W czerwcu 1976 roku komunistyczna władza po raz pierwszy ugięła się pod naciskiem robotników. Zwyciężyliśmy, ale przyszło nam za to zapłacić wysoką cenę - mówi prezes Stowarzyszenia Radomski Czerwiec’76, uczestnik wydarzeń czerwcowych, Stanisław Kowalski.
25 czerwca 1976 roku w proteście przeciwko planowanym przez rząd drastycznym podwyżkom cen na ulice Radomia wyszło 20-25 tys. ludzi. "To była niecodzienna sytuacja. Ludzie w ubraniach roboczych opuścili zakłady pracy" - wspomina Stanisław Kowalski, wówczas 22-letni pracownik Zakładów Metalowych im. gen. Waltera, obiecujący bokser. "Dosłownie pofrunąłem z nimi. To był poryw serca, nie było żadnego planu, wszystko odbywało się spontanicznie. Czułem, że to nasze pięć minut" – dodaje radomianin.
Dzień wcześniej premier Piotr Jaroszewicz zapowiedział w Sejmie podwyżki cen wielu artykułów żywnościowych (m.in. drób miał podrożeć o 30 proc., masło - o 60 proc., nabiał – o 64 proc., ryż – o 150 proc., cukier – o 90 proc., schab wieprzowy - o 79 proc., szynka gotowana - o 107 proc.). Powodem do niezadowolenia był też zapowiadany niesprawiedliwy system rekompensat za wprowadzenie podwyżek (zarabiający poniżej 1300 zł mieli otrzymać 240 zł, zarabiający powyżej 6000 zł – 600 zł).
Protest rozpoczął się na wydziale P-6 w Zakładach Metalowych im. gen. Waltera. Jako pierwsze przerwały prace kobiety. Strajk szybko rozprzestrzenił się na kolejnych wydziałach „Waltera”. Robotnicy masowo opuszczali fabrykę, po drodze zabierali ze sobą pracowników innych zakładów. „Wchodziliśmy na teren fabryki i namawialiśmy pracowników, żeby poszli z nami, wyłączaliśmy maszyny, bo zakładowi działacze partyjni przeszkadzali nam, straszyli ludzi konsekwencjami” – wspomina Kowalski.
Manifestanci zmierzali przed siedzibę Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Zgromadziło się tam kilka tysięcy ludzi. Około południa demonstranci weszli do budynku i nakłonili I sekretarza KW Janusza Prokopiaka do przekazania do Warszawy żądania odwołania podwyżki. Odpowiedź miała być za dwie godziny. „Przedwcześnie uznaliśmy, że odnieśliśmy zwycięstwo. Poczuliśmy się pewnie, bo dygnitarz partyjny uległ, zaczął z nami rozmawiać. To uśpiło naszą czujność” – opowiada Kowalski.
Kiedy robotnicy oczekiwali na odpowiedź ze stolicy, funkcjonariusze MO i SB ewakuowali tylnym wyjściem przedstawicieli partii. Demonstranci wkroczyli ponownie do siedziby komitetu. „Ludzie stracili cierpliwość, a robotnik oszukany staje się groźny. Widzimy piękne sprzęty, pełną przepychu kantynę: koniaki, wódka, szynki. Niektórzy ze złości zaczęli demolować budynek. Ktoś krzyknął: spalić ich” – opowiada Kowalski.
Funkcjonujący w MSW sztab operacji „Lato ’76”, koordynujący działania resortu w czasie „operacji cenowej”, skierował do Radomia oddziały ZOMO z Warszawy, Łodzi, Kielc i Lublina oraz słuchaczy Wyższej Szkoły Oficerskiej MO w Szczytnie. Wieczorem zwarte oddziały MO liczyły około 1550 funkcjonariuszy.
Stanisław Kowalski: Widziałem sytuację, gdy uciekała młoda kobieta z wózkiem. Mundurowy dobiegł do niej i strugnął ją przez plecy. Ona upadła, wózek poleciał na rusztowanie od remontowanej kamienicy. Wyrwałem deskę i zamachnąłem się nią na funkcjonariusza. Wiedziałem, że w tym momencie wydałem wyrok na siebie, bo gdyby mnie dorwali, mogliby mnie zabić.
Doszło do gwałtownych walk, w czasie których ludzie wznosili barykady, aby uniemożliwić straży pożarnej dotarcie do płonącego gmachu KW i zatrzymać oddziały ZOMO zmierzające w stronę budynku komitetu przy ul. 1 Maja (obecnie 25 Czerwca). Demonstranci rzucali kamieniami, cegłami, wyrwanym brukiem, a nawet butelkami z benzyną; milicjanci posługiwali się pałkami armatkami wodnymi i gazami łzawiącymi.
„Widziałem sytuację, gdy uciekała młoda kobieta z wózkiem. Mundurowy dobiegł do niej i strugnął ją przez plecy. Ona upadła, wózek poleciał na rusztowanie od remontowanej kamienicy” – wspomina szef Radomskiego Czerwca’76. „Wyrwałem deskę i zamachnąłem się nią na funkcjonariusza. Wiedziałem, że w tym momencie wydałem wyrok na siebie, bo gdyby mnie dorwali, mogliby mnie zabić” – opowiada.
W czasie zajść zginęli dwaj protestujący - Jan Łabęcki i Tadeusz Ząbecki - zabici przez rozpędzoną przyczepę wypełnioną betonowymi płytami, którą spychali w kierunku zbliżających się zomowców. Oprócz gmachu KW PZPR zaatakowano budynek KW MO i Urzędu Wojewódzkiego. Doszło do dewastacji sklepów i kradzieży znajdujących się w nich towarów.
W późnych godzinach popołudniowych, w czasie zwołanego na prędce posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR zdecydowano o zawieszeniu podwyżek cen. Decyzję tę zakomunikował w wieczornym wydaniu Dziennika TV premier Jaroszewicz, co przyczyniło się do stopniowego wygaszania walk ulicznych w mieście.
„Pierwszy raz władza komunistyczna ugięła się pod naciskiem robotników. Zwyciężyliśmy, ale przyszło nam za to zapłacić wysoką cenę” – podkreśla Kowalski. Jako uczestnik protestu został zatrzymany, był wielokrotnie bity na komendzie MO. Przechodził tzw. ścieżki zdrowia. „Katowany, przeżywałem to, co mi opowiadał tata - akowiec i więzień obozu koncentracyjnego; przeżywałem na żywo to, co znałem tylko z historii” – opowiada radomianin.
Kowalski był jedną z blisko 500 osób dotkniętych po Czerwcu’76 prawno-karnymi represjami. Sądzono go w lipcu w trakcie jednego z tzw. procesów pokazowych. Przed Sądem Wojewódzkim w Radomiu stanęły wówczas 24 osoby, uznane przez władze za prowodyrów protestu. Wobec oskarżonych zastosowano zasadę „odpowiedzialności zbiorowej”. Na salach sądowych zapadały wówczas najsurowsze wyroki – do 10 lat pozbawienia wolności. Kowalski dostaje tylko trzy lata więzienia, dlatego że jest sportowcem, uczy się, ma żonę i 2,5 letniego synka. Sędzia daje mu „szansę powrotu do społeczeństwa socjalistycznego”. W więzieniu siedzi prawie 7 miesięcy. Sąd łagodzi mu w końcu wyrok do 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata.
„Wychodzę z więzienia, zbity, zmarnowany. Nie wracam do boksu, który kochałem, bo nie daję rady. Wycofuję się ze sportu, z którym wiązałem nadzieję. To było całe moje życie, zabrali mi wszystko” – mówi po 40 latach Kowalski.
W zdaniem dr. Arkadiusza Kutkowskiego z Instytuty Pamięci Narodowej wyroki wydane przez komunistyczny wymiar sprawiedliwości zaciążyły na dalszych losach wielu skazanych po Czerwcu’76. „Represje były tak dotkliwe, że wywarły trwałe piętno w życiu osobistym i zawodowym wielu z tych osób” – zaznacza Kutkowski. Badacz historii przytacza relację nastolatka, który w czasie wydarzeń czerwcowych w Radomiu został złapany i kilkakrotnie dotkliwie pobity. „Choć to już człowiek w dojrzałym wieku, do tej pory – jak mówi - na widok munduru ogarnia go strach i przechodzi na drugą stronę ulicy” – zaznacza Kutkowski.
W sumie przed sądami i kolegium ds. wykroczeń stanęło blisko 500 spośród 654 zatrzymanych. (PAP)
ilp/ mow/