Wpływ okupacji rosyjskiej na Warszawę w latach 1815-1915 był zdecydowanie negatywny – ocenia Jerzy S. Majewski, varsavianista. 5 sierpnia mija 100 lat, odkąd Niemcy podczas Wielkiej Wojny zajęli opuszczone przez carskie wojska miasto.
PAP: W roku 1815, pod kuratelą rosyjską powstaje Królestwo Polskie...
Jerzy S. Majewski: Było to szczątkowe państwo polskie, ale obdarzone autonomią i posiadające własne władze. Gdy car Aleksander I powoływał je do życia, to Polacy powitali ten gest z wielką nadzieją. W gruncie rzeczy, byli mu bardzo wdzięczni za to, że nie zniszczył do szczętu ich podmiotowości politycznej. Mógł przecież dawne polskie ziemie wcielić do imperium rosyjskiego, albo przywrócić stan terytorialny sprzed wojen napoleońskich, czyli oddać je Prusom.
Rosyjski car stworzył państwo, które działało bardzo sprawnie. Miało ono własne wojsko i własny skarb. Dobrze funkcjonowało gospodarczo. Wprowadzono w tym czasie wiele reform ekonomicznych. Głównie z krajów niemieckich sprowadzano do kraju rzemieślników, by pomogli stworzyć przemysł. Ściągano urzędników, również najczęściej z państw niemieckich, by wdrażali sprawne rozwiązania administracyjne.
No i oczywiście Warszawa była centrum życia kulturalnego narodu polskiego. Powstał tu uniwersytet. Arystokratyczne kongresowe elity, które miały rozległe kontakty w całej Europie, zapraszały do Warszawy wybitnych artystów, jak choćby skrzypka Paganiniego. Istniał więc duży margines wolności kulturalnej.
Władza rosyjska w Królestwie Polskim była przede wszystkim wojskowa, reprezentowana przez księcia Konstantego Pawłowicza Romanowa. Był on zwierzchnikiem zdublowanego wojska rosyjskiego, zgodnie z zasadą, że każdej polskiej jednostce musi odpowiadać jednostka carska. Polskim wicekrólem – urząd królewski sprawował Aleksander I – był książę Józef Zajączek.
PAP: Jak w tym czasie układały się relacje polsko-rosyjskie w stolicy?
Jerzy S. Majewski: To nie były jakieś przyjazne stosunki, ale miały one poprawny charakter. Polacy wciąż pamiętali rzeź mieszkańców Pragi dokonaną przez oddziały carskie pod dowództwem Aleksandra Suworowa. Pamiętali też o Konstytucji 3 Maja. Niemniej – z powodów, o których mówiłem wcześniej – sympatią Polaków cieszył się car Aleksander I.
Te w miarę pozytywne relacje z czasem zaczęły się psuć z powodu nadużyć dokonywanych przez rosyjskie władze wojskowe, które łamały konstytucję Królestwa Polskiego i były w tym bezkarne. Napięciom polsko-rosyjskim sprzyjała również sytuacja polityczna w Europie, w szczególności powstanie belgijskiej państwowości. Pojawiło się zagrożenie, że polskie jednostki mogą zostać tam wysłane w celach interwencyjnych, przeciwko czemu szczególnie buntował się niższy korpus podoficerski.
Władza rosyjska w Królestwie Polskim była przede wszystkim wojskowa, reprezentowana przez księcia Konstantego Pawłowicza Romanowa. Był on zwierzchnikiem zdublowanego wojska rosyjskiego, zgodnie z zasadą, że każdej polskiej jednostce musi odpowiadać jednostka carska. Polskim wicekrólem – urząd królewski sprawował Aleksander I – był książę Józef Zajączek.
PAP: Splot tych wszystkich czynników stał się przyczyną wybuchu Powstania Listopadowego w 1830 roku, które zakończyło się klęską rok później. Co to zmieniło w relacjach polsko-rosyjskich?
Jerzy S. Majewski: Absolutnie wszystko. Powstanie Listopadowe było momentem zwrotnym we wzajemnych stosunkach. Co prawda, Rosjanie zajmując Warszawę we wrześniu 1831 roku nie dopuścili się jakichś strasznych czynów motywowanych chęcią odwetu, ale wkrótce zaczęły się stopniowe i dogłębne represje. Zaczyna się w historii warszawy „Noc paskiewoczowska” - nazwa wzięła się od nazwiska nowego namiestnika Królestwa Polskiego, Iwana Paskiewicza.
Zaczęto metodycznie i konsekwentnie niszczyć wszystkie dotychczasowe osiągnięcia niesuwerennej polskiej państwowości. Ogromną część tych posunięć stanowiły działania godzące w samą tożsamość kulturową polskiego państwa, takie jak zamknięcie uniwersytetu, połączone z wywiezieniem jego zbiorów w głąb Rosji. Zlikwidowano również Towarzystwo Warszawskie Przyjaciół Nauk. Warszawa przestała się rozwijać, uciekały z niej elity intelektualne. Liczące się niegdyś w Europie miasto stało się prowincjonalną „dziurą”, leżącą gdzieś tam na krańcach rosyjskiego imperium.
Paskiewicz narzucił stolicy bardzo autorytarne rządy. W Warszawie i jej okolicach pojawiło się mnóstwo wojska. Jazda czerkieska zajęła na cele koszarowe i stajenne Arkady Kubickiego nieopodal Zamku Królewskiego, co Polacy odebrali jako potwarz. Czerkiesi brutalnie tłumili jakiekolwiek polskie zamieszki i demonstracje.
O ile przed powstaniem stosunek do Rosjan mógł być ambiwalentny, to teraz stał się jednoznacznie negatywny. Rosjanie budzili już tylko i wyłącznie nienawiść.
PAP: Trzydzieści dwa lata później doszło do kolejnego politycznego wstrząsu w relacjach polsko-rosyjskich – Powstania Styczniowego, również nieudanego. Noc, którą zapoczątkowały rządy Paskiewicza, stała się jeszcze czarniejsza...
Jerzy S. Majewski: Rzeczywiście, tak działo się w pierwszych latach po upadku powstania. Rosyjski stał się językiem urzędowym, nawet tabliczki z nazwami ulic pisano cyrylicą. Zaczął się czas przymusowej rusyfikacji, która objęła również szkolnictwo, gdzie już nie można było nauczać w języku polskim. Celem stało się wynarodowienie najmłodszych pokoleń Polaków, tak by w przyszłości przeobraziły się one w wiernych rosyjskich poddanych.
Ale w tym czasie doszło też do ważnej zmiany kulturowej. Krytyce poddano powstania – kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe – oraz w ogóle samą ideę powstań. Pojawiło się myślenie pozytywistyczne, a więc w kategoriach nie walki zbrojnej, ale pracy u podstaw. Znaczna część polskich elit nabrała przekonania, że o wiele ważniejsze jest budowanie przemysłu i nowoczesnej gospodarki, niż chwytanie za broń.
W tym czasie pojawił się w Warszawie generał Sokrates Starynkiewicz, który został prezydentem miasta. Choć był on lojalnym poddanym cara, to jednocześnie pojmował swoje zadanie jako pracę dla dobra mieszkańców. Jego władza nosiła pewien rys demokratyczny, bo nie działał on autorytarnie, ale starał się pytać mieszkańców o zdanie w różnych sprawach. Była to absolutna nowość po tych kilkudziesięciu mrocznych latach, które upłynęły od upadku Powstania Listopadowego.
Należy też zwrócić uwagę na to, że w tamtym okresie w Warszawie nie było już polskiego samorządu, co oznaczało, iż nie funkcjonuje w żaden sposób społeczeństwo obywatelskie. I to właśnie Starynkiewicz stworzył jego zalążki. Poniekąd dzięki niemu, kiedy Rosjanie opuszczali w 1915 roku Warszawę, to społeczeństwo obywatelskie już normalnie funkcjonowało. Dzięki temu kres rosyjskiej okupacji nie wiązał się z żadnymi niepokojami społecznymi, bo kontrolę nad miastem przejął polski Komitet Obywatelski a porządku pilnowała Straż Obywatelska.
Co ciekawe, sami Rosjanie uważali Starynkiewicza – właśnie z uwagi na jego działalność – za zdrajcę.
Powstanie Listopadowe było momentem zwrotnym we wzajemnych stosunkach. Co prawda, Rosjanie zajmując Warszawę we wrześniu 1831 roku nie dopuścili się jakichś strasznych czynów motywowanych chęcią odwetu, ale wkrótce zaczęły się stopniowe i dogłębne represje.
PAP: Po Rewolucji 1905 roku liberalizacja pogłębiła się...
Jerzy S. Majewski: Ta rewolucja trwała w Warszawie dobre trzy lata. W moim przekonaniu zakończyła się ona ogromnym sukcesem. Przedstawiciele Polski weszli do rosyjskiego parlamentu – Dumy. Zaczął się też odradzać polski samorząd, co byłoby – chcę to podkreślić – niemożliwe bez wcześniejszej działalności Starynkiewicza. Powstały liczne i legalnie już działające stowarzyszenia. Znów można było nauczać w języku polskim – oficjalne zaczęły działać polskie szkoły. Liberalizacja była widoczna również w prasie, ponieważ można było już bez lęku podejmować na jej łamach tematy dotyczące Powstania Styczniowego i pisać o nim krytycznie. Zaistniał duży margines narodowej wolności dla Polaków.
PAP: Istotnym elementem rosyjskiej dominacji była religia prawosławna. Przez 100 lat swojej obecności Rosjanie zbudowali w Warszawie wiele cerkwi. Polityczny wymiar ich wznoszenia był również widoczny dla polskich publicystów. Pisał Tadeusz Racławicki: „Patrzcie, mówią, wskazując na te znamiona dotykalne swojej potęgi, ile cerkwi, tyle pieczęci, stwierdzających własność naszą, my tu już nie przybysze, nie tymczasowi zdobywcy, lecz gospodarze”.
Jerzy S. Majewski: Najważniejszą funkcję symboliczną pełniła świątynia wybudowana na Placu Saskim. Powstawała niemal 20 lat, pierwsze prace zaczęto w latach 80. XIX stulecia. Górowała nad otoczeniem swoją blisko 75-metrową dzwonnicą. Ta budowla miała pokazywać, że Warszawa jest miastem rosyjskim. To, że stała ona w centralnym miejscu miasta, miało istotny polityczny wydźwięk.
Cerkwi powstało przez ten okres w warszawie bardzo wiele. Wynikało to też z tego, że każdy stacjonujący w mieście pułk miał swoją własną świątynię. Przebudowywano również na ten cel kościoły katolickie, co również miało polityczne znaczenie. Niekiedy – jak np. w Kaliszu, gdzie powstał piękny sobór – budowano cerkwie w pobliżu parafii katolickich, by tym samym podkreślać rosyjską dominację.
Gdyby nie było Powstania Listopadowego, to pewnie i tak w Warszawie powstałyby jakieś świątynie prawosławne, ale na pewno nie miałyby one takiego politycznego i propagandowego znaczenia.
Procesy kształtowania się nowoczesnego społeczeństwa politycznego przyszły na ziemie Królestwa Polskiego ze znacznym opóźnieniem. To była ogromna strata, która ma swoje negatywne konsekwencje jeszcze dzisiaj. Rosyjskie rządy cechowały się również brakiem szacunku dla przestrzeni urbanistycznej, co pozostawiło swój ślad w tkance miasta.
PAP: Jak po tych wszystkich trudnych latach okupacji Polacy żegnali Rosjan w 1915 roku?
Jerzy S. Majewski: Niektórzy z żalem (śmiech). Aby tę reakcję zrozumieć, trzeba się cofnąć do roku 1914, kiedy wybuchła Wielka Wojna. Polacy uznali wtedy armię carską za swoją. Wynikało to z wpływu antyniemieckiej prasy, która szeroko informowała o prowadzonej od wielu lat agresywnej germanizacji na ziemiach zaboru pruskiego. Ale istotne znaczenie miało też to, że Niemcy zaraz na początku wojny spalili Kalisz, co przelało czarę goryczy i bezpośrednio spowodowało wzrost nastrojów prorosyjskich. Dlatego żołnierzy żegnano dość czule i raczej powszechnie życzono im zwycięstwa.
Warto zauważyć, że Rosja miała też ogromne poparcie polskiego chłopstwa, które straszyła wizją powrotu pańszczyzny i wyzysku przez polską szlachtę.
PAP: Co 100 lat rosyjskiej obecności zmieniło w kulturze i mentalności warszawiaków?
Jerzy S. Majewski: W pewien sposób pozbawiło Warszawę XIX wieku. Procesy kształtowania się nowoczesnego społeczeństwa politycznego przyszły na ziemie Królestwa Polskiego ze znacznym opóźnieniem. To była ogromna strata, która ma swoje negatywne konsekwencje jeszcze dzisiaj.
Rosyjskie rządy cechowały się również brakiem szacunku dla przestrzeni urbanistycznej, co pozostawiło swój ślad w tkance miasta. Wynikało to z tego, że ład przestrzenny jest związany z kulturą miejską, a ta zawsze przychodziła do Polski z Zachodu, w szczególności z Niemiec. Natomiast w Rosji tradycja miejska była raczej słaba, co miało też wpływ na Warszawę.
Poza tym, system rosyjskiej władzy był korupcjogenny i negatywnie w tym względzie uformował całe pokolenia Polaków. O ile zabór pruski kształtował postawy obowiązkowości i szacunku do prawa, to coś takiego było tu nieobecne. Kiedy Michał Drzymała zamieszkał w wozie, to stworzył prawny problem dla władz pruskich i szukały one legalnego sposobu złamania oporu Polaka. W zaborze rosyjskim to byłoby niemożliwe – po prostu siły porządkowe zabrałyby wóz i byłoby po wszystkim. Rosjanie nie szanowali prawa, stąd cwaniactwo stało się normą. Oceniając więc całościowo, ten wpływ był zdecydowanie negatywny.
PAP: A czy Rosjanie pozostawili po sobie coś pozytywnego?
Jerzy S. Majewski: Tak, samowary i herbatę.
Rozmawiał Robert Jurszo (PAP)