Konstrukcja dachu wieży spłonęła i zawaliła się wskutek niedzielnego pożaru zabytkowego kościoła św. Wojciecha w Białymstoku. Nie ma poszkodowanych. Pożar dogaszono, trwają prace rozbiórkowe.
Sytuacja jest opanowana; wieczorem strażacy prowadzili jeszcze prace przy zabezpieczaniu dachu nad główną nawą kościoła w miejscu uszkodzenia połaci po uderzeniu przez spadające płonące elementy z konstrukcji wieży - poinformował PAP wieczorem rzecznik podlaskich strażaków Marcin Janowski. Rozebrano wszystkie elementy z wieży, które mogły jeszcze stanowić zagrożenie.
Ze wstępnych danych strażaków wynika, że spłonęło całe wnętrze wieży, które miało drewnianą konstrukcję. Ocalała nawa główna i boczne w głównej części kościoła. Spadające płonące elementy dachu wieży z dużym metalowym krzyżem uszkodziły część połaci głównego dachu nad świątynią, ale jego konstrukcja nie jest uszkodzona, nie ma też termicznych uszkodzeń dachu - poinformował dziennikarzy na miejscu zdarzenia dowodzący akcją zastępca komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku Dariusz Sadowski.
Sadowski poinformował, że wieża pełna jest wypalonych elementów. Ocalały belki, na których są zawieszone dzwony, są one jedynie minimalnie nadpalone, nie grozi więc raczej to, że spadną. Niewykluczone jednak, że na czas prowadzenia ekspertyz budowlanych obiektu, a w przyszłości odbudowy, ze względów bezpieczeństwa trzeba je będzie zdjąć - powiedział Sadowski.
Kościół św. Wojciecha został wybudowany w 1912 roku, w ubiegłym roku parafia obchodziła 100-lecie powstania świątyni. Powstała jako świątynia ewangelicka pw. św. Jana. Po II wojnie światowej obiekt przeszedł w zarząd kościoła rzymskokatolickiego.
Sadowski ocenił, że górna część wieży jest bardzo uszkodzona. Wyburzenia mogą wymagać murowane trójkątne elementy, które tworzyły coś w rodzaju korony poniżej dachu wieży. Mówi, że niektóre z nich z powodu bardzo wysokiej temperatury odkształciły się. Uszkodzenia oceni nadzór budowlany.
Straż pożarna została zawiadomiona o pożarze w kościele ok. godz. 10. Gdy strażacy przyjechali na miejsce, okazało się, że pali się wieża. Wcześniej wszystkie osoby znajdujące się w kościele same go opuściły.
Akcja polegała na gaszeniu wieży z zewnątrz, m.in. przy użyciu podnośników i drabin, ponieważ przepaliły się wewnętrzne drewniane schody prowadzące do wieży i nie było tą drogą dostępu. Przed godziną 12 dach wieży zwieńczony krzyżem spalił się doszczętnie i zawalił się. Jego część spadła na dach kościoła.
Gdy doszło do pożaru, w kościele trwało przedpołudniowe nabożeństwo dla młodzieży. Brało w nim udział - według danych strażaków - ok. 300-400 osób. Według relacji świadków, w pewnym momencie w świątyni zgasło światło, po pewnym czasie zapaliło się znowu. Organista zauważył ogień, nabożeństwo zostało przerwane, a ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz. Niektórzy świadkowie mówili też, że w pewnym momencie usłyszeli trzask, a potem pojawił się ogień.
Proboszcz parafii ks. Jan Wierzbicki podejrzewa, że mogło dojść do zwarcia instalacji elektrycznej. Policja i straż pożarna mówią, że na ocenę, co mogło być przyczyną pożaru, jest jeszcze za wcześnie. Na stronie internetowej parafii ukazało się krótkie oświadczenie o tym, że doszło do pożaru, który zniszczył znaczną część świątyni oraz o tym, że ogrom strat nie jest jeszcze znany.
Akcja ratowniczo-gaśnicza była bardzo trudna i ciężka - ocenił komendant główny Państwowej Straży Pożarnej Wiesław Leśniakiewicz, który przyjechał na miejsce. Mówił dziennikarzom, że przy tego typu pożarach było bardzo duże prawdopodobieństwo, że ogniem zostaną objęte wszystkie drewniane elementy w innych częściach świątyni. Na szczęście udało się do tego nie dopuścić. Mówił, że dodatkowym utrudnieniem było to, że strażacy nie mogli wejść do wieży od środka, bo ogień zajął tam wszystkie elementy.
Wieża kościoła miała ponad 40 metrów wysokości, a najwyższa drabina, którą dysponują strażacy w Białymstoku, ma ok. 35 metrów. Rzecznik podlaskiej straży pożarnej Marcin Janowski mówił PAP, że dodatkowym utrudnieniem jest mały plac przed kościołem, co ograniczało możliwość manewrów sprzętem. Na miejsce wczesnym popołudniem przyjechał z Warszawy samochód z drabiną, która sięga 42 metrów. To dzięki niej strażacy mogli zajrzeć do wnętrza wieży od góry.
Na miejscu byli m.in. wojewoda podlaski, zastępca prezydenta Białegostoku, metropolita białostocki. Wiceprezydent Adam Poliński powiedział, że pożar jest wydarzeniem smutnym. Mówił, że jest przekonany, iż tak jak miasto wspiera remonty zabytków, tak w tym przypadku na pewno wesprze finansowo odbudowę tej świątyni.
Biuro posła PO Roberta Tyszkiewicza poinformowało wieczorem, że z rozmów parlamentarzysty z ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim wynika, że minister "zna całą sprawę i bardzo chce pomóc", trwa sprawdzanie możliwości, w jaki sposób można by było takiej szybkiej pomocy finansowej na odbudowę kościoła udzielić.
W komunikacie zamieszczonym na stronie internetowej Archidiecezji Białostockiej podano, że metropolita Edward Ozorowski "głęboko dotknięty widokiem pożaru, przekazał na ręce ks. proboszcza Jana Wierzbickiego wyrazy otuchy i zapewnienie o modlitewnej pamięci i wsparciu".
Zbiórkę pieniędzy na odbudowę kościoła organizują już internauci na portalu społecznościowym.
Kościół św. Wojciecha został wybudowany w 1912 roku, w ubiegłym roku parafia obchodziła 100-lecie powstania świątyni. Powstała jako świątynia ewangelicka pw. św. Jana. Po II wojnie światowej obiekt przeszedł w zarząd kościoła rzymskokatolickiego. W 1979 roku powstała parafia pw. św. Wojciecha. Kościół jest jedną z najbardziej charakterystycznych budowli w mieście. (PAP)
kow/ rof/ swi/ gma/