"/mr/ 13.5. rzym pap. jak podaje agencja france presse oraz reporter włoskiej agencji ansa - do jana pawła 2/rz/ oddano dwa strzały. papiez został ranny./f,r/" - to oryginalny zapis pierwszej informacji Polskiej Agencji Prasowej dokumentującej zamach na Jana Pawła II.
"/mr/ 13.5. rzym pap. jak podaje agencja france presse oraz reporter włoskiej agencji ansa - do jana pawła 2/rz/ oddano dwa strzały. papiez został ranny./f,r/" - to oryginalny zapis pierwszej informacji Polskiej Agencji Prasowej dokumentującej zamach na Jana Pawła II.
"Nie zdawałem sobie sprawy, że piszę jedną z najważniejszych depesz XX wieku. Taka refleksja przychodzi dopiero po pewnym czasie" - wspomina w rozmowie z PAP Krzysztof Mroziewicz, który 13 maja 1981 r. był dyżurnym redakcji zagranicznej PAP i pisał pierwsze informacje o zamachu na Placu św. Piotra w Rzymie.
Wkrótce po beatyfikacji Jana Pawła II, 13 maja przypada 30. rocznica nieudanego zamachu na jego życie, którego dokonał 23-letni Turek Mehmet Ali Agca. 13 maja 1981 r. o próbie zabójstwa papieża pojawiło się w PAP ok. 70 depesz. Większość z nich nosiła tytuł "Strzały do papieża". W publikacji PAP pod tym samym tytułem można obejrzeć reprint 17 metrów oryginalnej taśmy z teleksu Polskiej Agencji Prasowej, zawierającej zapis pierwszych doniesień o zamachu.
"Kiedy miałem tzw. podkład, czyli depeszę AFP (Agence France Presse - francuskiej agencji prasowej) i usiadłem do pierwszego sygnału, za moimi plecami stanął jeden z sekretarzy redakcji Dariusz Pilewski, który podenerwowanym głosem zaczął mówić bez sensu "No pisz, no pisz!". To mnie tylko zdekoncentrowało. Odwarknąłem +Wynoś się stąd, bo cię sam wyniosę+. W takich chwilach wszyscy na dyżurze głównym są spięci i jeśli ktoś - niezmiernie rzadko - wchodzi koledze w drogę, scysji uniknąć się nie da" - wspomina Mroziewicz pierwsze nerwowe reakcje w redakcji.
Zamachu na papieża dokonano w środę 13 maja 1981 r. podczas papieskiej audiencji generalnej o godz. 17.19 (podawana jest też wersja z godz. 17.17 i 17.21). Informacja w PAP pojawiła się kilka minut później - nikt jeszcze dokładnie nie wiedział co się stało.
"Zwykle po pierwszym sygnale nadaje się rozszerzoną wersję wiadomości. Moim zadaniem było właśnie redagowanie kolejnych sygnałów. Nadawszy pierwszy z nich włączyliśmy radio, żeby posłuchać dziennika o 17.30. Lektor przeczytał wszystko z wyjątkiem +Strzałów do papieża+. Zdumiało nas to" - wspomina Mroziewicz, wyjaśniając jednocześnie, że pracownik radia przeoczył depeszę PAP, bo nie dosłyszał dzwonków teleksu, za pomocą którego przekazywano informacje. Po interwencji dziennikarzy PAP radio do północy przerywało swój program podając informacje o zamachu.
Kolejne dramatyczne wiadomości napływały od korespondenta PAP w Rzymie Zdzisława Morawskiego. "Po strzałach oddanych z tłumu papież upadł. W miejscu, w którym stał widziano ślady krwi. Kilka minut po zamachu przez głośniki zainstalowane na Placu św. Piotra poinformowano, że Jan Paweł II został ranny. Wezwano jednocześnie zebranych na Placu w liczbie ok. 20 tys. osób do modlitwy" - pisał Morawski.
Następna wiadomość - podana przez PAP za brytyjską agencją prasową The Associated Press - dotyczyła zabójcy. "Ujęty zamachowiec - według informacji AP - nie mówi po włosku. Nie określono jednak - jak dotąd - jego narodowości" - pisał Mroziewicz. Chwilę później podał, że papież "został ranny w brzuch, kula ugodziła w okolice trzustki". "Papież stał w swoim dżipie, w momencie zamachu pojazd znajdował się w pobliżu poczty watykańskiej między Bazyliką św. Piotra i kolumną Berniniego" - relacjonował dziennikarz PAP.
Pierwszą szerszą relację opisującą dramatyczne wydarzenia z Placu św. Piotra podał korespondent PAP. "Plac wypełniony był tłumem kilkudziesięciu tysięcy wiernych i turystów z całego świata. Papież wjechał białym otwartym samochodem, by objechać plac i powitać tłum przybyły na jego spotkanie. W pewnej chwili, kiedy samochód znajdował się po prawej stronie placu, w pobliżu słynnej spiżowej bramy, z tłumu padło kilka strzałów. Papież upadł, zaś na jego białej sutannie pojawiły się plamy krwi. Padającego papieża, który trafiony został dwiema kulami w chwili, kiedy swym charakterystycznym ruchem wyciągał ręce do tłumu, podtrzymał jego osobisty sekretarz ks. Stanisław Dziwisz, który znajdował się w wraz z nim w samochodzie" - pisał z Rzymu Morawski.
Oto jak relacjonuje te chwile ks. kard. Stanisław Dziwisz, który wspominał zamach w jego 25. rocznicę, co następnie PAP opublikowała w książce "Strzały do papieża": "Kula przeszyła ciało i upadła między papieża a mnie. Słyszałem dwa strzały. Kule zraniły dwie inne osoby. Mnie oszczędziły, chociaż siła naboju była taka, że mógł przeszyć kilka osób. Zapytałem Ojca Świętego: +Gdzie?+ Odpowiedział: +W brzuch+. +Boli?+ Odpowiedział +Boli+".
"To był dramatyczny moment. Dziś mogę powiedzieć, że w tamtej chwili jakaś moc niewidzialna wkroczyła, aby ratować zagrożone śmiertelnie życie Ojca Świętego. Nie było czasu na myślenie, nie było też w pobliżu lekarza. Jedna błędna decyzja mogła okazać się katastrofalna w skutkach" - dodaje ks. kard. Dziwisz.
Kolejne informacje PAP tego dnia dotyczyły m.in. przewiezienia Jana Pawła II do kliniki Gemelli, wizyty prezydenta Włoch Sandro Pertiniego u walczącego o życie papieża, prób ustalenia tożsamości zamachowca i danych na temat Alego Agcy, szczegółów na temat stanu zdrowia papieża oraz przebiegu kilkugodzinnej operacji. Wreszcie - organizowanych na całym świecie modlitw w intencji papieża, reakcji głów państw z całego świata na zamach oraz komentarzy zagranicznych mediów.
"W budynku Komitetu Centralnego PZPR tego dnia na pierwszym i drugim piętrze paliły się wszystkie światła. Widać było wyraźnie, że kierownictwo partii próbuje z naszych depesz wyciągnąć jakieś wnioski na temat tego, kto to zrobił i co z tego dla nas wyniknie. Gdyby się okazało, że to jest może spisek przygotowany przez rozmaite ośrodki niechętne Polsce, to pojawiał się problem jak zareaguje ulica. Gdyby podano wiadomość, że być może stoi za tym wywiad bułgarski kierowany przez KGB, to przecież fali ludzkiej wściekłości nie dałoby się żadną miarą opanować" - opowiadał Mroziewicz, który po skończonym dyżurze zerwał z teleksu taśmę z wydrukowanymi depeszami PAP.
"Nie wiem po co. Na pamiątkę, a może po to, żeby ją potem na spokojnie w domu przeczytać? I uświadomić sobie daleko od PAP, co się właściwie stało i co teraz będzie? Na dyżurze nie ma czasu o tym myśleć. Człowiek wychodząc z takiej zmiany nie wie nawet jak się nazywa" - podsumował Mroziewicz.
Ciężko ranny papież Jan Paweł II trafił do kliniki Gemelli w stanie krytycznym. Został uratowany, mimo że sami lekarze wątpili w to, czy przeżyje. W grudniu 1983 r. papież w akcie przebaczenia odwiedził Agcę w więzieniu w Rzymie. Tło zamachu do dzisiaj nie zostało jednoznacznie wyjaśnione.
Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ mlu/ mhr/