Wiele zwyczajów wigilijnych dawnej wsi kieleckiej dawno zaginęło, jednak dzięki etnografom udaje się je odtworzyć. Jak podkreślają badacze, tego dnia w ludowej kulturze wszystko miało znaczenie. Nawet pieprz w opłatku oraz ilość wypitej wody… dla powodzenia w czasie żniw.
Etnograf Muzeum Wsi Kieleckiej Leszek Gawlik zwrócił uwagę podczas przedświątecznego spotkania z dziennikarzami, że często pojawiają się pytania o pogańskie elementy w ludowych zwyczajach. „Oczywiście, takie odległe ślady są, natomiast nie zapominajmy: chłop wierzył w Pana Boga. Miał swoją wersję religijności. On się tego trzymał, że następnego dnia ma się urodzić Zbawiciel” – podkreślił.
Etnograf zaznaczył, że tego dnia, a szczególnie wieczoru wszystko miało znaczenie. „Często pojawiają się kłótnie czy to powinno być 12 dań, czy mniej. Chłop w XVIII wieku miewał problem z liczeniem, chodziło głównie o parzystą lub nieparzystą liczbę. Generalnie jednak chodziło o to, by na stole znalazło się wszystko, czym rodzina mogła się żywić przez cały rok, żeby tego nie brakowało” – powiedział.
Z zup na wiejskich stołach dominował barszcz z grzybami. „Grzyby pojawiają się nieprzypadkowo, nie tylko dlatego, że są suszone i zbierane wcześniej, jesienią, ale przede wszystkim dlatego, że są z lasu. Uczta wigilijna jest wieczerzą postną i jednocześnie jest wieczerzą, w której występują elementy zaduszne”- dodał, zwracając uwagę na to, że wiele elementów ginie z naszej kultury. „Dzisiaj nikt nie przywiązuje wagi do tego, że przy stole trzeba było usiąść w odpowiedni sposób, zresztą cały ten dzień był istotny dla zapewnienia sobie różnych rzeczy” – tłumaczył.
Powszechnym i znanym do dziś przekonaniem jest: „jaka wigilia taki cały rok”. Mało kto jednak dziś pamięta, że na dawnej wsi wiązano ten dzień z kolejnymi żniwami. Ciekawym zwyczajem było to, że po zjedzeniu jakiejś potrawy nie można było położyć na obrusie łyżki. Chłopi uważali, że jeżeli to zrobią, będą ich bolały krzyże w żniwa; każdy gest, każda potrawa była symboliczna. Wszystkie elementy w tej kulturze się łączyły. „Jeżeli chłop w wigilie wstał leniwie z łóżka, miał zapewniony cały rok leniwy i brak chęci do pracy” – zaznaczył Gawlik. Sądzono także, że jeśli tego dnia chłop będzie pił dużo wody, w czasie żniw będzie mu jej brakować itd.
Ważnym elementem zwyczajów był wspomniany świąteczny obrus, który po wieczerzy zwijano i później używano do symbolicznego pierwszego siewu.
Oprócz barszczu z grzybami, jednego z najstarszych wigilijnych dań, na dawny stole chłopskim pojawiały się też zupy, które były namiastką czegoś słodkiego. „Dawniej nie było cukru na wsi, przygotowywano zatem zupę z suszonych owoców. Wszystko co było w sadzie, co chłop mógł pozyskać z pola i sadu, powinno się na tym stole znaleźć” – zaznaczył etnograf.
Przykładem był garus. Receptura na niego polegała na tym, że trzeba było wygotować w wodzie suszone owoce, np. gruszki czy śliwki. „Potem wyciągano je, przecierano w sitku na miazgę. Łączono ją z wodą. Taka zupa była często spożywana z dodatkami jakiejś kaszy. Popularna była kasza jaglana z suszonymi owocami” – powiedział Gawlik. Jeśli chodzi o pierogi, były one z różnym nadzieniem – zamiast popularnej dziś kapusty i grzybów zdarzało się, że przygotowano je z siemieniem lnianym bądź konopnym.
Jak powiedział Gawlik, „w wigilię był surowy zakaz spożywania potraw doprawionych pieprzem. Uważano, że jeśli taką potrawę się spożyje, cały rok będzie fatalny, piekący, nie będzie szczęśliwy. Pieprz był dopuszczalny do podawania go zwierzętom”. Organiści, którzy przygotowywali opłatki, część z nich robili z dodatkiem tej przyprawy. Potem podawano go psu, aby był bardziej czujny podczas pilnowania obejścia przez cały następny rok.
Nie brakowało także zwyczajów matrymonialnych. Uważano, że jeśli panna wyciągnie spod obrusu suche, pożółkłe źdźbło, będzie musiała jeszcze poczekać na męża. Jeśli znalazła ładne, świeże, mogła być niemal pewna, że kolejną wigilię spędzi jako mężatka. Podobne zwyczaje dotyczyły liczenia ziaren ze snopka. Tylko parzysta liczba gwarantowała powodzenie. (PAP)
mjk/ woj/