi stanęli reformatorzy polskiej gospodarki, była budowa systemu bankowego.
"Sytuacja była zła. Nie dające sobie rady w warunkach wolnorynkowych państwowe przedsiębiorstwa szybko upadały, przez co banki traciły nie tylko klientów, ale i aktywa. Nierzadko miały ujemne kapitały własne" - mówił Osiatyński.
Dodał, że dopiero wprowadzenie przez rząd Hanny Suchockiej w roku 1992 ustawy o restrukturyzacji przedsiębiorstw i banków pozwoliło na dokapitalizowanie banków i ich późniejszą prywatyzację. (PAP)
pgo/ drag/ je/ pad/ jbr/