Wilno często określa się mianem miasta kościołów, baroku, Miłosierdzia Bożego, czy Jerozolimy Północy. Od kilku lat stolica Litwy zyskała jeszcze jedno określenie – miasto aniołów, które wzięło się od rzeźb, umieszczonych na wielu wileńskich budynkach.
Białe nieduże anioły, stworzone przez rzeźbiarza Vaidotasa Ramoszkę usadowiły się na budynkach urzędów państwowych, wileńskim lotnisku, na niektórych szpitalach, siedzą z założoną nogą na nogę, podpierając podbródek, stoją na prywatnych posesjach ze skrzyżowanymi rękoma na brzuchu, bądź założonymi do tyłu. Wileńskie anioły - to białe rzeźby małych dzieci ze skrzydełkami: zatroskane, uśmiechające się, smutne, beztroskie i bezbronne.
„W Wilnie tylko w miejscach widocznych jest ich około 50. Inne są ukryte w zamkniętych podwórkach, a nawet w domach” - mówi w rozmowie z PAP Vaidotas Ramoszka.
W sumie, w ciągu ostatnich 12 lat, 36-letni rzeźbiarz stworzył około 300 aniołów. Każdy jest inny. Większość z nich mierzy od 50 cm do dwóch metrów, ale są też trzymetrowe i 30-40-centymetrowe wykonane głównie na zamówienie władz Wilna, gdyż od kilku lat anioły Ramoszki z napisem Vilnius (Wilno) są oficjalnym upominkiem miasta.
„Bruksela ma sikającego chłopczyka, Kopenhagę trudno wyobrazić bez siedzącej syrenki, symbolem Wilna staje się biały anioł” - mówi rzeźbiarz.
Wszystko zaczęło się w 2004 od pewnego eksperymentu. Samorząd Wilna poprosił Ramoszkę, młodego wówczas rzeźbiarza, znanego ze skandali kulturalnych o zrobienie czegoś, co wywołałoby negatywne emocje, agresję, brutalność. Tak zrodziła się metalowa rzeźba - „Różowy kozioł” ustawiona w centrum miasta. Eksperyment się nie udał. W ciągu pierwszego weekendu rzeźba została zniszczona. Wkrótce ówczesny mer Wilna Arturas Zuokas zaproponował stworzenie czegoś absolutnie odmiennego, na co nie sposób podnieść ręki. Tak powstało pierwszych dziesięć białych aniołków przypominających dzieci, które jak gdyby nigdy nic usiadły na ławkach w parku, na balkonach, gzymsach budynków.
„Z pierwszych dziesięciu uchowały się tylko trzy, inne zostały skradzione, bądź zniszczone. Jednak ludzie polubili moje anioły, zaczęli dzwonić i pytać, czy mogą sobie zamówić taką rzeźbę. Swego anioła zechciały też mieć instytucje publiczne i prywatne" - wspomina Ramoszka. „Żyjemy w świecie, w którym jest dużo szkła, metalu, konceptualnych gratów, sztuki negatywnej, w świecie wypełnionym konsumpcją i pośpiechem, a ludzi potrzebują czegoś pozytywnego, uśmiechu aniołów i spokoju”- dodaje artysta.
Przed wykonaniem każdej rzeźby anioła ich autor spotyka się z osobą zamawiającą. „Próbuję poznać człowieka, jego charakter. Moje anioły czymś przypominają swego gospodarza, dlatego nie ma dwóch identycznych aniołów, tak jak nie ma identycznych ludzi. Pewnego razu zrobiłem anioła dla pewnego mężczyzny i się okazało, że bardzo przypomina jego zmarłą córeczkę. Był wzruszył i dziękował” - mówi Ramaszka.
Swoje anioły Vaidotas Ramoszka rzeźbi z masy składającej się z ośmiu komponentów, przypominającej lekkie tworzywo, wykorzystywane do produkcji samolotów, czy statków. „Są lekkie, dlatego można je umieścić na zewnętrznych parapetach, balkonach, nawet na dachu”. Ale marzeniem Ramoszki jest wykonanie trzech małych rozmawiających ze sobą aniołków-dzieci z białego marmuru i ustawienie ich w skwerze naprzeciwko katedry wileńskiej.
Ten pomysł podpowiedzieli turyści, którzy pytają przewodników, gdzie można się sfotografować z wileńskim aniołkiem, przytulając go. Vaidotas Ramoszka nie ma na razie pieniędzy na zrealizowanie tego marzenia, ale już została założona spółka Viniausangelai (wileńskieanioły) i strona internetowa o tej nazwie, rozpoczęto zbieranie pieniędzy.
„Zrealizowanie tego planu za pieniądze społeczne byłoby piękną kulminacją szaleństwa anianiołowego, jakie zapanowało w Wilnie” - mówi Vaidotas Ramoszka.
Z Wilna Aleksandra Akińczo (PAP)
aki/ ala/