Wtedy wszyscy byliśmy jednością, wszyscy młodzi trzymali się razem - mówiła w Muzeum Powstania Warszawskiego łączniczka Brygady Dywersji Kedywu „Broda 53” Urszula Katarzyńska ps. „Ula”. Spotkanie zainaugurowało nowy cykl spotkań pt. „Powstańcze wspomnienia” uczestników Powstania Warszawskiego z wolontariuszami Muzeum.
W trakcie Powstania Warszawskiego Katarzyńska przeszła przez trzy walczące dzielnice miasta: Stare Miasto, Śródmieście i Czerniaków. Szczególne miejsce we wspomnieniach „Uli” zajmują przejścia kanałami. „Wierzyliśmy, że powstanie może się udać. Dopiero w trakcie przechodzenia kanałami do innych dzielnic utraciliśmy wiarę w jego szanse” – wspominała łączniczka AK. Mimo to dotarcie kanałami do Śródmieścia z oblężonej i bez przerwy ostrzeliwanej Starówki Katarzyńska wspomina jako jeden z najszczęśliwszych momentów jej służby.
Katarzyńska opowiadała o codzienności żołnierzy powstania: „często pytają nas, czy mieliśmy co jeść. Jedzenie na Starym Mieście było bardzo dobre, ponieważ mieliśmy dostęp do zdobytych magazynów niemieckich na Stawkach. Tam było wiele rzeczy, np. konserwy. Początkowo wydawało się nam, że będzie dobrze”. Niektóre z powstańczych oddziałów charakteryzowały się specyficznymi zwyczajami: „był taki przesąd u nas, że jak się człowiek cały umyje to zginie. Niestety to się sprawdzało”.
W trakcie Powstania Warszawskiego Katarzyńska przeszła przez trzy walczące dzielnice miasta: Stare Miasto, Śródmieście i Czerniaków. Szczególne miejsce we wspomnieniach „Uli” zajmują przejścia kanałami. „Wierzyliśmy, że powstanie może się udać. Dopiero w trakcie przechodzenia kanałami do innych dzielnic utraciliśmy wiarę w jego szanse” – wspominała łączniczka AK.
„Najgorzej było na Czerniakowie. Tam walczyło się o pokoje, izby, schody każdego domu, dosłownie o wszystko” – wspominała Katarzyńska. Po podjęciu decyzji o wycofaniu się powstańców na Mokotów „Ula” po raz kolejny przeszła trudny szlak kanałów. Pełniła ona funkcję przewodniczki: „przyszło polecenie, że dwie ostatnie osoby mają pozostać, aby przeprowadzić kolejną grupę do szóstego włazu. Szliśmy po twardym, co oznaczało, że pod stopami mamy porzuconą przez wyczerpanych żołnierzy broń. Często, zaś czuć było, że idzie się po ciałach innych”. „Ula” dodała, że przechodzono głównie nocami, aby być niezauważonymi przez Niemców: „wówczas szło się głównie po węchu, wyczuwając świeższe powietrze przy włazach”.
W przetrwaniu powstania pomogły Katarzyńskiej wspomnienia związane z jej, jak sama określiła „pierwszą miłością” podporucznikiem Andrzejem Malinowskim ps. „Włodek” z Batalionu „Zośka”. 13 lipca 1944 r. podczas przewożenia broni, samochód, którym jechał wraz z kolegą, został zatrzymany przez niemiecki patrol. Obaj akowcy rzucili się do ucieczki, w trakcie której „Włodek” zginął. „Pukiel włosów z krwią odcięty przez jego matkę oraz jego zdjęcia przeszły ze mną przez całe powstanie w mojej panterce” wspominała Katarzyńska. Mimo osobistej tragedii „Ula” dzień przed wybuchem powstania zawiadomiła wiele oddziałów o planowanym wybuchu.
Losy Katarzyńskiej potoczyły się inaczej niż większości powstańców ponieważ udało jej się uniknąć niewoli. Na polecenie swojego dowódcy opuściła Mokotów wraz z ludnością cywilną. Przed trafieniem do obozu w Pruszkowie uratował ją dokument, w którym była fikcyjnie zameldowana u rodziny w Kielcach, gdzie spędziła resztę wojny.
Według Katarzyńskiej otrzymała ona wraz ze swoimi przyjaciółmi przygotowanie do służby w AK. Uczęszczała do prestiżowego Gimnazjum im. Królowej Jadwigi: „dyrektorka była wielce patriotyczna. Była dla nas ostra, mores znałyśmy. Wydaje mi się, że tak powinno być”. Oprócz nauki przyszła łączniczka poświęcała się służbie w harcerstwie. Również w domu wyczuwało się atmosferę patriotyzmu. Ojciec „Uli” był żołnierzem I Brygady Legionów do których wstąpił już w sierpniu 1914 r., gdy oddziały Piłsudskiego wkroczyły do jego rodzinnych Kielc.
Łączniczki Armii Krajowej odgrywały kluczową rolę w funkcjonowaniu pionów wojskowego i cywilnego Polskiego Państwa Podziemnego oraz w trakcie powstania warszawskiego. Do ich zadań należało przenoszenie meldunków, rozkazów, broni i podziemnej prasy. W okresie powstania jako jedyne utrzymywały kontakt z oblężonymi przez Niemców dzielnicami Warszawy.
Służba łączniczek Armii Krajowej była skrajnie niebezpieczna. Wpadnięcie w ręce Niemców wraz z konspiracyjnymi materiałami oznaczało wyrok śmierci oraz ryzyko dekonspiracji całego oddziału.
Michał Szukała (PAP)
szuk/ls/