Tajną misję kapitana Roberta M. Trimble'a, weterana 8. Armii Powietrznej, który na początku 1945 roku zostaje wysłany do Polski, przybliża książka „Ocalić jeńców”.
20-kilku letni kapitan Robert M. Trimble, weteran 8. Armii Powietrznej, który dowodził B-17 Latającą Fortecą w 35. lotach bojowych, zostaje wysłany na terytorium Polski z tajną misją, której celem ma być wysyłanie amerykańskich i brytyjskich jeńców wojennych do kraju.
Do jesieni 1944 roku siły Armii Czerwonej, za cenę ciężkich strat w ludziach, wyparły Niemców z terytorium ZSRR. W miarę jak front przetaczał się przez tereny Ukrainy i Polski, odkrywano i wyzwalano obozy koncentracyjne, zagłady, pracy niewolniczej i jenieckie. Tysiące uwolnionych więźniów, często znajdujących się w tragicznym stanie, było pozostawionych na pastwę losu.
Cztery dni przed początkiem misji zakończyła się konferencja Wielkiej Trójki w Jałcie na Krymie (4-11 lutego 1945 r.). Roosevelt, Churchill i Stalin złożyli podpisy na dokumencie końcowym, w którym znalazły się postanowienia dotyczące traktowania uwolnionych jeńców wojennych. Stalin podpisał to porozumienie, ale było wątpliwe, czy zgodzi się na to, żeby Amerykanie realizowali własny program ewakuacji i pomocy; nie wspominając już o aktywnym udziale strony radzieckiej w tym przedsięwzięciu.
Zadaniem kapitana Roberta M. Trimble'a było sprowadzanie z Polski (okolice Lwowa, Lublina, Krakowa), przy współpracy z agentami OSS, uwolnionych jeńców alianckich i robotników przymusowych, których Sowieci uważali za potencjalnych szpiegów i członków antykomunistycznego podziemia. Jeńcy byli wysyłani do portu w Odessie, gdzie byli wymieniani na deportowanych radzieckich jeńców wojskowych.
Z tego też względu Amerykanie prowadzili tajne przygotowania do ewakuacji swoich ludzi - postanowili wykorzystać bazę lotniczą w Połtawie na Ukrainie przekazaną im przez ZSRR wiosną 1944 r. Tamtejsze lotnisko było wykorzystywane jako przystanek w misjach bombowych dalekiego zasięgu, do atakowania niemieckich fabryk zbrojeniowych przeniesionych do wschodniej części Rzeszy, poza zasięg brytyjskich i amerykańskich bombowców. W lutym 1945 roku, front przebiegał już w granicach Rzeszy, więc lotnisko w Połtawie przestało być potrzebne, jednak w bazie pozostało wiele amerykańskich samolotów. Podjęto więc decyzję o wysłaniu na Ukrainę pilotów, którzy po naprawieniu maszyn mieli sprowadzać je do kraju.
Jedną z takich osób miał być kpt. Trimble. Po dotarciu na Ukrainę dowiaduje się jednak, że jego misja ma inny cel. Jego zadaniem ma być sprowadzanie z Polski (okolice Lwowa, Lublina, Krakowa), przy współpracy z agentami OSS, uwolnionych jeńców alianckich i robotników przymusowych, których Sowieci uważali za potencjalnych szpiegów i członków antykomunistycznego podziemia. Jeńcy byli wysyłani do portu w Odessie, gdzie byli wymieniani na deportowanych radzieckich jeńców wojskowych.
Podczas swojej misji kpt. Trimble musiał stawić czoła nie tylko nie sprzyjającej pogodzie, ale także wrogo nastawionym czerwonoarmistom oraz ich szpiegom, czającym się na każdym kroku. Jednym z jego sukcesów było wysłanie z Polski do Odessy 400 robotnic przymusowych z Francji. W swój brawurowy plan zaangażował pracowników lwowskich kolei, którzy umożliwili kilkuset kobietom dostanie się do pociągu w lesie między Przemyślem a Odessą.
„Tamtego ranka dotarła do niego wiadomość przekazana przez lwowskich kolejarzy: +Wyzwolenie Francji zakończone powodzeniem+, głosił zaszyfrowany komunikat. Wiedział, że wszystko się uda; kiedy już ktoś wsiadł do pociągu do Odessy, Sowieci zazwyczaj dawali mu spokój” – opisywał Trimble.
Innym razem kapitan Trimble pomógł ponad 70 osobom, w tym amerykańskim i brytyjskim jeńcom wojennym, więźniom niemieckich obozów pracy oraz Żydom, którzy uciekli z marszów śmierci w czasie ewakuacji Auschwitz. Przeprowadził ich w okolice Krakowa, następnie grupkami wsadzał do pociągu jadącego do Odessy.
Jego misja naznaczona była także dramatycznymi doświadczeniami. Idąc na spotkanie kolejnej grupie jeńców, na północny zachód od Lublina, Trimble natknął się na ciała setek zamordowanych ludzi, prawdopodobnie byli to wzięci do niewoli Niemcy oraz uwolnieni jeńcy radzieccy.
„Były tam dziesiątki ciał, może setki, leżących jedno na drugim lub w rzędach przy torach kolejowych. (…) Oprócz tych przywiązanych do torów, reszta w większości leżała w rzędach jak gdyby ustawiono ich w szeregu i rozstrzeliwano partiami. (…) Większość z nich miała na sobie niemieckie mundury, inni łachmany, które najwyraźniej były wcześniej mundurami Armii Czerwonej” – opowiadał Robert.
Podobnie, jak większość ludzi prowadzących tajną działalność, nie spotkał się z żadną oznaką uznania ze strony bezpośrednich przełożonych. Jedyne wyróżnienie jakie otrzymał to francuski Croix de Guerre ze srebrną gwiazdą.
Opowieść oparto na wspomnieniach Trimble’a, zarejestrowanych przez jego syna Lee. We wstępie książki zaznaczono, że „podjęto wysiłki, aby zweryfikować wszystkie aspekty tej historii, i w kluczowych punktach udało się je potwierdzić w niezależnych źródłach”.
„W przypadku niektórych opisanych tutaj epizodów nie udało się jednak odnaleźć żadnych naocznych świadków, którzy dożyliby naszych czasów, a powodu pospiesznie organizowanego, ściśle tajnego i politycznie drażliwego charakteru misji kapitana Trimble’a nie ma żadnych oficjalnych dokumentów” – dodaje wydawca.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis.
Jeremy Dronfield (ur. 1965) z wykształcenia doktor archeologii (Uniwersytet Cambridge); autor biografii i powieści, szczególnie zainteresowany historią lotnictwa z okresu II wojny światowej.
Lee Trimble (ur. 1950) to syn kapitana Roberta M. Trimble’a. Ukończył studia na wydziale technologii Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii i w Stevens Institute of Technology w New Jersey. Uczestniczył w badaniach nad laserami i półprzewodnikami; autor i recenzent w czasopismach naukowych i zawodowych.
Katarzyna Krzykowska (PAP)
ls/