Zbieranie relacji o represjach, orientowanie się w potrzebach i przekazywanie pomocy finansowej potrzebującym osobom - tak swoją pomoc dla robotników Ursusa i Radomia w 1976 r. wspominali w przeddzień 40. rocznicy powstania działacze Komitetu Obrony Robotników.
"Powstanie KOR to było coś przełomowego. Po 1968 r. nastąpiło połączenie sił. Inteligencji, która miała za sobą różnego rodzaju doświadczenia, i robotników, którzy poczuli się prześladowani przez ustrój mający ich teoretycznie wspierać. I połączenie tych dwóch wspólnot (...) doprowadziło do tego, że ta zmiana, która potem nastąpiła, była możliwa" - mówiła podczas środowego spotkania "Ursus - Radom - pomoc dla robotników 1976" w stołecznym Klubie Inteligencji Katolickiej jego prezes Joanna Święcicka.
Jeden z działaczy KOR Henryk Wujec podkreślił, że Komitet był już organizowany "daleko wcześniej". "My z żoną, ale również KIK-owcy, +czarna jedynka+ i +komandosi+ uczestniczyliśmy od 1973 r. w takim seminarium, które było desperacką próbą zrozumienia tego, w czym żyliśmy. To było poznawanie historii PRL od zarania, ale także miejsce spotkania i zaprzyjaźnienia się trzech różnych środowisk i powstania środowiska wspólnego" - powiedział.
Jak opowiadał, kiedy dowiedzieli się o pierwszym procesie po wydarzeniach w Ursusie, postanowili na niego pójść. "Nie wpuścili nas oczywiście na salę. Przed nią siedziały przerażone rodziny robotników. I pojawiliśmy się my, okazujący im życzliwość. Jednak oni nie wiedzieli, kim jesteśmy, bali się. Barierę przekroczyły dopiero kobiety, które podeszły, zaczęły rozmawiać, pytać o potrzebną im pomoc. I Antek Macierewicz miał wspaniały pomysł, że to jest ten moment, tę akcję trzeba kontynuować" - mówił Wujec.
Dariusz Kupiecki wspominał, że był działaczem grupy wywodzącej się z tzw. czarnej jedynki, czyli 1. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Romualda Traugutta. "Byliśmy przygotowani i wiedzieliśmy, że coś będziemy robić. Kiedy dowiedziałem się o pierwszym procesie ursuskim, poszedłem do sądu. Na korytarzu spotkałem resztę znajomych i od razu zrobiliśmy podział - część miała działać +na powierzchni+, być znana milicji, a część jak najdłużej działać +pod powierzchnią+. Ja znalazłem się w tej drugiej grupie. Dosłownie kilka dni później dostaliśmy od Jana Olszewskiego pierwsze adresy rodzin w Ursusie, którym trzeba pomóc" - relacjonował.
Pokreślił, że do ich zadań należało zbieranie relacji o tych wydarzeniach i represjach. "Orientowaliśmy się w sytuacji rodziny i tym co jest potrzebne i gromadziliśmy kontakty do kolejnych osób, którym trzeba pomóc. Mieliśmy też już pewne środki finansowe, które w formie zapomóg przekazywaliśmy rodzinom. Wracaliśmy wieczorem do Warszawy i na początku spotykaliśmy się u Piotra Naimskiego, który wynajmował mieszkanie blisko dworca Śródmieście. Tam wszystko porządkowaliśmy, spisywaliśmy, przekazywaliśmy dalej i z tego powstawały później komunikaty KOR. Porządkowaliśmy sprawy pomocowe i umawialiśmy na następne dni" - opowiadał Kupiecki.
Wojciech Onyszkiewicz: Udział w działaniach KOR był pewnym wyborem - albo się w to włączasz i działasz ze wszystkimi konsekwencjami, albo odmawiasz, co łączy się z utratą elementarnego szacunku do siebie. Albo zachowasz się przyzwoicie albo nie możesz spojrzeć w lustro. Nasza pomoc była też dla tych ludzi ważna w tym sensie, że odczuwali odrzucenie, wyalienowanie społeczne i my ich "przywracaliśmy" do tego społeczeństwa.
Jego kolega Wojciech Onyszkiewicz, odnosząc się do pochodzenia funduszy na pomoc, wspominał, że wedle jego wiedzy na początku te pieniądze pochodziły od Jana Józefa Lipskiego. "Od wielu lat zajmował się on pomocą dotkniętym przez system. A ponieważ był osobą publicznego zaufania, szybko stał się też depozytariuszem pieniędzy przychodzących z zagranicy. Wiele funduszy pochodziło także ze zbiórek na miejscu" - zaznaczył.
"Udział w działaniach KOR był pewnym wyborem - albo się w to włączasz i działasz ze wszystkimi konsekwencjami, albo odmawiasz, co łączy się z utratą elementarnego szacunku do siebie. Albo zachowasz się przyzwoicie albo nie możesz spojrzeć w lustro. Nasza pomoc była też dla tych ludzi ważna w tym sensie, że odczuwali odrzucenie, wyalienowanie społeczne i my ich +przywracaliśmy+ do tego społeczeństwa. To wszystko składało się z pojedynczych działań, które miały sens same w sobie. Miało się też tę świadomość bycia częścią świetnie zorganizowanej całości" - dodał Onyszkiewicz.
Komitet Obrony Robotników to jedno z najważniejszych ugrupowań opozycyjnych w PRL-u. Stał się on intelektualną i organizacyjną podstawą dla Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Solidarność", pierwszego za "żelazną kurtyną" niezależnego związku zawodowego.
KOR był reakcją na represje, które w 1976 r. spotkały robotników z Radomia, Ursusa i Płocka. Głównym celem Komitetu było niesienie pomocy prawnej i finansowej represjonowanym przez peerelowskie władze robotnikom i ich rodzinom. Żywiołowe protesty (strajki, wiece i demonstracje uliczne) wybuchły w Polsce 25 czerwca 1976 r. po ogłoszeniu dzień wcześniej przez premiera Piotra Jaroszewicza drastycznej podwyżki cen żywności.
23 września 1976 r. 14 osób ogłosiło "Apel do społeczeństwa i władz PRL", informując o powstaniu KOR-u. Sygnatariusze wzywali do: przyjęcia do pracy wszystkich zwolnionych, ogłoszenia amnestii dla skazanych i więzionych za udział w strajkach, ujawnienia rozmiarów zastosowanych represji i ukarania osób winnych łamania prawa.
Apel podpisali: Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Ludwik Cohn, Jacek Kuroń, Edward Lipiński, Jan Józef Lipski, Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Antoni Pajdak, Józef Rybicki, Aniela Steinsbergowa, Adam Szczypiorski, ksiądz Jan Zieja i Wojciech Ziembiński. Nieco później dołączyli do KOR-u: Halina Mikołajska, Mirosław Chojecki, Emil Morgiewicz, Wacław Zawadzki, Bogdan Borusewicz, Józef Śreniowski, Anka Kowalska, Stefan Kaczorowski, Wojciech Onyszkiewicz i Adam Michnik.
W 2006 r. w 30. rocznicę powstania KOR-u, w Pałacu Prezydenckim prezydent Lech Kaczyński odznaczył nieuhonorowanych dotąd założycieli KOR, współpracowników Komitetu, "cichych bohaterów". (PAP)
akn/ itm/