Zamiast wytaczać procesy cywilne za zwroty typu "polskie obozy" lub nawet ścigać za to karnie, lepiej jest występować na bieżąco z żądaniami sprostowań, jak obecnie, bo taka reakcja jest najbardziej racjonalna, gdyż uzyskuje się szybki rezultat i można liczyć na rozgłos medialny - uważają prawnicy, pytani przez PAP.
Adwokat Jerzy Naumann nie widzi wielkich szans w wytaczaniu cywilnych procesów za takie wypowiedzi - zarówno przez państwo, jak i poszczególnych obywateli, i przed polskimi, i zagranicznymi sądami. Dostrzega on taką możliwość jedynie gdyby polskie sądy zaczęły uznawać, że sama przynależność do społeczności, która została pomówiona o zbrodnie, oznacza naruszenie także i indywidualnej sfery dóbr poszczególnego powoda - na równi z dobrami całej zbiorowości.
Zarówno Naumann, jak i profesor prawa karnego Ryszard Stefański, b. wiceprokurator generalny, nie widzą zaś żadnych szans na skuteczność propozycji PiS, by zwrot "polski obóz" był przestępstwem zagrożonym karą do pięciu lat bezwzględnego więzienia. Naumann nazywa ten projekt propagandowym. Stefański podkreśla, że żadne państwo nie wydałoby swego obywatela w takiej sprawie.
Mec. Naumann teoretycznie wyobraża sobie wytaczanie procesów cywilnych w kraju, choć w polskich sądach są problemy z przyznawaniem państwu prawa do występowania w roli powoda. "Na tym polu mamy raczej negatywne przykłady, w związku z czym jest pytanie, czy to jest racjonalne działanie i odpowiednio poważne, żeby kontynuować ścieżki skazane na przegraną, a jest to ośmieszające tego, kto - skądinąd z bardzo słusznych pobudek - taką sprawę uważa za stosowne wytoczyć" - powiedział Naumann.
Pytany o możliwość wytoczenia sprawy cywilnej przed sądem np. w USA, Naumann odparł, że "cel jest słuszny, jest tylko pytanie, czy tam proceduralnie tego rodzaju sprawy miałyby szanse powodzenia; czy też zakończyłyby się takim fiaskiem, jakiego możemy się spodziewać np. w Polsce".
Naumann powiedział, że o wiele skuteczniejsze, bo przede wszystkim natychmiastowe, jest używanie drogi żądania sprostowań. "To też jest nagłaśnianie o wiele silniej niż to, że gdzieś toczy się jakaś sprawa sądowa" - dodał. "Jestem prawnikiem, ale też i pragmatykiem, a to mnie popycha do instrumentów skutecznych, a nie widniejących przede wszystkim na papierze" - podkreślił. Zwrócił uwagę że przecież chodzi o to, by te "niegodne sformułowania" nie były używane, wobec czego trzeba się zastanowić, co służy najlepiej realizacji tego celu. "Według mnie +robienie szumu+ i żądanie sprostowań w możliwie najszerszym medialnie dostępnym sposobie, jest takim pragmatycznym działaniem" - dodał.
Mec. Naumann powiedział, że o wiele skuteczniejsze, bo przede wszystkim natychmiastowe, jest używanie drogi żądania sprostowań. "To też jest nagłaśnianie o wiele silniej niż to, że gdzieś toczy się jakaś sprawa sądowa" - dodał. "Jestem prawnikiem, ale też i pragmatykiem, a to mnie popycha do instrumentów skutecznych, a nie widniejących przede wszystkim na papierze" - podkreślił.
Gdybyśmy wszystkich chcieli pozywać do sądów, to by się kończyło bardzo długimi rozprawami, gdzie na wokandzie byłaby historia Polski. Nie wiem, czy to jest dobry pomysł - mówił kilka dni temu w TVPInfo wiceszef MSZ Rafał Trzaskowski o sprawie znanej wypowiedzi szefa FBI. "Lepiej jest szybko reagować, tak jak dyplomacja powinna, no i pracować nad tym, żeby ta nasza wizja historyczna była popularyzowana w takich krajach, jak Stany Zjednoczone" - dodał.
W marcu br. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił precedensowy pozew obywatela Polski Zbigniewa Osewskiego wobec wydawcy "Die Welt" za użycie w 2008 r. w tej niemieckiej gazecie zwrotu "polski obóz koncentracyjny". Sędzia Eliza Kurkowska uzasadniła, że nie spełniono tu zasady indywidualizacji naruszenia dóbr osobistych, bo inkryminowany zwrot nie dotyczył bezpośrednio ani powoda, ani jego bliskich. Odnosił się zaś do "nieoznaczonej grupy adresatów", a w takim przypadku do uznania roszczenia nie wystarczy sama przynależność do danej grupy - uznał sąd.
Pełnomocnik pozwanej spółki mec. Piotr Niezgódka mówił, że sąd trafnie przyjął, iż jedna osoba nie może reprezentować w procesie cywilnym całego narodu, "bo byłoby to zagrożeniem dla wolności słowa". Osewski zapowiedział apelację.
Sąd nie odrzucił pozwu, jak chciała strona pozwana, bo uznał jurysdykcję polskiego sądu w takiej sprawie, gdyż skoro tekst był dostępny w internecie, to miejscem ewentualnego naruszenia dóbr może być i Polska.
W lutym br. olsztyński sąd oddalił pozew dawnej więźniarki niemieckich obozów za zwrot "polski obóz zagłady" z niemieckiego tygodnika "Focus". Według sądu użycie nieprawdziwych słów nie dotyczyło konkretnie jej lub jej bliskich.
Mec. Naumann uważa, że szanse na wygraną w takim procesie mógłby mieć taki powód, który zostałby "indywidualnie dotknięty taką wypowiedzią". Dodał, że widzi pewną szansę w poszukiwaniu sposobów zmiany obecnej wykładni sądowej na następującą: "Jeżeli należę do społeczności, która została in gremio pomówiona o zbrodnie, to dochodzi do naruszenia także indywidualnej sfery moich dóbr, na równi z dobrami tej zbiorowości". Dodał, że właśnie tu szukałby "innego spojrzenia" na możliwości dochodzenia przez osoby indywidualnie ich praw, a nawet i praw całego narodu.
Zwrot "polskie obozy zagłady" nie wskazuje na to, by zakładali je Polacy, ale tylko na ich położenie geograficzne - uznała w 2013 r. stołeczna prokuratura. Odmówiła ona wtedy śledztwa ws. przestępstwa "publicznego znieważenia narodu polskiego" takim zwrotem z "Rheinische Post". Podkreśliła, że w takich przypadkach konieczne jest reagowanie, np. MSZ, z żądaniem sprostowań.
W 2013 r. PiS wniosło do Sejmu projekt, by używanie zwrotów "polski obóz" było przestępstwem, zagrożonym karą do 5 lat więzienia (ścigani przez Polskę byliby także zagraniczne dziennikarze). Pierwsze czytanie odbyło się w Sejmie w ub.r.
PO zwraca uwagę, że karalna byłaby każda wypowiedź, bez względu na kontekst - dziennikarzy, naukowców oraz polityków. Rząd jest przeciwny projektowi. W opinii rządu podkreślono, że warunkiem odpowiedzialności karnej przed polskim sądem jest uznanie danego czynu za przestępstwo także w państwie, do którego jest adresowany wniosek o ekstradycję. Skoro problem dotyczy niemal wyłącznie zagranicznych środków przekazu lub słów cudzoziemców, to brak tej podwójnej karalności "mógłby być barierą uniemożliwiającą stosowanie projektowanych przepisów" - dodano.
Stefański powiedział PAP, że skoro chodziłoby głównie o osoby z zagranicy, to skuteczność takiej regulacji byłaby równa zeru, bo nie będzie spełnionej zasady podwójnej karalności. "To byłaby sztuka dla sztuki" - dodał.
"To projekt opracowany dla celów polityczno-propagandowych, a nie osadzony w realiach; darujmy sobie rozważania nt. prawdopodobieństwa postawienia np. redaktora naczelnego +New York Timesa+ przed sądem polskim" - ocenił mec. Naumann. "Uchwalenie tego rodzaju przepisu ośmieszałoby nie tylko polskie prawo, ale i państwo, które takie prawa ustanawia" - dodał.
W 2008 r., na wniosek rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego, Trybunał Konstytucyjny niejednomyślnie uchylił przepis Kodeksu karnego o karaniu trzema latami więzienia za "publiczne pomówienie narodu polskiego" o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie. Pozwalał on ścigać sprawców czynów popełnionych poza Polską. Według RPO przepis był nieuzasadnionym ograniczeniem konstytucyjnych wolności wyrażania poglądów i badań naukowych; mógł też doprowadzić do ograniczenia debaty o historii Polski. "Zgodnie z ogólną i powszechnie akceptowaną wiedzą o faktach z przeszłości, przedstawiciele narodu polskiego brali udział w zbrodniach komunistycznych i zbrodniach nazistowskich" - podkreślał Kochanowski.
Liczba śledztw wszczynanych na podstawie tego przepisu była w Polsce znikoma; nie zapadł żaden wyrok. Po wyroku TK wrocławska prokuratura umorzyła śledztwo o pomówienie przez hiszpański dziennik "El Pais" narodu o odpowiedzialność za zbrodnie nazistowskie. Krakowska prokuratura uznała wcześniej, że nie ma podstaw do wszczęcia śledztwa z tego artykułu wobec książki Jana Tomasza Grossa "Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści".
TK nie badał przepisu merytorycznie, a uchylono go jedynie wobec wadliwego sposobu jego uchwalenia - poprawki dodane na etapie prac senackich wykroczyły poza dopuszczalne granice uprawnień Senatu. Teoretycznie parlament mógłby go znów uchwalić, ale zgodnie z konstytucją. Ponadto do 3 lat więzienia grozi w Polsce za "zaprzeczanie zbrodniom nazistowskim i komunistycznym". Przedstawiciel prokuratora generalnego podkreślał, że podobny przepis o ochronie narodu przed pomówieniem o udział w zbrodniach jest tylko w Turcji (na tej podstawie tureckie sądy skazują za publikacje o rzezi Ormian z lat 1915-1917). Na rozprawie w TK mówiono, że godność narodu i tak jest chroniona innymi przepisami, bo np. karalne karą do 3 lat więzienia jest "publiczne znieważanie narodu polskiego".
Według Stefańskiego trudno byłoby podciągnąć takie zwroty jak "polskie obozy" pod artykuł Kk o "publicznym znieważeniu narodu". Można by przyjąć, że to godziłoby w dobro państwa, ale czy w cały naród? - spytał retorycznie. Dodał, że taki zwrot byłby dla prawa karnego "bardziej zniesławieniem niż zniewagą". Stefański uważa, że takie zwroty to raczej wynikające z ignorancji historycznej określenia geograficzne niż przypisywanie Polakom odpowiedzialności za niemieckie obozy, np. przez dziennikarzy z zagranicy. "Nie sądzę, by to było ich zamiarem; oni by w sądzie mówili, że widzieli, że skoro to było w Polsce, to były to polskie obozy" - dodał.(PAP)
sta/ itm/ woj/