Powojenna konspiracja antykomunistyczna była bezwzględnie mordowana przez bezpiekę, dlatego jej żołnierze w silnym stopniu byli zmotywowani prawem do samoobrony - mówi historyk dr Tomasz Łabuszewski, który kieruje Biurem Badań Historycznych IPN w Warszawie.
PAP: Danuta Siedzikówna "Inka" jest symbolem młodego pokolenia, które po wojnie zaangażowało się w podziemie niepodległościowe. Jaka była skala zaangażowania młodych ludzi w walkę z komunistycznym systemem w latach 1945-1956?
Tomasz Łabuszewski: Udział młodych ludzi w konspiracji niepodległościowej był tym elementem, obok udziału kobiet, który wyróżniał konspirację polską lat II wojny światowej. Ta sytuacja nie zmieniła się w okresie powojennym, głównie z tego powodu, że mamy do czynienia z działalnością tych samych ludzi. Konspiracja antykomunistyczna wyrasta prosto z tej konspiracji niepodległościowej lat II wojny i z całą pewnością osadza się w bardzo silnym stopniu na ludziach młodych.
Tak naprawdę dowódcy polowi konspiracji antykomunistycznej, mający więcej niż 30 lat, to są absolutne wyjątki. Tutaj takim przykładem jest chociażby Władysław Łukasiuk "Młot", który miał ponad 40 lat i był w gruncie rzeczy w tamtym czasie człowiekiem starym. Dominują dowódcy, którzy mają po dwadzieścia parę lat. Pamiętajmy, że to są ludzie, którzy wchodzą w działalność publiczną, za jaką ja uważam działalność niepodległościową, mając lat kilkanaście. Konspirację po wojnie budowało młode pokolenie wychowane patriotycznie w czasie okresu międzywojennego.
Tomasz Łabuszewski: Dowódcy polowi konspiracji antykomunistycznej, mający więcej niż 30 lat, to są absolutne wyjątki. (...) Dominują dowódcy, którzy mają po dwadzieścia parę lat. Pamiętajmy, że to są ludzie, którzy wchodzą w działalność publiczną, za jaką ja uważam działalność niepodległościową, mając lat kilkanaście. Konspirację po wojnie budowało młode pokolenie wychowane patriotycznie w czasie okresu międzywojennego.
PAP: Gdzie aktywność tych młodych ludzi w organizacjach niepodległościowych była największa?
Tomasz Łabuszewski: To było zjawisko masowe. W latach 1945-1947 obejmowało ono cały teren obecnej Polski oraz tereny zabrane przez sowiecką Rosję, zwłaszcza te tereny północno-wschodnie, gdzie ten opór tlił się do końca lat czterdziestych. Ale największe nasilenie tych działań było na terenie obecnej tzw. ściany wschodniej, czyli na Białostocczyźnie, na Podlasiu, na Lubelszczyźnie, na Podkarpaciu. Warto jednak pamiętać, że na tych terenach działały również w okresie II wojny światowej najsilniejsze struktury Armii Krajowej i to siła tych oddziałów z lat wojny przełożyła się na siłę walki z komunistami.
PAP: Z jakich środowisk pochodzili ludzie, którzy z bronią lub bez broni, opierali się sowietyzacji Polski?
Tomasz Łabuszewski: Wbrew temu, co głosiła przez 45 lat komunistyczna propaganda mamy tutaj do czynienia nie z ruchem oporu przedstawicieli klas, które traciły na nacjonalizacji przemysłu, handlu lub też z ruchem przedstawicieli środowisk ziemiańskich lub oficerów zawodowych Wojska Polskiego. Nic z tych rzeczy! Mamy do czynienia z prawdziwym pospolitym ruszeniem. To jest paradoks, ale mamy do czynienia z nadreprezentacją chłopstwa i robotników, czyli tych dwóch grup społecznych, w imieniu których występowała władza ludowa. W przeciwieństwie do lat II wojny, gdzie konspiracja osadzała się jednak na ośrodkach miejskich takich jak Warszawa, Kraków, Lwów, Wilno to konspiracja powojenna osadza się przede wszystkim na polskiej prowincji.
Warto też dodać, że w tej konspiracji gromadzili się ludzie ze wszystkich ugrupowań politycznych z lat międzywojennych i okresu II wojny. To byli i działacze Polskiej Partii Socjalistycznej i działacze ONR-u.
PAP: Co możemy powiedzieć o motywacji konspiratorów?
Tomasz Łabuszewski: Przede wszystkim zwróciłbym uwagę na kwestię ciągłości wyborów - większość dowódców struktur konspiracji powojennej, jak również dowódców polowych, to są ludzie, którzy tkwią w konspiracji niepodległościowej właściwie od początku II wojny światowej. Dla nich sprawa kontynuowania walki o niepodległość Polski jest czymś oczywistym, mimo wręcz tragicznej sytuacji geopolitycznej w jakiej znalazła się Polska po 1945 roku.
Pamiętajmy też o tym, że o ile strona niepodległościowa starała się ograniczyć walki mając na uwadze straty poniesione przez Polskę w czasie II wojny, o tyle strona komunistyczna wręcz parła, żeby ten najbardziej radykalny odłam społeczeństwa polskiego po prostu fizycznie wyniszczyć. I jedną z motywacji tych młodych ludzi było zwyczajne prawo do samoobrony.
Pięknie to opisał jeden z bohaterów podziemia antykomunistycznego Zdzisław Broński "Uskok" w swoim pamiętniku - jednym z wspanialszych świadectw tego środowiska. "Uskok" wyraźnie mówi, że jego poczucie odpowiedzialności za swoich podkomendnych, którzy byli ścigani i mordowani, legło u podstaw tego, że on zorganizował oddział. Nie było żadnego rozkazu. On po prostu uważał, że jego obowiązkiem jest bronić swoich ludzi i dawać tym swoim ludziom prawo do godnej śmierci. To było niezwykle silne przekonanie.
Trzeci element, o którym warto wspomnieć omawiając motywację antykomunistów wiąże się z oczekiwaniem na III wojnę światową, czyli na konflikt między dotychczasowymi aliantami - krajami zachodnimi i Rosją sowiecką.
PAP: A jak wyglądała sprawa z zachowaniem dyscypliny wśród młodych żołnierzy powojennego podziemia?
Tomasz Łabuszewski: Trzeba jasno na początku powiedzieć, że ta konspiracja działała w zdecydowanie innych jakościowo warunkach niż konspiracja lat II wojny. Ta druga była przecież finansowana przez rząd Polski na uchodźstwie i nie było potrzeby zdobywania funduszy na działalność, tak jak w okresie powojennym. Ta możliwość subsydiowania po wojnie właściwie ustała i te setki tysięcy ludzi tkwiących w konspiracji musiało się wspomagać za pomocą środków, które sami zdobywali. Głównym obiektem takich akcji były różne instytucje rządowe, ale ofiarą tego typu działań padali również zwolennicy nowego ustroju.
W tej sprawie należy wyraźnie rozgraniczyć dwa różnego typu zjawiska. Bo z jednej strony były karne oddziały konspiracyjne takich organizacji jak Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj czy Zrzeszenie "Wolność i Niezawisłość", również Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, a z drugiej strony tzw. nocni, czyli byli członkowie konspiracji, którzy posiadając broń uprawiali zwyczajną działalność bandycką, ale byli za to ścigani. Bo wszystkie najważniejsze organizacje konspiracji antykomunistycznej w sposób zdecydowany zwalczały pospolity bandytyzm, również we własnych szeregach. Wyroki śmierci wykonywane za udowodnione akty bandytyzmu były na porządku dziennym.
PAP: Władza pod pozorem walki z bandytyzmem usilnie zwalczała żołnierzy podziemia niepodległościowego. Powstała cała sieć wojewódzkich i powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa, w których podczas przesłuchań ich katowano lub brutalnie mordowano.
Tomasz Łabuszewski: Represje obejmowały nie tylko żołnierzy zaangażowanych w konspirację antykomunistyczną po wojnie, ale obejmowały również żołnierzy Armii Krajowej, którzy nie kontynuowali walki zbrojnej z komunistami po 1945 roku. Z punktu widzenia komunistów cała ta zbiorowość była potencjalnym wrogiem. Niestety, do chwili obecnej nie mamy policzonej dokładnie żadnej z kategorii osób represjonowanych w okresie powojennym. Nie wiemy ile osób zostało zamordowanych, nie wiemy ile osób zostało aresztowanych z powodów politycznych - dysponujemy tylko ogólnymi szacunkami. Wiemy, że prawdopodobnie ta liczba zamordowanych, zmarłych w więzieniach, zabitych z powodu zbrodniczych wyroków sądowych prawdopodobnie oscyluje w granicach 50 tysięcy osób.
Tomasz Łabuszewski: Niestety, do chwili obecnej nie mamy policzonej dokładnie żadnej z kategorii osób represjonowanych w okresie powojennym. Nie wiemy ile osób zostało zamordowanych, nie wiemy ile osób zostało aresztowanych z powodów politycznych - dysponujemy tylko ogólnymi szacunkami. Wiemy, że prawdopodobnie ta liczba zamordowanych, zmarłych w więzieniach, zabitych z powodu zbrodniczych wyroków sądowych prawdopodobnie oscyluje w granicach 50 tys. osób.
Uznajemy też, że z powodów politycznych skazano około 250 tysięcy ludzi, a z zachowanych dokumentów prokuratora generalnego PRL z 1956 roku wynika, że przez więzienia i obozy podległe Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przewinęło się przez pierwsze powojenne dziesięciolecie ponad 1,1 miliona ludzi. Proszę przy tym wziąć pod uwagę, że polskie społeczeństwo po wojnie liczyło 24 miliony ludzi. Bo przypomnę, że Polska w wyniku II wojny straciła 6 milionów zabitych i 5 milionów rozproszonych po całym świecie. Zatem ta liczba 1,1 mln jest wstrząsająca. Ale do tego trzeba jeszcze dodać 6 milionów osób, które znalazły się na ewidencji operacyjnej, czyli znajdowały się w kręgu zainteresowań bezpieki. To daje 1/4 wszystkich mieszkańców Polski, w tym kobiety i dzieci.
PAP: Pamięć o konspiracji antykomunistycznej jest dziś w Polsce bardzo żywa. Możemy mówić wręcz o ruchu społecznym wokół Żołnierzy Wyklętych. Z czego to wynika?
Tomasz Łabuszewski: W mojej ocenie ta popularność wiąże się po pierwsze z prowincjonalnością tego zjawiska, z jego masowością i rozproszeniem w terenie. Chodzi o to, że każde środowisko w polskim mieście powiatowym jest w stanie znaleźć swojego własnego bohatera, który z tego środowiska wyrasta. To daje poczucie dumy i to jest moim zdaniem ten motor napędzający tysiące inicjatyw, które pojawiły się w Polsce po ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci o Żołnierzach Wyklętych.
A pod drugie popularność Żołnierzy Wyklętych wynika też z tego, że młodzi ludzie w określony sposób oceniają dyskurs publiczny i poszukują postaw jednoznacznych i uczciwych. I w tym rozumieniu osoby, które tak jak "Inka" czy "Zagończyk" były gotowe poświęcić swoje życie w walce o wolną Polskę wydają się być dla nich bohaterami najwłaściwszymi.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ mjs/ ls/