
90 lat temu - 15 sierpnia 1935 roku - w samotności i nędzy zmarła Stanisława Przybyszewska, autorka dramatów o rewolucji francuskiej m.in. „Sprawy Dantona”. Za życia pozostająca w cieniu sławnego ojca, uznania doczekała się wiele lat po śmierci.
W czerwcu 1899 roku pisarz Stanisław Przybyszewski legendarny „smutny szatan”, guru młodopolskiej cyganerii, przyjechał do Lwowa wygłosić odczyt na temat Chopina. Żonaty z Dagny Juel, rozpoczynający właśnie romans z Jadwigą Kasprowiczową, wchodzi także w relację z lwowską portrecistką, Anielą Pająkówną. Ta pochodząca z prostej rodziny malarka, wychowana jednak została w kręgu rodzinnym Pawlikowskich, zwanych Medyceuszami z Medyki. Owoc związku z Przybyszewskim - córkę Stasię - urodziła mając trzydzieści siedem lat. Często postrzega się Pająkównę jako ofiarę „młodopolskiego demona”, córka jednak widziała ich związek jako spotkanie dwu silnych osobowości. Matka była dla niej wzorcem na całe życie - w 1933 roku, na prośbę Stanisława Helsztyńskiego Stanisława spisała jej portret, w którym podkreśla jej dzielność i poczucie honoru, nazywając ją rycerzem i samurajem.
Stosunek Przybyszewskiego do matki najmłodszego, szóstego z kolei dziecka, był pozbawiony odpowiedzialności. W listach zapewniał o miłości wyłudzając jednocześnie pożyczki, których z zasady nie oddawał. Pająkówna, choć wcześniej radziła sobie jako malarka, jako samotna matka została wyrzucona poza nawias dobrego towarzystwa. Co więcej – pisała po latach Stanisława w obszernym liście do Stanisława Helsztyńskiego […] – „w Lwowie moralny ostracyzm, kreślony przeciw nielegalnej matce – niszczył zarazem karierę artystki. Utrudniano mamie wystawę obrazów, ponieważ miała córkę – nie nosząc obrączki”.
Dlatego Aniela z sześcioletnią córką wyjechała z Polski. W 1909 roku osiadła na stałe w Paryżu, gdzie Stanisława poznała biegle francuski, niemiecki i angielski. Po śmierci matki w 1912 roku znalazła się pod opieką ciotki Heleny Barlińskiej. W 1914 roku krewni pomogli jej uzyskać nazwisko ojca. Pierwsze lata I wojny światowej Przybyszewska spędziła w Wiedniu, w 1917 roku zamieszkała w Krakowie, gdzie w 1920 roku zrobiła maturę w seminarium nauczycielskim. Tam też spotkała ojca, z którym po śmierci matki nieomal straciła kontakt. 18-letnia Stasia najpierw napisała do niego, a gdy przyjechał do Krakowa, poszła na jego odczyt i rzuciła mu się na szyję.
Przez ponad rok ojciec był dla Stasi przedmiotem fascynacji, aby być bliżej niego przeniosła się do Poznania, gdzie osiadł. Pracowała w Dyrekcji Pocztowej, po czym w szkole, studiując jednocześnie na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Poznańskiego. Nawiązała kontakty artystyczne ze środowiskiem pisma „Zdrój”, gdzie debiutowała w 1922 roku jako tłumaczka.
Ojciec ostatecznie rozczarował Stanisławę i jako człowiek i jako artysta.
Z trudem akceptująca Stanisławę żona Przybyszewskiego Jadwiga (wcześniej Kasprowiczowa), wymogła na mężu wyprowadzkę z Poznania, co miało go wyrwać z towarzystwa, które, zdaniem żony, miało na niego fatalny wpływ. Chodziło przede wszystkim o łatwy dostęp do narkotyków, którymi zachwyciła się w tej epoce również Stasia. Morfinę załatwiał Przybyszewskiemu związany ze „Zdrojem” młody malarz Jan Panieński, za którego Stanisława wyszła za mąż dwa lata później.
Panieński uczył w Gimnazjum Polskim w Gdańsku. Stanisława zamieszkała z nim w skrajnie prymitywnych warunkach w służbowym baraku nr 12. W 1925 roku Jan zmarł, przypuszczalnie przedawkowawszy morfinę, a Stanisława pozostała bez środków do życia, choć pozwolono jej zachować mieszkanie. Utrzymywała się początkowo z korepetycji językowych, żeby wkrótce całkowicie zdać się na stypendia i zapomogi Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Zajmowała się pracą literacką i malarstwem, współpracowała z gdańskim Towarzystwem Przyjaciół Nauki i Sztuki. Żyła w całkowitej abnegacji i izolacji od świata, jeśli nie liczyć korespondencji, która prowadziła z ojcem, ale też Leonem Schillerem, Antonim Słonimskim, Mieczysławem Grydzewskim.
Od dziecka fascynowała ją Wielka Rewolucja Francuska, a zwłaszcza postać Robespierre'a. Najpełniej temat ten rozwinęła w utworach dramatycznych. W jednoaktówce „Dziewięćdziesiąty trzeci” opisała tragedię rodzinną spowodowaną wydarzeniami rewolucyjnymi. Pięcioaktową „Sprawę Dantona” poświęciła analizie walki politycznej o władzę wewnątrz obozu rewolucyjnego. Trzeci dramat Stanisławy Przybyszewskiej – „Thermidor” – zachował się w oryginale niemieckim (na język polski przetłumaczył go Stanisław Helsztyński) - to obraz załamania dyktatury rewolucyjnej. Sztuki Przybyszewskiej rewidowały poglądy na temat rewolucji francuskiej, rehabilitując szczególnie postać Robespierre'a.
Za życia pisarki jej twórczość była prawie nieznana choć doczekała się dwóch inscenizacji „Sprawy Dantona”. Żadna jednak nie była sukcesem, mimo że we Lwowie jej sztukę reżyserował Edmund Wierciński (z inicjatywy i przy współpracy Leona Schillera, 1931), a w warszawskim Teatrze Polskim - Aleksander Zelwerowicz. Po II wojnie „Sprawę Dantona” wprowadził na sceny reżyser Jerzy Krasowski. Sensacją stała się inscenizacja „Sprawy Dantona” przygotowana przez Andrzeja Wajdę w 1975 roku na otwarcie nowo usytuowanego Teatru Powszechnego w Warszawie. W 1982 roku Wajda wyreżyserował na podstawie tego dramatu film „Danton” – rolę tytułową zagrał Gerard Depardieu, a Robespierre'a – Wojciech Pszoniak.
Jolanta Janiczak, reżyserka spektaklu o Stanisławie Przybyszewskiej (Gniezno 2024), uważa, że świadomie odrzuciła ona społeczne konwenanse i starania o poprawę swojego bytu decydując się na najbardziej ryzykowny sposób egzystencji - samotny, opłacony nędzą, głodem, zimnem, ale jednocześnie pozwalający dobrowolnie dysponować swoim czasem i energią. Przybyszewska przeżyła 12 lat w nieogrzewanym baraku, płacąc wysoką cenę za artystyczną wolność. „Przemarznięta i głodna, siadała do pisania o dziesiątej wieczorem i pracowała do rana. Sama wyznaczyła sobie pory aktywności i odpoczynku. (...). Samotnie przeżywała załamania, frustracje, poczucie wyobcowania, odrzucenia i przede wszystkim niezrozumienia przez świat” - mówiła Janiczak.
Przybyszewska była morfinistką i godziła się na konsekwencje nałogu. Zdecydowanie odmawiała leczenia. Gdy w lutym 1933 Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego uzależniło dalszą pomoc finansową (stanowiącą wtedy podstawę egzystencji pisarki) od podjęcia leczenia w zakładzie dla nerwowo chorych w Kocborowie nie wyraziła zgody. Zmarła przedwcześnie, w wieku zaledwie 34 lat, wskutek wyniszczenia organizmu przez skrajną nędzę i narkotyki.
Została pochowana na cmentarzu dla gminy bezwyznaniowców, grób jej uległ zniszczeniu podczas działań wojennych w 1945 roku. (PAP)
aszw/