Tablicę upamiętniającą niemieckie wysiedlenia i deportacje ludności polskiej, do jakich doszło na Zamojszczyźnie podczas II wojny światowej, odsłonięto w niedzielę w Szczecinie. Jej inicjatorem jest jedna z osób, która była świadkiem tych wydarzeń.
Tablicę umieszczono w szczecińskim kościele pod wezwaniem Świętej Rodziny, a poświęcił ją metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga. Uroczystość zgromadziła m.in. osoby, które urodziły się na Zamojszczyźnie i przeżyły tragiczne wydarzenia związane m.in. z wysiedleniami i deportacjami do obozów koncentracyjnych.
Niemcy szukali podczas drugiej wojny światowej nowych przestrzeni życiowych; w Polsce wysiedlano całe miejscowości, ale najbardziej spektakularne cierpienia spotkały ziemię zamojską - mówił podczas mszy świętej abp Dzięga. "Pierwszych kilka miejscowości w ramach tej akcji na ziemi zamojskiej wysiedlono już jesienią 1941 r. Chociaż główna akcja, dziesiątki tysięcy ludzi wysiedlonych, zamordowanych, skierowanych do obozów, wywiezionych na roboty, trwała od listopada 1942 r. do marca 1943 r." - przypomniał.
Inicjatorem tablicy jest od wielu lat związany ze Szczecinem, ale urodzony przed wojną na Zamojszczyźnie Józef Hałasa. Jak powiedział, upamiętnienie tragicznych losów ziemi zamojskiej to odpowiedź na wciąż małą wiedzę na temat tego, co wydarzyło się tam podczas wojny.
Niezwykle dramatyczne doświadczenia dotyczyły rodziców, którym zabierano wtedy dzieci - podkreślał abp. "Największym dramatem kilkunasty tys. polskich dzieci z Zamojszczyzny było to, że po selekcji skierowano je do programu tzw. germanizacji, a więc do domów dziecka i rodzin niemieckich, żeby wyrwać z nich korzenie polskie. Z tej liczby, jak podają źródła, zaledwie około 800 dzieci po wojnie zostało odnalezionych i rozpoznanych, pewna grupa z nich trafiła do Szczecina" - powiedział Dzięga.
Inicjatorem tablicy jest od wielu lat związany ze Szczecinem, ale urodzony przed wojną na Zamojszczyźnie Józef Hałasa. Jak powiedział dziennikarzom, upamiętnienie tragicznych losów ziemi zamojskiej to odpowiedź na wciąż małą wiedzę na temat tego, co wydarzyło się tam podczas wojny.
Jak opowiadał Hałasa, w 1942 r. wraz z rodziną przebywał w obozie przejściowym w Zamościu, skąd Niemcy kierowali polskie rodziny po wysiedleniu m.in. do obozów koncentracyjnych.
"Będąc w obozie, poszedłem do niewielkiego baraku, w którym mieszkała zaprzyjaźniona rodzina zapytać, gdzie jest mój kolega" - opowiadał Hałasa. "Kiedy wychodziłem stamtąd, nagle natknąłem się na komendanta obozu, który wyciągnął pistolet, odbezpieczył go i powoli unosił. Już był na wysokości brzucha, kiedy nagle matka mojego kolegi wyszła i powiedziała: +Panie komendancie, on do mnie przyszedł+. A ponieważ miała na niego wpływ, on powiedział do mnie: +Jeszcze raz i szlag cię trafi+ i schował pistolet. Ja się wtedy ponownie urodziłem" - zakończył wyraźnie wzruszony.
Na tablicy widnieje napis: "Dla upamiętnienia i oddania czci mieszkańcom Zamojszczyzny poddanych w latach 1942 – 1944 ogromowi cierpień związanych z wysiedleniami i deportacją do niemieckich obozów zagłady w Oświęcimiu (Auschwitz) i Majdanku, masowym rozstrzeliwaniom i paleniom całych wsi w odwecie za opór i walkę oddziałów partyzanckich ze szczególnym podkreśleniem dramatycznego losu dzieci Zamojszczyzny – ku przestrodze i wiecznej pamięci naszym następcom – ocaleni z pogromu wieloletni mieszkańcy Szczecina".
10 grudnia 1942 r. z obozu przejściowego w Zamościu wyruszył do niemieckiego obozu Auschwitz pierwszy transport Polaków z Zamojszczyzny. Deportacje do Auschwitz były częścią zaplanowanych przez Niemców wysiedleń polskiej ludności z Zamojszczyzny. Wiązały się one z planami stworzenia "niemieckiej przestrzeni życiowej" na Wschodzie.
Do KL Auschwitz Niemcy deportowali w sumie ok. 1,3 tys. mieszkańców Zamojszczyzny, 80 proc. z nich zginęło.
Niemcy wstrzymali akcję wysiedleńczą, gdy skomplikowała się sytuacja ich wojsk na Wschodzie, a na Zamojszczyźnie narastał ruch oporu.(PAP)
res/ hgt/