W jaki sposób opowiadać o kimś, kogo los najpierw przymusił do tego, aby z opowiadania uczynił swój modus vivendi, a kto następnie sam wybrał opowieść jako swój sposób istnienia w świecie? Nawet gdy nie oddaje się całej sprawiedliwości biografii Jana Kozielewskiego, nie sposób nie dostrzec, że opowieść (a zatem historia) o historii (a zatem opowieści) była w jego życiu nieodłączna.
Po pierwsze, Karski opowiadał jako emisariusz rządu, gdy przewoził instrukcje (wdrukowane w pamięć równie dobrze, jeśli nie lepiej, jak w niejeden dokument) pomiędzy rządem generała Sikorskiego na uchodźstwie a przedstawicielami zwaśnionych stronnictw w Polsce. Kazimierz Pużak, w czasie wojny związany z PPS, twierdził, że przywieziona z Francji relacja emisariusza na temat struktury rządu podziemnego po późniejszym porównaniu z dokumentem okazała się „majstersztykiem nieskazitelnej pamięci”.
Po drugie, Karskiemu przyszło opowiadać przed społecznością międzynarodową. I to nie tylko w czasie owych najsłynniejszych spotkań: z Anthonym Edenem, Felixem Frankfurterem czy prezydentem Rooseveltem. Krótko po publikacji w 1944 w USA Tajnego państwa (jako Story of a Secret State), na zaproszenie wygłosił w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie ponad dwieście odczytów i wykładów. Po trzecie, gdy pracował jako wykładowca na katolickim Georgetown University w Waszyngtonie, opowieści Karskiego przez lata miały charakter wychowawczy i dydaktyczny. Biografowie chętnie powołują się na fakt, że wśród jego studentów w roku 1968 był Bill Clinton, a sami studenci wyrażają się o swoim profesorze w superlatywach. Wreszcie po czwarte, choć tę listę można by było kontynuować, emocjonalna opowieść o Zagładzie, na którą się zdobył w filmie Claude'a Lanzmanna, Shoah, ukazała Karskiego na nowo – tym razem przede wszystkim w roli świadka. Badacze szybko zauważyli, że jego świadectwo miało wyjątkowy charakter: był nie‑ Żydem, który mógł z pierwszej ręki opowiedzieć o koszmarach getta i obozu.
Karski opowiadał jako emisariusz rządu, gdy przewoził instrukcje (wdrukowane w pamięć równie dobrze, jeśli nie lepiej, jak w niejeden dokument) pomiędzy rządem generała Sikorskiego na uchodźstwie a przedstawicielami zwaśnionych stronnictw w Polsce. Kazimierz Pużak, w czasie wojny związany z PPS, twierdził, że przywieziona z Francji relacja emisariusza na temat struktury rządu podziemnego po późniejszym porównaniu z dokumentem okazała się „majstersztykiem nieskazitelnej pamięci”.
Jak zatem opowiadać o kimś, kogo życie było opowieścią? Jakiego języka użyć? Jaka narracja mogłaby oddać sprawiedliwość postaci? Owe pytania są oczywiście nierozstrzygalne i nie ma na nie jednej odpowiedzi, tak samo jak biografii bohatera Amerykanów, Polaków i Żydów nie można wyczerpać w jednym prostym podsumowaniu. Jednakże użycie niektórych języków przychodzi nam niemniej łatwiej, poręczniej.
Jedną z takich opowieści jest właśnie narracja o bohaterze. Poręczność tego sposobu przedstawiania postaci nie winna budzić ani oporu, ani zdziwienia. Karski był herosem. Warto wspomnieć, że słowo heros pochodzi o praindoeuropejskiego rdzenia *ser-, pilnować, ochraniać. Gdy po nieudanej wojennej misji kurierskiej, po gestapowskich torturach, Karski próbował popełnić samobójstwo, jego pierwszą motywacją było chronienie innych. Nie samego bólu się obawiał, bał się, że go nie wytrzyma i wyda przyjaciół, współdziałaczy z podziemia. Gdy niczym zdarta „gramofonowa płyta” (jak sam siebie określał) powtarzał wszystkim, którzy zechcieli go wysłuchać, opowieść o wizycie w obozie i apel środowisk żydowskich o pomoc, przede wszystkim pilnował, aby prawda o Zagładzie dotarła do świata.
Lecz był to również bohater niczym postać z powieści szpiegowskich, filmów akcji, politycznych thrillerów. Nie bez powodu powstała przecież powieść graficzna o Karskim. Komiks ma siłę niwelowania niuansów, ale jednocześnie potrzebuje persony, która swą wyrazistością udźwignie ciężar akcji. Być może to wcielenie rządowego emisariusza łatwiej przemawia do młodszego odbiorcy, dla którego zglobalizowana popkultura jest naturalnym środowiskiem. W jego życiorysie nie brak elementów, które bez koloryzowania mogłyby znaleźć się w niejednej wersji historii bondowskiej. W jaki sposób ukryć mikrofilm, którego transport jest śmiertelnym zagrożeniem (przecież to właśnie przewożenie sfotografowanych dokumentów doprowadziło do pojmania Karskiego)?
Rozwiązaniem okazuje się specjalnie przygotowany klucz do bramy, który bez zniszczenia mikrofilmu potrafią rozkroić tylko wtajemniczeni. Jak Karski zdołał przejechać przez Europę objętą wojną na dokumentach francuskiego robotnika, gdy wiedział, że akcent go zdradzi? Wywołana przez dentystę bezbolesna opuchlizna pozwoliła mu bezpiecznie milczeć. Wydawniczy sukces Tajnego państwa (400 tysięcy sprzedanych w USA egzemplarzy) po części był zasługą sensacyjnych wątków książki.
Jednakże jednej z najpiękniejszych odpowiedzi udzielił Marek Bieńczyk. W nagrodzonej w roku 2012 Nagrodą Nike "Książce twarzy" można znaleźć niewielki szkic. Łatwo go przeoczyć wśród obszernych tekstów o paszportowych problemach romantyków i esejach poświęconych piłce nożnej. Niespełna trzystronicowy portret zatytułowany jest Wielki Narrator. Właśnie tak.
Cytuję kluczowy fragment: "Ile czasu musi dzielić zdarzenie od pieśni, grozę od piękna, niemoc od zbawienia, świadectwo od literatury? Wydaje się, że jego narracja o podwójnej wizycie w getcie, niesiona przez czas, przechodząca z języka w język […], wraz z latami oczyszcza się, twardnieje na kryształ, w dziwny sposób staje się coraz bardziej wzniosłą poezją. Jej wzniosłość nie jest nagłym wzlotem jak w metafizycznej windzie jednego wiersza; pojawia się w długim trwaniu tej narracji niczym przejrzyste pasmo, powoli, pracowicie wydzielające się z ciemnego kłębu zdarzeń. […] Już nie pułkownik, lecz Recytator, już nie meldunek, lecz Duch Opowieści, który, jeśli zbawia, to zawsze po czasie. Inaczej mówiąc, dla Bieńczyka Karski objawia się przede wszystkim jako wcielenie Literatury, tej pisanej wielką literą. Nie tej, która zawarta jest w książkach, lecz tej, dla której książki powstają. W paradoksalny sposób świadectwo emisariusza łączy dwa wymiary: etyczny, w którym prawda o Zagładzie Żydów staje się wartością nadrzędną i swego rodzaju estetyczny, gdy jego opowieść „staje się coraz bardziej wzniosłą poezją”. Nie dzieje się to nagle, lecz w „długim trwaniu”, które przekracza granice jednostkowości".
Bieńczyk zdaje się koncentrować na wątku, w którym historia losów Karskiego splata się z historią Zagłady, jednak jego wnikliwe rozpoznanie można łatwo rozszerzyć. Unika ono prostych schematów, a jednocześnie dostrzega wielkość postaci. „Gdyby śmiertelni mogli wybrać spośród siebie nieśmiertelnego, powinien to być on”, pisze eseista. Właśnie tak. Biografia i świadectwo Karskiego ma walory literackie (które można ubrać w narrację o bohaterstwie lub na przykład sensacyjną), a on sam był człowiekiem opowieści. To znaczy Literatury.
Krzysztof Hoffmann