Szczyt w Warszawie pokazał jedność NATO, co torpeduje politykę Moskwy, zmierzającą do dyskredytacji i dzielenia państw członkowskich i UE - ocenia w rozmowie z PAP wieloletni dyplomata i b. ambasador Polski przy NATO Jerzy M. Nowak.
Według dr. hab. Jerzego M. Nowaka, przełomowym rezultatem szczytu w Warszawie jest zmiana w traktowaniu państw, które przystąpiły do Sojuszu później i miały dotychczas "nieco niższy status", wynikający z ograniczeń wynegocjowanych w porozumieniu z Rosją z 1997 r.
Jak mówił, Rosja - dokonując agresji na Ukrainę i anektując Krym - sama złamała część tamtych ustaleń. Mimo tego - jak zauważył - większość państw zachodnich nie była dotąd gotowa odejść od dawnych deklaracji, że NATO nie będzie utrzymywać znaczących sił zbrojnych i sprzętu wojskowego na obszarze państw nowo przyjętych.
"Obecne ustalenia są +półsymboliczne+, ale to jest wyraźny sygnał, że tu jest NATO i to jest nasze terytorium" - stwierdził.
Według eksperta, który jest wiceprezesem stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego i profesorem uczelni Vistula, ustalenia podjęte w Warszawie przez Sojusz w praktyce modyfikują podejście państw członkowskich do stosowania art. 5. Traktatu Północnoatlantyckiego. Jak przypomniał, zapis ten mówi, że w razie napaści każdy z sojuszników podejmuje dla odparcia ataku "działania, jakie uzna za konieczne".
"Zmiana polega na tym, że teraz gwarancja będzie nie tylko słowna, ale również będzie gwarancja siły, co znaczy, że w razie ataku uzyskaliśmy pewien automatyzm w obronie. Wiemy, że wezmą w niej udział te jednostki, które będą stacjonować na terenie Polski, państw bałtyckich i innych. W oczywisty sposób wciągną one niezwłocznie do konfliktu Stany Zjednoczone, Wlk. Brytanię, Kanadę, Francję i inne kraje" - wyjaśnił.
Nowak powiedział też, że jest to niewątpliwie duże osiągnięcie tego szczytu, nawet jeśli wzmocnienie wschodniej flanki Sojuszu jest "częściowo symboliczne". Jego zdaniem, chociaż rozmieszczenie czterech batalionów nie równoważy sił rosyjskich, jest to przekazanie Rosji sygnału: "nie przekraczajcie granicy".
Jak dodał, NATO pokazuje Rosji, że nie akceptuje jej działania, zwłaszcza na Ukrainie, i będzie budować elementy obronne, ale jednocześnie, że nie chce się z nią konfrontować.
"Stąd decyzje o tzw. dwutorowości stosunków z Rosją. Z jednej strony rozwój +powstrzymywania+, a równolegle prowadzenie dialogu. Na początku będzie on dotyczył pewnie wypracowania mechanizmu, żeby nie dopuszczać do incydentów w kwestii manewrów wojskowych, np. pozorowanych ataków na okręty wojskowe na Bałtyku czy Morzu Czarnym" - ocenił ekspert.
Podkreślił, że wzmocnienie wojskowe wschodniej flanki NATO nie jest tym, "co może irytować Rosję na obecnym etapie", bo - jak mówił - nie jest to dla niej zagrożenie i sama nie zamierza dokonywać żadnych agresywnych kroków na większą skalę. "Irytuje ją natomiast zademonstrowana silnie na tym szczycie jedność Sojuszu, gdyż to w znacznym stopniu torpeduje politykę Moskwy zmierzającą do dyskredytacji i dzielenia państw NATO i UE. Ta jedność utrudnia Rosji osiągnięcie tego, o czym mówi wprost prezydent Putin, czyli zmiany systemu bezpieczeństwa europejskiego i utworzenie +koncertu mocarstw+ (odniesienie do tzw. Czwórprzymierza z 1815 r. - PAP), zgodnie z XIX-wiecznym wyobrażeniem, w którym Rosja zajmie miejsce podobne, jak miała np. przed 1914 r. lub w czasie zimnej wojny" - powiedział.
Ekspert przypomniał, że warszawski szczyt był w dużym stopniu kontynuacją postanowień, które przyjęto dwa lata temu w Walii. Podkreślił jednak, że jego szczególne znaczenie polega na tym, że zebrał się w okresie ogromnych zmian w zakresie zagrożeń światowych.
Jak mówił, NATO musi dostosować się do +czterech N+, czyli: niejasności, nieprzewidywalności, niepewności i niestabilności, a dotyczą one oprócz Rosji także zagrożeń ze strony państwa islamskiego , ataków w cyberprzestrzeni, skutków Brexitu i innych. Dlatego - jak ocenił - starano się równoważyć wyzwania na Wschodzie, ze strony Rosji, ale i z Południa, związanych z falą uchodźców, tzw. Państwem Islamskim czy zaburzeniami na południowych wybrzeżach Morza Śródziemnego.
Nowak, który przez wiele lat był dyplomatą i członkiem zespołu negocjującego przystąpienie Polski do NATO, przyznał w rozmowie z PAP, że dzisiaj czuje satysfakcję z tego, że NATO "wraca do swoich korzeni" i w dużym stopniu koncentruje się na obronie terytorialnej swoich własnych członków, a nie tylko na działaniach o charakterze ekspedycyjnym.
"Jednocześnie odczuwam satysfakcję, że NATO jest zdolne stać się czynnikiem stabilizującym wobec zagrożeń na świecie i być może stanie się też największym elementem jedności Zachodu, naruszonej tak poważnie przez Brexit czy ruchy populistyczne w Europie" - stwierdził.(PAP)
mbo/ akw/