Duży rozgłos w belgijskich mediach wywołała inscenizacja opery „Manon Lescaut” Giacomo Pucciniego w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Spektakl, który podzielił krytyków, można oglądać na scenie prestiżowej brukselskiej opery La Monnaie.
W weekendowym wydaniu „Le Soir”, głównym francuskojęzycznym dzienniku Belgii, pochwalono przedstawienie, które jest współczesną wizją klasycznego dzieła Pucciniego. Gazeta wyliczyła atuty spektaklu, dodając przy tym, że pod koniec inscenizacja traci nieco tempo i wyrazistość.
Recenzent „Le Soir” jest zachwycony scenografią Borisa Kudliczki. Głównym elementem „wspaniałej” – jak napisał dziennik – dekoracji „Manon” jest współczesna stacja metra, za którą, dzięki rzucanym z projektorów obrazom, migają od czasu do czasu światła wielkiego miasta i wieżowce. Według „Le Soir” Treliński „z rzadką maestrią panuje na scenie nad operowym chórem”, ubranym w stroje pracowników wielkich korporacji.
Zdaniem „Le Soir” historię Manon Lescaut reżyser przedstawił w konwencji „snu czy też koszmaru” zakochanego w niej szaleńczo kawalera des Grieux. Według gazety Treliński uczynił z bohaterki XIX-wiecznej opery Pucciniego współczesną „kobietę fatalną przywodzącą na myśl hollywoodzką gwiazdę filmową” o rozdwojonej osobowości.
Zdaniem „Le Soir” historię Manon Lescaut reżyser przedstawił w konwencji „snu czy też koszmaru” zakochanego w niej szaleńczo kawalera des Grieux. Według gazety Treliński uczynił z bohaterki XIX-wiecznej opery Pucciniego współczesną „kobietę fatalną przywodzącą na myśl hollywoodzką gwiazdę filmową” o rozdwojonej osobowości.
„Le Soir” napisał pochlebnie o odtwórcach głównych ról: holenderskiej sopranistce Evie-Marii Westbroek (Manon Lescaut) i amerykańskim tenorze Brandonie Jovanovichu (des Grieux), a także o dyrygencie Carlo Rizzim, kierującym orkiestrą La Monnaie.
Gazeta zaznaczyła, że wraz ze spektaklem Trelińskiego La Monnaie kończy udaną trylogię o "kobietach fatalnych", w ramach której belgijscy widzowie mogli oglądać także "Traviatę" Giuseppe Verdiego i "Lulu" Albana Berga w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego.
Recenzent innego belgijskiego dziennika "La Libre Belgique" chwali dyrygenta i orkiestrę, natomiast nie oszczędził słów krytyki uwspółcześnionej inscenizacji.
Zdaniem "La Libre Belgique" polski reżyser "zdeformował" klasyczne libretto opery Pucciniego, aby "ukazać tylko kilka własnych fantazji". Dziennik zarzuca też Trelińskiemu, że "traktuje ciało kobiety jak element dekoracji" i "uważa za szczyt nowoczesności przekształcenie bohaterki w dziwkę". Według recenzenta taki rodzaj "uwspółcześniania" oper "nie jest już od dawna niczym nowoczesnym".
Gazeta, podobnie jak "Le Soir", wyraża się w superlatywach o całej obsadzie spektaklu i o jego muzycznym poprowadzeniu przez Rizziego.
Brukselskie przedstawienie jest znacząco zmienioną wersją „Manon Lascaut”, której premiera odbyła się w październiku ub.r. w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie. To koprodukcja polskiej sceny z brukselską La Monnaie i walijską Operą Narodową w Cardiff.
„Manon Lescaut” jest debiutem Trelińskiego w brukselskim Theatre Royal de la Monnaie, uważanym za jedną z najciekawszych scen europejskich, znanym z eksperymentalnych, autorskich inscenizacji klasycznych oper. Spektakl będzie wystawiany w Brukseli do 8 lutego.
Przedstawienie Trelińskiego będą mogli też oglądać 29 stycznia na wielkich ekranach widzowie w 26 kinach Francji i Belgii. Transmisja na żywo z La Monnaie odbędzie się w ramach serii prezentowanej przez sieć kin UGC „Niech żyje opera!”.
Powstała w 1893 roku opera „Manon Lescaut” – z librettem opartym na powieści „Historia Manon Lescaut i Kawalera de Grieux” Antoine’a Prevosta - opowiada o losach młodzieńca, który dla dziewczyny porzuca powołanie księdza, zostaje szulerem i kończy w niesławie. W oryginale akcja rozgrywa się we Francji i w Ameryce w XVIII wieku.
Z Brukseli Szymon Łucyk (PAP)
szl/ mc/ amac/