W nowojorskim muzeum sztuki współczesnej MoMA można od niedzieli oglądać wystawę retrospektywną poświęconą wokalistce z Islandii - Bjork. Wystawa pozostawia jednak niedosyt, zbyt powierzchownie traktując jedną z najbardziej kreatywnych współczesnych artystek.
Jest to pierwsza retrospektywa Bjork, artystki, która tworzy na granicy muzyki pop i awangardy. Działa na wielu płaszczyznach, jest wokalistką, kompozytorką, producentką, aktorką, tancerką, poetką i przede wszystkim wszechstronną kreatorką bogatych aranżacji muzycznych.
MoMA (Museum of Modern Art) namawiała Bjork na retrospektywną wystawę od 2000 roku. Artystka zgodziła się dopiero w 2012 roku i od tego czasu trwały prace przygotowawcze. "Bjork postawiła warunek: czy możesz zrobić wystawę, w której muzyka jest autentycznym przeżyciem, jak malarstwo?" - mówił dziennikarzom kilka dni przed wernisażem kurator Klaus Biesenbach. Sama Bjork też pojawiła się na spotkaniu z mediami, ale tylko na moment, by podziękować MoMA. W okazji wystawy, którą można będzie oglądać do 7 czerwca, Bjork wystąpi z serią koncertów w Nowym Jorku, a pierwszy odbędzie się w sobotę w słynnej Carnegie Hall.
Wystawa jest próbą podróży - za pomocą dźwięku, filmu i wizualizacji - po ponad dwudziestoletniej karierze 49-letniej artystki, poprzez pierwszych siedem solowych albumów: od płyty „Debut” (1993) po multimedialny projekt poświęcony przyrodzie i ginącemu pięknu natury „Biophilia” (2011). Zwiedzający mogą zobaczyć niezwykłe, specjalnie skonstruowane dla Bjork instrumenty, a także ekstrawaganckie kostiumy z występów wokalistki, w tym suknię-łabędzia. Wystąpiła w niej w 2001 roku na gali Oscarów, gdy do nagrody nominowana była jej muzyka do filmu "Tańcząc w ciemnościach" duńskiego reżysera Larsa von Triera, w którym Bjork zagrała główną rolę.
"Każdemu, kto kocha Bjork, będzie się ten +show+ podobać; natomiast ci, którzy martwią się o misję i kierunek, w którym podąża MoMA, będą zastanawiać się, czy muzeum chce się jedynie przypodobać. Nawet ci, którzy starają się zachować otwarty umysł, będą zamroczeni: gdzie jest krytycyzm i obiektywizm w ocenie prac artystki, która bywa niebywale oryginalna, ale często jest pompatycznie śmieszna i ma obsesję na swoim punkcie?" - napisał uznany krytyk "Washington Post" Philip Kennicott.
Jeszcze większe wrażenie robi suknia zwana "Bell Dress", wykonana z tysięcy dzwoneczków. Bjork wystąpiła w niej w wideoklipie do utworu "Who is it", nagranym na islandzkim polu lawy w 2004 roku. Ten, tak jak 31 innych niezwykłych wideoklipów, które współtworzyli do utworów islandzkiej gwiazdy znakomici reżyserzy, można zresztą zobaczyć w jednej z dwóch sal projekcyjnych, leżąc na wygodnych pufach.
Na wystawie pokazany jest też nowy, stworzony na zamówienie MoMA klip, a raczej film muzyczny, zrealizowany w technologii 3D przez Andrew Thomasa Huanga do utworu "Black Lake". Pochodzi on z ostatniego albumu artystki pt. "Vulnicura", który Bjork przygotowała po rozstaniu ze swym wieloletnim partnerem, artystą sztuk wizualnych Matthew Barney'em.
Ta bardzo atrakcyjna pod względem audiowizualnym wystawa zbiera jednak dość chłodne recenzje nowojorskich krytyków, którzy zarzucają jej twórcom, że zbyt powierzchownie (jak ocenił "New York Times") oraz zbyt pretensjonalnie (jak to ujął "Washington Post") podeszli do twórczości Bjork.
"Każdemu, kto kocha Bjork, będzie się ten +show+ podobać; natomiast ci, którzy martwią się o misję i kierunek, w którym podąża MoMA, będą zastanawiać się, czy muzeum chce się jedynie przypodobać. Nawet ci, którzy starają się zachować otwarty umysł, będą zamroczeni: gdzie jest krytycyzm i obiektywizm w ocenie prac artystki, która bywa niebywale oryginalna, ale często jest pompatycznie śmieszna i ma obsesję na swoim punkcie?" - napisał uznany krytyk "Washington Post" Philip Kennicott.
Zastrzeżenia budzi zwłaszcza poetycka opowieść mieszająca fakty z życia Bjork z fikcją, której zwiedzający słuchają na audioprzewodniku, wręczanym przed wejściem do głównego pawilonu wystawy. Ta dość dłużąca się i banalna opowieść o dziewczynie, która urodziła się "dawno dawno temu w lesie, nad brzegiem oceanu" ani nie tłumaczy jej twórczości, ani nie pozwala poznać biografii islandzkiej artystki.
Efekt, jak ocenił "New York Times", "rozczarowuje", bo od tego typu projektów oczekuje się więcej badań, dokumentacji, czy usytuowania twórczości w kontekście. "Bjork, islandzki cudowny fenomen muzyczny i najbardziej awangardowa popularna artystka naszych czasów, (...) to też jeden z najbardziej instynktownych talentów. Więc instynkt powinien jej był podpowiedzieć, by powiedzieć +nie, dziękuję+, kiedy MoMA zaproponowała jej wystawę" - pisze "NYT". Bjork powinna była powiedzieć "nie" nie dlatego, że jej praca nie jest godna retrospektywy, ale dlatego, że MoMA - jak się okazało - "nie stanęła na wysokości zadania" - dodaje "NYT".
Ale największym problemem dla licznych fanów Bjork, którzy z pewnością będą chcieli zobaczyć wystawę, może okazać się logistyka. Wystawa zorganizowana jest bowiem w pawilonie zbudowanym z bardzo małych i wąskich pomieszczeń. W ciągu godziny przez pawilon może przejść góra 100 osób, o ile oczywiście wszyscy będą chcieli w całości wysłuchać 40-minutowego nagrania na audioprzewodniku. A to, jak przyznał dyrektor MoMA Glenn D. Lowry, może oznaczać wielogodzinne czekanie w kolejce, a co za tym idzie frustrację zwiedzających.
Z Nowego Jorku Inga Czerny (PAP)
icz/ jhp/ agz/