Żeby wziąć udział w konkursie trzeba być badaczem historii, trochę detektywem, może dziennikarzem śledczym, także mieć umiejętności i wrażliwość na przykład filmowca – powiedziała PAP Alicja Wancerz-Gluza – koordynatorka konkursu po raz dziewiętnasty organizowanego przez „Kartę”. Tematem tegorocznej edycji jest Historia bliska – nieodkryta, nieopowiedziana, niewysłuchana.
PAP: Historia uczona w polskich szkołach wydaje się być często odległa i niezbyt namacalna. Celem konkursu Ośrodka „Karta” jest przybliżanie historii. Pojęcie „bliskiej historii” może wydawać się młodzieży wręcz enigmatyczne. Jak je rozumieć?
Alicja Wancerz-Gluza: W naszym konkursie od dziewiętnastu lat staramy się tłumaczyć czym jest historia bliska. Dla nas to ta historia, która rozgrywała się w najbliższym otoczeniu, czyli naszym mieście, wsi, regionie, ale również w naszym środowisku w rozumieniu związków rodzinnych, sąsiedzkich czy przyjacielskich. Mogą to być również historie bliskie, bo dotykające spraw ważnych, niejako „bliskich sercu”. Bliskość historii odczuwamy również wtedy, gdy możemy jej dotknąć poprzez świadectwa przeszłości takie, jak źródła pisane, zdjęcia, dokumenty w archiwach domowych lub lokalnych, ale również przez opowieści świadków historii. W tym ostatnim wypadku emocje w zetknięciu z historią pozwalają na jej przeżywanie, doświadczanie, a nie tylko poznawanie czy uczenie się. Staje się wówczas naprawdę bliska.
Wszystkie te interpretacje zmierzają do jednego wniosku: na historię można patrzeć nie poprzez pryzmat globalnych czy nawet tylko ogólnopolskich wydarzeń. Mówienie o 1 września na Westerplatte jest bardzo ważne, ale równie istotne jest odkrywanie, co tego dnia wydarzyło się w naszej lokalnej społeczności lub w naszej rodzinie. Do badania takiej historii zachęcamy.
Alicja Wancerz-Gluza: Mogą to być historie bliskie, bo dotykające spraw ważnych, niejako „bliskich sercu”. Bliskość historii odczuwamy również wtedy, gdy możemy jej dotknąć poprzez świadectwa przeszłości takie, jak źródła pisane, zdjęcia, dokumenty w archiwach domowych lub lokalnych, ale również przez opowieści świadków historii.
PAP: Jakie inspiracje w pracach konkursowych są najczęstsze – te z obszaru historii lokalnej, rodzinnej czy mikrohistorii?
Alicja Wancerz-Gluza: Wszystkie po trochu. Tematy naszych konkursów są na tyle pojemne, że można w nich odnaleźć przestrzeń dla realizacji każdego własnego pomysłu na spojrzenie w przeszłość. Zresztą podpowiadamy, jak szukać takich swoich tematów, jak docierać do źródeł. Inspiracją może być odnaleziony w domowych szufladach dokument, jakaś rodzinna pamiątka czy „dziwny” przedmiot, a nawet ślad, który znajdujemy w przestrzeni architektonicznej czy wręcz przyrodzie. Uczymy uważnego rozglądania się i wyciągania wniosków, gdy pośrodku pola rosną bzy albo grusza, to może oznaczać, że w tym miejscu znajdował się dom i warto potropić, zastanowić się, co się stało z nim i ludźmi którzy go zamieszkiwali.
PAP: Czyli jest to konkurs dla odkrywców.
Alicja Wancerz-Gluza: Tak, dla ludzi którzy są zaciekawieni przeszłością i odnajdywaniem jej śladów w teraźniejszości. Żeby wziąć udział w konkursie trzeba być badaczem historii, trochę detektywem, może dziennikarzem śledczym, także mieć umiejętności i wrażliwość na przykład filmowca i znać się na obsłudze nowoczesnego sprzętu, aby móc zgromadzony materiał przetwarzać w atrakcyjny w formie przekaz.
PAP: Zdarzały się odkrycia, których nie powstydziłby się profesjonalny historyk?
Alicja Wancerz-Gluza: W dziewiętnastoletniej historii konkursu, wśród nadesłanych ośmiu tysięcy prac było mnóstwo spektakularnych. Przynosiły one odkrycia, które wstrząsały nie tylko lokalną społecznością. W drugiej edycji konkursu „Obywatel-władza” czterech licealistów z Radomia postanowiło zbadać historię okoliczności śmierci księdza Romana Kotlarza w 1976 r. Był kapłanem związanym z robotnikami protestującymi w Radomiu. Dotarli do bardzo wielu świadków, zgromadzili ogromne archiwum nagrań, wideo oraz dokumentów. Rozmawiali między innymi z jednym z ubeków, który początkowo traktował ich lekceważąco, ale gdy wzięli go w krzyżowy ogień pytań zdradził kto zabił księdza Kotlarza. Efektem ich pracy było wznowienie śledztwa w sprawie śmierci kapłana, a sprawa była upubliczniana przez prasę ogólnopolską.
Wiele prac konkursowych zmieniało życie lokalnej społeczności. Przykładem może być praca uczniów z Głogowa, którzy zwyciężyli w pierwszym konkursie poświęconym życiu codziennemu w okresie 1945–1956. Trzystu uczniów głogowskiego zespołu szkół nagrało relacje swoich dziadków o Głogowie w latach tuż powojennych. Dowiedzieli się, że ich dziadkowie nie urodzili się w tym mieście, że tu przyszli, że w ich domach mieszkali inni ludzi. Skąd przyszli i dlaczego, gdzie byli przedtem, kto tu żył? Był to pewien wstrząs przywracający pamięć w całej społeczności. Wcześniej o tym nie mówiono, a wówczas temat ten stał się częścią publicznej dyskusji.
Spośród 300 relacji wybrali 50 i połączyli je w jednej „książce”. Do tej pory uważam, że było to niezwykłe dokonanie. Ale przykładów takich prac było bardzo wiele.
PAP: Pierwszy przykład o którym Pani wspomniała wymagać musiał wielkiej odwagi. Mam wrażenie, że twórcy tego projektu nie zdawali sobie sprawy, jak wiele ryzykują podejmując się badania tego tematu.
Alicja Wancerz-Gluza: Spotkałam ich wiele lat później i zapytałam, co kierowało ich wyborem tematu. Ich odpowiedź była dość zaskakująca, ale również anegdotyczna. Zwycięzcy naszych konkursów zawsze otrzymywali wysokie nagrody pieniężne, co było ewenementem w tamtych czasach. Gdy uczniowie z Radomia dowiedzieli się o tym postanowili… zwyciężyć w naszym konkursie i potem tylko ten cel konsekwentnie realizowali.
PAP: Jak zmieniła się formuła konkursu?
Alicja Wancerz-Gluza: W tym roku, a właściwie już w poprzedniej edycji zdecydowaliśmy się na dużą zmianę w porównaniu do lat poprzednich. Forma prac konkursowych zawsze była dowolna, zachęcaliśmy do robienia filmów, audycji radiowych, prezentacji multimedialnych, ale i tak większość z nich stanowiły nadsyłane pocztą grube woluminy, zawierające opracowanie źródeł oraz aneksy w postaci samych źródeł, na których pracowali uczestnicy. Były to to często prace olbrzymie pod względem objętości. Nasi jurorzy, którymi byli najwybitniejsi polscy historycy uważali, że prace konkursowe są często lepsze od magisterskich, a nawet mają dokumentację źródłową do doktorskich.
Ze względu na zmiany cywilizacyjne, takie jak choćby królowanie internetu, który zmienił charakter i dostępność źródeł, rozwój i powszechność sprzętu i nowoczesnych technik komputerowych, ułatwiających prace nad przetwarzaniem źródeł, montażem filmów czy dźwięków, także aby nadążać za potrzebami i nawykami młodzieży z epoki „obrazkowej” – musieliśmy zmienić sposoby organizacji i reguły konkursu. Wszelko odbywa się przy wykorzystaniu nowoczesnych mediów, wszelkie kontakty (także wsparcie merytoryczne czy metodologiczne) dokonuje się za pośrednictwem naszego portalu www.historiabliska.pl. – w tym – dostarczanie prac konkursowych. Także forma pracy musi być więc dostosowana do nowych czasów.
To zadecydowało także o rezygnacji z wieńczącej konkurs gali na Zamku Królewskim. Od zeszłego roku podsumowanie konkursu nie ogranicza się wyłącznie do wręczenia nagród laureatom, ale jest również sposobem przedstawienie zwycięskich prac w jak najobszerniejszej formie. W zeszłym roku spośród sześciu zwycięskich prac trzy stanowiły filmy (kilkunastominutowe), które w całości wyemitowano podczas gali. Zostały one również skomentowane „na gorąco” przez ekspertów, oceniających ich stronę merytoryczną i techniczną. Ponadto cała uroczystość była transmitowana w internecie. Jej zapis wciąż jest dostępny na portalu wśród nagrań instruktażowych, co pozwala traktowanie go jako materiału pomocniczego dla przyszłych uczestników konkursu.
PAP: Świat zmienił się przez niemal dwie dekady nie tylko, gdy chodzi o technikę. W latach dziewięćdziesiątych historia była niezbyt modna. Na tych, którzy się nią pasjonowali patrzono często z przymrużeniem oka. Czy nie mieliście Państwo obaw, że konkurs nie będzie cieszył się wielkim zainteresowaniem?
Alicja Wancerz-Gluza: Wręcz przeciwnie. Teoretycznie ma Pan rację, ale gdy patrzę na ten okres dziewiętnastu lat trwania konkursu, to zauważam, że obecny wybuch zainteresowania historią jest nieco sztuczny. Obserwuję zmniejszenie się zainteresowania konkursem w porównaniu do tego, jakim konkurs cieszył się pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Być może jest to spowodowane utraceniem przez historię jej rangi w hierarchii przedmiotów szkolnych. Uważam, że młodzież interesowała się historią zawsze, ale pod warunkiem, że miała dobrych nauczycieli, którzy wychodzili poza narrację podręcznikową.
Nasz konkurs zawsze wymagał ogromnej pracy pozaszkolnej, zarówno ze strony uczniów, jak i nauczycieli. Historia współczesna jest w programach szkolnych bardzo słabo obecna, a nasz konkurs dotyczy głównie XX wieku. Młodzież mimo to wykazywała się szaloną pasją i zaangażowaniem. Nasz konkurs był bowiem kierowany nie do tak zwanych „dobrych uczniów” – my nie sprawdzaliśmy wiedzy jak na olimpiadzie przedmiotowej, ale odwoływaliśmy się do pasji, którą często młodzi ludzie odkrywali dopiero w trakcie konkursu (a zaczynali z różnych powodów, czasem bo nauczyciel tak chciała albo dla nagrody albo aby towarzyszyć przyjacielowi…). Startujący w konkursie często zaczynali rozumieć, że świat wygląda inaczej, niż im się wydawało, jest bardziej skomplikowany, ciekawszy. Zaczynali poważniej zauważać swoich dziadków, którzy nagle okazywali się być świadkami lub bohaterami niezwykłych wydarzeń, często inaczej musieli spojrzeć na swoją miejscowość, o której dotąd myśleli, że „tu nuda, tu się nigdy nic się dzieje”.
Obawiam się, że zadekretowanie teraz dla szkół wielkiej wagi historii może spowodować, że fala zainteresowania czy też raczej „zajmowania” się nią wybuchnie gwałtownie, ale bardzo szybko opadnie. Taką sytuację obserwowaliśmy już na początku lat dziewięćdziesiątych. Wychodząc z podziemia mieliśmy wrażenie, że tematyka, którą zajmowała się „Karta” – a była to sprawa represji sowieckich, Katynia, łagrów, zesłań, a więc tematyka nieobecna, zafałszowana, zepchnięta w niebyt w okresie komunizmu – będzie wielkim społecznym odkryciem. Stan zainteresowania, nawet pewnej „nadreprezentacji” tej tematyki w prasie, radiu, telewizji trwał chyba ze dwa lata. Później wszystko opadło...
Pomysł na konkurs miał w połowie lat dziewięćdziesiątych swoje uzasadnienie polityczne. W 1995 r. wybory prezydenckie wygrał Aleksander Kwaśniewski pod hasłem „Wybierzmy przyszłość”. Wiele osób zauważyło, że tak radykalne odcinanie się od przeszłości może być groźne. „Karta” przez cały okres pracy w podziemiu nawiązywała kontakt z żywymi świadkami historii. „Odkryliśmy” tematy łagrów i zsyłek. Jako nauczycielka zdałam sobie sprawę, jak niewiele sama wiem o tych sprawach i że młodych ludzi należy zachęcić do poznawania tej historii i w ogóle przeszłości, powtarzam – zachęcać, a nie po prostu uczyć – ponieważ zmuszani do nauki – postawią opór.
Od tego czasu, ze względu także na przeciążenie szkolnych programów i nauczycieli, zmiany metod, w których kładzie się nacisk na umiejętność rozwiązywania testów – to zainteresowanie „żywą”, poznawaną przez źródła i świadków historią, właściwie – „doznawaną” historią – mocno spadło.
Nasz konkurs daje korzyści mniej wymierne niż punkty na egzaminach czy wpis na świadectwie, ułatwiający wstęp do wymarzonego liceum. Często uczestnicy naszych konkursów zmieniali swoje widzenie siebie, ich doświadczenia, szczególnie kontakty z ludźmi – wpływały na zmianę drogi życiowej. Zyskiwali większą wrażliwość, umiejętność słuchania innych ludzi, wielu odkrywało swoje talenty, np. w przeprowadzaniu wywiadów czy operowaniu kamerą i zostawali na przykład dziennikarzami.
PAP: Jak zmieniała się tematyka konkursów?
Alicja Wancerz-Gluza: Od ubiegłego roku zaplanowany na trzy edycje jest już wybrany jeden temat: „Historia bliska; nieodkryta, nieopowiedziana, niewysłuchana...”. Jest on w pewnym sensie podsumowaniem wszystkich dotychczasowych tematów. Wiemy, że każda miejscowość i lokalna społeczność kryje takie tematy, czasem tajemnice czy historie niedocenionych ludzi, które nie znalazły dotąd swojego narratora, nie zostały zapisane, nie są znane. Zachęcamy do uważnego rozglądania się, odbierania różnych sygnałów, przyglądania się nieoczywistym śladom przeszłości.
Alicja Wancerz-Gluza: Każda miejscowość i lokalna społeczność kryje takie tematy, czasem tajemnice czy historie niedocenionych ludzi, które nie znalazły dotąd swojego narratora, nie zostały zapisane, nie są znane. Zachęcamy do uważnego rozglądania się, odbierania różnych sygnałów, przyglądania się nieoczywistym śladom przeszłości.
PAP: Ale chyba łatwiej znajdować je w małych miejscowościach niż wielkim mieście, jak na przykład Warszawa.
Alicja Wancerz-Gluza: Tak, to prawda, w wielkomiejskim zgiełku słabiej słychać takie sygnały z poprzednich epok… Pewno dlatego zawsze mieliśmy najwięcej uczestników z małych miejscowości. Choć i z Warszawy przychodziły ciekawe prace. Problemem wielkiego miasta jest tu zrozumienie, a bardziej poczucie, czym jest historia bliska, czy dotyczy to naszej ulicy, budynku czy tylko rodziny. Poza tym trudniejsze jest nawiązanie głębszych relacji z ludźmi spoza rodziny – na przykład sąsiadami. Wielkie miasto też bardziej odciąga uwagę. Młodzież warszawska ma mniej czasu, a może ochoty na przyglądanie się przyszłości…
PAP: Skoro jesteśmy przy kwestii poświęconego czasu. Ile zajmuje przygotowanie materiałów do konkursu?
Alicja Wancerz-Gluza: Kiedyś ogłaszaliśmy konkursy tak, aby dać młodym ludziom nawet pół roku na przygotowanie. Bywało, że pracowali tak długo, ale często też – jak to zwykle bywa – mobilizowali się i to skutecznie – niemal w ostatniej chwili. Obecną edycję konkursu ogłosiliśmy 1 lutego 2016 r. wyznaczając termin nadsyłania prac na 15 czerwca. Zmieniła się formuła i technologia komputerowa, więc przygotowanie pracy (choćby techniczne) nie wymaga aż tak wiele czasu. Dopuściliśmy, między innymi, wykorzystywanie źródeł pozyskiwanych za pośrednictwem internetu, pod warunkiem jednak, że nadal dotyczą historii lokalnej i że są wykorzystywane legalnie, a więc z poszanowaniem prawa, np. prawa autorskiego, ochrony danych osobowych czy prawa do ochrony wizerunku. Uczymy odpowiedzialności za wykorzystywane źródła, krytycyzmu wobec takich materiałów (mogą być już przetworzone) oraz tego, aby samemu nie „zaśmiecać” Internetu źródłami, które się w nim umieszcza.
PAP: Jak wygląda dostęp pasjonatów historii do prac konkursowych?
Alicja Wancerz-Gluza: W internecie nie ma wszystkich, ale poprzez nasz portal można uzyskać informację o nich i dostęp do części tych materiałów. Pamiętajmy, że prace z poprzednich edycji były często grubymi woluminami liczącymi sobie po 300 stron i nie mogliśmy zdigitalizować tych 8 tysięcy prac. Ale wszystkie są zarchiwizowane w naszym archiwum i udostępniane na normalnych zasadach w czytelni. Korzysta z nich wielu badaczy, często poprzez nie docierających do nieznanych skądinąd źródeł do badania historii lokalnej.
W pierwszych edycjach naszego konkursu często otrzymywaliśmy oryginały źródeł, takich jak np. dziennik dowódcy oddziału partyzanckiego, dokumenty repatriacyjne czy protokoły zeznań, oryginalne fotografie rodzinne, wręcz całe albumy. Trudno w to uwierzyć, ale zaczynaliśmy, gdy nie było powszechnego dostępu do skanerów i innych form digitalizacji.
PAP: Laureaci konkursu są doskonale przygotowani do tworzenia Archiwów Społecznych, którymi również zajmuje się Ośrodek „Karta”.
Alicja Wancerz-Gluza: Oba te działania służą temu samemu: ocalaniu źródeł i pamiątek oraz utrwalaniu ich, a następnie udostępnianiu.
* * *
Więcej informacji dotyczących konkursu oraz prace laureatów poprzednich edycji można znaleźć na www.historiabliska.pl
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ ls/