Portrety uratowanych dzieci Holokaustu zestawione z fotografiami ich żydowskich rodziców i przybranych, polskich rodziców oraz wspomnieniami - historiami ocalenia, składają się na nową ekspozycję w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Wystawa opowiada o losach piętnaściorga dzieci urodzonych w latach 1939–1942. Portrety czternastu kobiet i jednego mężczyzny to współczesne fotografie dzieci Holokaustu - tak wyglądają dzisiaj te niemowlęta czy kilkuletnie dziewczynki, które w skrzynkach z cegłami, w koszykach, uśpione, czasami z zaklejonymi ustami, aby nie płakały, były wywożone z getta, przemycane kanałami przez własnych ojców lub niekiedy po prostu wyprowadzane za rączkę przez nianie czy granatowego policjanta.
Obok znajdują się ich zdjęcia z tamtych czasów, gdy były dziećmi - zdjęcia Reni, Inki, Zbyszka, Jadzi, Marysi, Bietki, Ani, Tereski. I fotografie ich żydowskich rodziców, nie wszystkich, bo po wielu nie została nawet fotografia. I jeszcze zdjęcia polskich rodziców i krótkie historie ocalenia i wspomnienia dzieci o życiu w domu przybranych matek i ojców, o których często, lub długo, nie wiedziały, że są ich "drugimi" rodzicami.
"Wystawa ma formę najprostszą, jaką można sobie wyobrazić; jest osiemnaście plansz, ale jej siła tkwi właśnie w prostocie formy i bardzo różnorodnym, pobudzającym do refleksji przekazie wzbogaconym o wyjątkowe portrety będące informacją o bagażu, które niosły i nadal niosą dzieci Holokaustu. One ocalały dzięki bezgranicznej rodzicielskiej miłości, która kazała oddać je w obce ręce, a także odwadze ludzi, którzy uznali je za własne" - powiedziała PAP kurator wystawy Kalina Gawlas.
W Polsce z Zagłady ocalało około 5 tysięcy z blisko miliona żydowskich dzieci. Wiele z nich znalazło schronienie w polskich rodzinach. Polacy, którzy zaopiekowali się ocalonymi dziećmi, często później stawali się ich przybranymi rodzicami. Na ogół prawdę trzymali w tajemnicy, niektórzy wyjawili ją przed śmiercią, inni zabrali ją do grobu.
"Kiedy mówię +rodzice+, myślę o +drugich+ rodzicach, innych nie znałam. Dostałam od nich wszystko – dom, miłość, wykształcenie, wzory przyzwoitego, godnego życia. Jestem przedwojenna, bo urodziłam się 31 lipca 1939 r. w Warszawie. Pierwsze lata życia spędziłam z rodzicami w getcie. Nie pamiętam ich twarzy, nic nie pamiętam. Prawdopodobnie w kwietniu 1943 r. oboje poszli na Umschlagplatz. Myślę, że nie potrafili się ze mną rozstać, zwlekali" - wspominała Joanna Sobolewska-Pyz, przewodnicząca Stowarzyszenia "Dzieci Holocaustu" i pomysłodawczyni obecnej wystawy.
Idea tej wystawy narodziła się - jak Sobolewska-Pyz opowiadała PAP - podczas przeglądania rodzinnych albumów. "A dlaczego by nie zrobić wystawy zdjęć naszych rodziców, choć wiedziałam, że z fotografiami naszych żydowskich matek i ojców może być kłopot. Ale opowiadałam o tym pomyśle wielu osobom i zdjęcia zaczęły napływać z Kanady, z Ameryki, z Izraela, Francji i różnych zakątków świata od rodzin, które dostały je przed wojną. Nie mamy zdjęć wszystkich rodziców, moich też nie ma, ale kilka lat temu odnalazłam zdjęcie klasy gimnazjalnej mojej matki. Przed budynkiem Miejskiego Gimnazjum Koedukacyjnego w Otwocku w grupie uczniów i uczennic siedzi poważna nastolatka w okularach — Hala Zylberbartówna — moja mama. Zdjęć przybywało, pomysł wystawy się krystalizował i w czwartek 16 kwietnia mamy już wernisaż" - dodała.
Na wystawie jest m.in. portret Elżbiety Ficowskiej, która była jednym z 2,5 tys. dzieci uratowanych przez Irenę Sendlerową i jej współpracowników z getta warszawskiego. Jako 6-miesięczne dziecko została stamtąd wywieziona w drewnianej skrzynce, do której włożona została srebrna łyżeczka, darowana jej przez rodziców na szczęście. Na łyżeczce wygrawerowano imię i datę urodzenia. Była to jedyna pamiątka po rodzicach, dziadkach i domu rodzinnym. "To mój posag i moja metryka" - zaznacza Elżbieta Ficowska. Matką Elżbiety Ficowskiej była dwudziestokilkuletnia Henia Koppel z domu Rochman. Drugą mamą została Stanisława Busoldowa.
"Jestem tu dzięki miłości moich obu matek, żydowskiej i polskiej. Dobroci, która nie znała strachu, w czasach, gdy triumfowało zło, a bestialstwo było bezkarne" - podkreśla Elżbieta Ficowska. Także Barbara Lesowska zaznacza: "Dzięki polskiej matce przeżyłam. Jestem jej wdzięczna, że uznała mnie za swoje dziecko i dbała, żebym się uczyła. Dzięki niej jestem tym, kim jestem".
Fotografie są też opatrzone krótkimi informacjami o tym, kim w życiu zawodowym i społecznym zostały uratowane dzieci; zostały inżynierami, elektronikami, położną, nauczycielkami, wykładowcami, np. języka arabskiego.
Wystawa ma finał nazwany "Jesteśmy". Policzono i pokazano, że piętnaścioro ocalałych z Holocaustu żydowskich dzieci dorosło i powołało na świat kolejne pokolenia — dzieci, wnuki i prawnuki. Dzisiaj tworzą wielką rodzinę składającą się ze 106 osób. "Ta liczba będzie rosła z każdym rokiem, wbrew intencji hitlerowskich prześladowców, którzy chcieli odebrać im prawo do życia" - można przeczytać na końcowej planszy na wystawie.
Ekspozycji towarzyszy film, i o ile wystawa skupia się na dzieciach Holokaustu - wyjaśnia Gawlas - to w film skupia się bardziej na pokazaniu rodziców: żydowskich i polskich. "To bardzo nostalgiczny obraz" - dodaje.
Pomysłodawczynią wystawy jest Joanna Sobolewska-Pyz, przewodnicząca Stowarzyszenia "Dzieci Holocaustu", autorem projektu jest grafik Jacek Gałązka, tekstów - Anna Kołacińska-Gałązka, autorem fotografii - portretów Maciej Śmiarowski, a aranżacji wystawy Wojciech Neubardt. Kuratorkami są Kalina Gawlas i Ewa Witkowska.
Wystawa Stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu” w Polsce, przygotowana we współpracy z Muzeum POLIN dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg Przedstawicielstwo w Polsce. Wystawa czynna od 17 kwietnia do czerwca 2015 r. (PAP)
abe/ agz/