15 czerwca przypada 45. rocznica meczu pomiędzy Salwadorem i Hondurasem, który stał się pretekstem do wybuchu "wojny futbolowej". "To była sprawa polityczna. Między piłkarzami nie było żadnej wrogości" - zapewnił ówczesny kapitan Salwadoru Salvador Mariona.
Oba zespoły spotkały się 15 czerwca 1969 roku w San Salvador w eliminacjach mistrzostw świata. Stosunki między państwami były napięte już wcześniej, a sam mecz - wygrany przez gospodarzy 3:0 - stał się pretekstem do wydarzeń opisanych przez Ryszarda Kapuścińskiego w "Wojnie futbolowej". Konflikt pochłonął ok. 2 tys. ofiar.
PAP: Jak Pan wspomina wydarzenia, które przeszły do historii?
Salvador Mariona: To była wielka sprawa, kawał dobrej piłki. Wcześniej w Tegucigalpie przegraliśmy 0:1, po golu obrońcy w doliczonym czasie gry. Wszystko przez miejscowych kibiców. Nie pozwolili nam spać. Grali na bębnach, puszczali sztuczne ognie, które wybuchały akurat na wysokości drugiego piętra, gdzie mieszkaliśmy. Potem było drugie spotkanie w Salwadorze i z kolei nasi kibice zgotowali rywalom taką samą noc. Ulokowano ich w hotelu za katedrą. Dziś go nie ma, runął w czasie trzęsienia ziemi. Atmosfera była bardzo napięta. Wygraliśmy 3:0. Później byliśmy lepsi także w trzecim, decydującym meczu na neutralnym terenie w Meksyku i pojechaliśmy na mistrzostwa świata.
PAP: Często dziennikarze upraszczają historię i przedstawiają spotkanie w San Salvador jako moment wybuchu "wojny futbolowej”.
Oba zespoły spotkały się 15 czerwca 1969 roku w San Salvador w eliminacjach mistrzostw świata. Stosunki między państwami były napięte już wcześniej, a sam mecz - wygrany przez gospodarzy 3:0 - stał się pretekstem do wydarzeń opisanych przez Ryszarda Kapuścińskiego w "Wojnie futbolowej". Konflikt pochłonął ok. 2 tys. ofiar.
Salvador Mariona: W Salwadorze mówimy o wojnie 100 godzin. Generał Jose Alberto Medrano pojechał w stronę granicy z Hondurasem, by zdobyć teren. Nie było z kim walczyć, więc wrócił. Nie latały nad miastem żadne samoloty, konflikt rozgrywał się tylko przy granicy. Zresztą między graczami nie było żadnej wrogości. Po spotkaniu stawaliśmy się przyjaciółmi. Po przegranej Hondurasu w Meksyku pocieszałem przeciwników, mam nawet takie zdjęcie. Cała afera wokół tej wojny miała podłoże polityczne. Jako piłkarze skupialiśmy się tylko na piłce. Wygraliśmy w dramatycznych okolicznościach. Mauricio Rodriguez strzelił gola na 3:2 w 101. minucie!
PAP: Dzięki tamtemu zwycięstwu Salwador pierwszy raz zagrał w MŚ.
Salvador Mariona: Awans na mundial był dla nas zupełnie nieoczekiwany. Na początku eliminacji trener Gregorio Bundio nie stawiał nam takiego celu. Mówił: +postarajcie się zagrać dobrze w każdy kolejnym meczu. Jeśli się uda, to dobrze, jeśli nie, trudno+. I tak wygrywaliśmy jeden mecz po drugim. Dopiero po spotkaniu z Hondurasem poczuliśmy, że naprawdę mamy szansę na grę na MŚ.
PAP: Jak wspomina Pan mundial w 1970 roku w Meksyku?
Salvador Mariona: Zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie. To dlatego, że podczas przygotowań nie graliśmy z żadnymi zespołami z Europy. Wielka, światowa piłka, to była dla nas zupełna nowość. Przegraliśmy 0:3 z Belgią, 0:4 z Meksykiem oraz 0:2 ze Związkiem Radzieckim. Na gola na MŚ musieliśmy czekać 12 lat. W Hiszpanii było już lepiej, nasza kadra zdobyła gola, ale i tak przegrali wszystkie mecze. W 1979 roku prowadziłem reprezentację, potem zastąpił mnie Mauricio Rodriguez i awansowali na mundial.
PAP: Dziś w Ameryce Centralnej dobrze radzą sobie reprezentacje Hondurasu i Kostaryki. A piłką w Salwadorze wstrząsają skandale.
Salvador Mariona: Za moich czasów wszystko wyglądało inaczej. Niestety od tamtej pory nie zmienił się sposób, w jaki uprawia się tutaj piłkę nożną. Brakuje odpowiedniej organizacji. Tylko dwa zespoły mają swoje stadiony. Brakuje klubów. Piłkarze nie identyfikują się ze swoją drużyną. Nie traktują koszulki reprezentacji z żadną czułością. Nic dziwnego, że przed rokiem 14 zawodników ukarano za korupcję.
PAP: Mundial będzie Pan oglądał w telewizji. Zamierza Pan dopingował sąsiadów z Hondurasu?
Salvador Mariona: Kibicuję Brazylii, bo mam do tego kraju ogromną sympatię. W 1967 roku jako piłkarz Alianza San Salvador zagrałem w sparingu z Santosem. Moim zdaniem, to była wówczas czołowa drużyna świata z fantastycznym Pele. Wygraliśmy z nimi 2:1! To był historyczny moment. Dziś Brazylia nie ma wybitnych piłkarzy, jak Argentyna czy Hiszpania. Ale pewnie jako gospodarze będą bardzo groźni.
***
Jedną z głównych przyczyn wybuchu "wojny futbolowej" było osadnictwo salwadorskich rolników na przygranicznych terenach Hondurasu. Honduraski rząd pragnął zmusić ich do opuszczenia kraju, wojskowe władze Salwadoru były temu przeciwne. Podsycana m.in. przez media atmosfera wrogości między obydwoma państwami sięgnęła zenitu po przegraniu przez Honduras meczu w San Salvador.
Honduraskie radio zaapelowało do obywateli o wypędzenie Salwadorczyków z honduraskiej ziemi. W Salwadorze doszło do masowych demonstracji przeciwko Hondurasowi, a incydenty graniczne doprowadziły do zerwania stosunków dyplomatycznych pomiędzy obydwoma krajami. 14 lipca armia Salwadoru zaatakowała sąsiada. W walkach zginęło ok. 2 tysięcy ludzi. Wojna została zakończona po interwencji Organizacji Państw Amerykańskich, jednak napięcie pomiędzy państwami utrzymało się do 1972. Dopiero 30 października 1980 Salwador i Honduras podpisały traktat pokojowy formalnie kończący "wojnę futbolową".
Rozmawiał w Salwadorze Szymon Opryszek (PAP)
opr/ krys/