Obecna dyskusja o legalnym udostępnianiu treści w internecie przypomina spór artystów i nadawców radiowych z lat 40 XX wieku w Stanach Zjednoczonych - uważa Jarosław Kowalski z Interaktywnego Instytutu Badań Rynkowych.
W latach 40. ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych zaistniał bardzo ostry spór między twórcami a nadawcami przypomina Kowalski. "W erze przed rozwojem radia twórcy zarabiali na koncertach sprzedając na nie bilety, ale radio zmieniło ten cały wzorzec, ponieważ można było koncert transmitować w radiu i mogło go słuchać dużo więcej osób niż na samym koncercie. Twórcy doszli do wniosku, że każdy, kto słucha występu przez odbiornik radiowy powinien być traktowany tak jakby przyszedł na ich koncert i powinien za to zapłacić. Opłaty miały być pobierane od nadawców radiowych" - zaznaczył Kowalski.
Taki pomysł nie spodobał się nadawcom radiowym, którzy uważali, że koszty takiego pomysłu będą zbyt wysokie. "Stacje zrezygnowały z emitowania muzyki granej na żywo i zaczęły puszczać muzykę odtwarzaną z płyt. To z kolei wzbudziło protest artystów, którzy zaczęli wydawać płyty z napisem na okładce; „Nieprzeznaczone do odtwarzania w radiu”. Dało to początek wielkiemu sporowi rozstrzygniętemu ostatecznie przez Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, który wydał werdykt, że jeśli stacja radiowa zakupiła płytę to może ją puszczać legalnie w radiu" - dodał Kowalski.
W latach 40. ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych zaistniał bardzo ostry spór między twórcami a nadawcami przypomina Kowalski. "W erze przed rozwojem radia twórcy zarabiali na koncertach sprzedając na nie bilety, ale radio zmieniło ten cały wzorzec, ponieważ można było koncert transmitować w radiu i mogło go słuchać dużo więcej osób niż na samym koncercie.
Ostateczne utrwalenie zmiany nastąpiło w momencie wkroczenia na scenę artystów rockowych. "To byli młodzi ludzi, zależało im na popularności i założyli własną organizację, która zezwoliła na to, aby puszczać w radio ich muzykę, aby zyskać jeszcze bardziej na popularności. Potem się jeszcze okazało, że radio świetnie nadaje się do promocji artystów i przyczynia się do jeszcze większej sprzedaży płyt. I dziś żyjemy w czasach, w których koncerny muzyczne bardzo starają się, aby ich piosenka była emitowana w radiu jak najczęściej" - zaznaczył Kowalski.
Według eksperta analogicznie można powiedzieć o obecnej sytuacji związanej z udostępnianymi treściami w internecie. "Wszystkie zainteresowane strony muszą nauczyć się funkcjonować w nowej sytuacji. Dzisiaj niektórzy artyści próbują się już w niej odnaleźć wręcz umieszczają całe swoje płyty w internecie uznając, że będą zarabiać na limitowanych wydaniach płyt z różnymi dodatkami a także na koncertach" - zaznaczył Kowalski.
Jego zdaniem ludzie zawsze chcieli się dzielić różnymi historiami opowiadając je znajomym. Kiedy pojawił się druk to powstały biblioteki i tak samo było z muzyką. "Obecnie skala zjawiska jest dużo większa z powodu rozwoju technologii. Jedna osoba może rozpowszechnić daną treść na cały świat" - dodał Kowalski. I zaznacza, że kwestie dostępności treści w internecie należy rozpatrywać na trzech poziomach. "Pierwszy dotyczy tego, co legalne i nielegalne, drugi opozycji płatne i bezpłatne oraz trzeci - moralne i niemoralne. Te trzy wymiary krzyżują się między sobą, wprowadzając dodatkowy zamęt. Nie zawsze to, co niekaralne przez prawo jest moralnie właściwe. Nie zawsze to, co płatne jest legalne” – zaznaczył Kowalski.
Ekspert podkreślił, że dyskusja wokół tego, co legalne i nielegalne a zarazem płatne i bezpłatne w internecie "troszkę" przypomina, to, co się dzieje na rynku telewizji kablowej. "Wiele osób płacących za telewizję kablową stwierdza, że nie muszą płacić już abonamentu RTV, bo płacą za kanały publiczne operatorowi kablowemu. Często nie zdają sobie sprawy, że czym innym jest abonament RTV wnoszony za posiadanie odbiornika telewizyjnego lub radiowego a czym innym opłata za pakiet programów telewizyjnych w ramach telewizji kablowej.
Podobnie jest w internecie. Mamy coraz więcej serwisów, które umożliwiają oglądanie online seriali czy filmów. I internauci często stwierdzają, że skoro zapłacili - to wszystko jest w porządku. Jeśli trzeba za coś płacić w sieci ludzie często odruchowo zakładają, że nadawca ma prawa do tych treści. A to nie zawsze jest prawdą" - zaznaczył Jarosław Kowalski.(PAP)
krm/ abe/