Nie do ogarnięcia w zachowaniu, tyran dla samego siebie, przyjaciel nas wszystkich, poza sceną łagodny i z poczuciem humoru – tak dziś wspominają Tadeusza Kantora aktorzy jego Teatru Cricot 2.
Bracia Lesław i Wacław Janiccy pracowali z Kantorem od 1966 r. - wtedy wzięli udział w happeningu "Linia podziału". Potem od realizacji "Kurki wodnej" pojawiali się w każdym spektaklu do 1990 r., kiedy Kantor zmarł. Co roku 8 grudnia, w dniu śmierci mistrza, pojawiają się na ulicy Kanoniczej w Krakowie jako chasydzi z "deską ostatniego ratunku", aby - jak mówią - „utrzymać ducha Kantora”.
Zdaniem braci Janickich Kantor „w zachowaniu był nie od ogarnięcia, bo chodziło mu o sztukę”, „był człowiekiem niepodważalnie stojącym za swoją sztuką”, "jeśli był tyranem, to tylko w stosunku do siebie”.
5 maja 1980 r., kiedy Teatr Cricot 2 przebywał we Włoszech, Wacław Janicki odnotował w swoim dzienniku, w jaki sposób Kantor zachowywał się w stosunku do szefów mediolańskiego teatru. Kantor krzyczał: „Ja wychowałem sobie w Polsce urzędników i oni teraz już wiedzą jak postępować z artystą, aby go nie obrażać”. Pewnego razu, po awanturze, jaką urządził organizatorom jednego z wydarzeń kulturalnych, żartował po zakończonym już spektaklu: „ale dałem im w dupę”. „Kantor nie znosił, gdy organizatorzy wydarzeń artystycznych wywyższali się” – twierdzą zgodnie bracia.
„Jako historyk sztuki czytałem tylko o szaleństwie takich artystów jak van Gogh czy Velazquez. Jako teoretyk nie wierzyłem, że tacy artyści naprawdę istnieją, ale tak się złożyło, że poznałem Tadeusza Kantora i pracowałem z nim. Zrozumiałem, że można być tak wielkim jak ci, o których czytałem. Rzecz polega na tym, że oni poświęcali swoje życie sztuce” – mówił PAP Wacław Janicki.
„Jako historyk sztuki czytałem tylko o szaleństwie takich artystów jak van Gogh czy Velazquez. Jako teoretyk nie wierzyłem, że tacy artyści naprawdę istnieją, ale tak się złożyło, że poznałem Tadeusza Kantora i pracowałem z nim. Zrozumiałem, że można być tak wielkim jak ci, o których czytałem. Rzecz polega na tym, że oni poświęcali swoje życie sztuce” – mówił PAP Wacław Janicki.
Również do końca życia towarzyszyli Kantorowi Teresa i Andrzej Wełmińscy. Z sentymentem wspominają dziś podróże z Teatrem Cricot 2: „W trakcie naszych wędrówek odwiedzaliśmy wiele miejsc na świecie. Miejsca egzotyczne – Meksyk, Argentyna, dżungla japońska z jej gejzerami i gorącymi źródłami, mistyczna aura Jerozolimy i wielkie metropolie: Londyn, Paryż, Nowy York, gdzie mogliśmy obcować z aktualnymi i radykalnymi zjawiskami artystycznymi. Wszędzie tam obecność Teatru Cricot 2 pozostawiła znaczący i niekwestionowany wkład w kulturę światową”.
Wełmiński określił Kantora przyjacielem całego „kolektywu” Teatru Cricot 2. "Był naszym mistrzem, przewodnikiem i zaopatrzył nas w wiedzę, którą zobowiązał nas przekazywać następnym pokoleniom” – zauważył aktor.
Jak dodał, Kantor rozumiał się z aktorami, nawet z tymi, z którymi dzieliła go różnica wieku. „Łączyły nas bardzo partnerskie stosunki, a z czasem prawie rodzinne. Realność naszego życia - mojego, Teresy i naszych dzieci - całkowicie splatała się z realnością spektakli i obie te dziedziny oddziaływały na siebie” – mówił Wełmiński, który grał m.in. w „Nadobnisiach i koczkodanach”, "Gdzie są niegdysiejsze śniegi” i wystawianej ok. 2,5 tys. razy „Umarłej klasie".
Andrzej Kowalczyk rozpoczął pracę aktora w Teatrze Cricot 2 w połowie lat 80. Wcześniej był m.in. kierownikiem technicznym teatru. Jak wspominał, kiedy pierwszy raz zobaczył „Umarłą klasę”, był zauroczony. Jak opowiadał, w Izraelu pewna kobieta podczas tego spektaklu, pod wpływem emocji, jakie on wywoływał, wpadła w histerię i musiała opuścić widownię z pomocą ochrony.
Kowalczyk dodał, że Kantor łatwo nawiązywał kontakty, z uwagą słuchał swoich rozmówców. W trudnych momentach aktorzy Teatru Cricot 2 otrzymywali listy od niego, w których ich wspierał, czasami do listu dołączał rysunek z dedykacją. „Za takie gesty (aktorzy-PAP) pozostawali mu wierni (...)" – opisywał Kowalczyk. "Kantor uzyskiwał pełne oddanie współpracowników, był dla nich największym autorytetem" - dodał.(PAP)
bko/ agz/