Najstarszy polski "Żywot św. Kazimierza" z 1606 roku i odnaleziony po przeszło 400 latach we Lwowie, został wydany przez Muzeum Historii Polski w formie niemal bibliofilskiej - mówi PAP jego znalazca i badacz prof. Jan Okoń.
PAP: Kim był św. Kazimierz Jagiellończyk?
Prof. Jan Okoń: Bohaterem książki jest św. Kazimierz, który zapisał się w pamięci niemal jako władca, bo rządził Polską w imieniu ojca, króla Kazimierza Jagiellończyka. Rezydował wtedy w zamku w Radomiu. Nie chciał mieć władzy, a jego główną pasją było wspomaganie biednych. Zmarł jako wzór chrześcijańskiej czystości i dobrego władcy.
Co równie ważne starał się łączyć ze sobą oba państwa: Polskę i Litwę. Został ogłoszony patronem obu krajów. Świadectwem tego jest nie tylko mszał krakowski z 1606 roku, ale także wizerunek świętego umieszczony na baldachimie nad grobem św. Stanisława w katedrze na Wawelu. Św. Kazimierz Jest też patronem tytularnym diecezji białostockiej i radomskiej oraz kilkudziesięciu parafii w Polsce, na Litwie i w Stanach Zjednoczonych. Brewem z 4 lipca 1636 r. papież Urban VIII ogłosił go nawet patronem miasta Palermo na Sycylii.
Kiedyś na konferencji poświęconej tej postaci ks. prof. Janusz Pasierb mówił o nim nawet jako o patronie wielu narodów, tych z Europy Środkowo-Wschodniej, bo poza Litwą można łączyć świętego Kazimierza również z Czechami i Węgrami, a nawet z Austrią. Ksiądz profesor był jednak poetą i może to zbyt poetycka wizja, choć oparta na faktach. Matką Kazimierza była bowiem Elżbieta Rakuszanka, z rodu Habsburgów, znana jako „matka królów”. Jej syn Kazimierz miał stąd prawo ubiegać się o koronę węgierską i nawet wybrał się po nią, zaproszony przez episkopat i możnych, gdy miał 13 lat, ale nie dotarł nawet do Budy, stolicy Węgier, i w trosce o życie musiał uchodzić do kraju.
PAP: Pańskim zdaniem wizja ks. Pasierba była zbyt poetycka, ponieważ podziały pomiędzy niektórymi z tych narodów są wciąż silne?
Prof. Jan Okoń: Tak, nawet łączenie w wąskim polsko-litewskim wymiarze jest bardzo trudne. Ale na przestrzeni lat wielu zachęcało do takich działań. W połowie XX w. w jubileuszowym kazaniu w Rzymie, na 500-lecie urodzin świętego Kazimierza ks. Józef Warszawski, jezuita, a w czasie Powstania Warszawskiego „Ojciec Paweł”, kapelan powstańczych oddziałów, podkreślał tradycyjną wspólnotę tytułu świętości Kazimierza, jako „patrona Polski i Litwy”. O postaci i znaczeniu św. Kazimierza, zwłaszcza dla Litwinów, mówił także papież Jan Paweł II w czasie wizyty w Wilnie w roku 1993, kiedy to zresztą nie doszło do wspólnego z Nim spotkania obu narodów.
PAP: Św. Kazimierz jest zatem znacznie mocniej pamiętany i czczony na Litwie niż w Polsce?
Prof. Jan Okoń: Dla Litwinów jest to główny i wciąż żywy w kulcie patron narodu. Dlatego litewscy badacze zebrali niemal wszystko, co było w archiwach, bibliotekach i kościołach, co wiąże się z postacią św. Kazimierza. Wspomnieć można zwłaszcza jezuitę ojca Pauliusa Rabikauskasa, który na jego temat prowadził z okazji jubileuszu w r. 1984 odczyty w Radiu Watykańskim. Spośród nowszych badaczy należy wymienić dr. Mintautasa Čiurinskasa i jego edycje źródeł, w tym żywotów. Sigita Maslauskaitë–Mažylienë, dyrektor Muzeum Dziedzictwa Kościelnego w Wilnie, przebadała ikonografię św. Kazimierza w Europie – nazwisk wymieniać by jeszcze wiele, bo dla Litwinów to najważniejszy patron i widać to po przedsięwzięciach i wynikach naukowych. No ale nie udało im się jednak dotrzeć do unikatu ze Lwowa - "Żywotu św. Kazimierza".
PAP: Jak doszło do odnalezienia "Żywotu św. Kazimierza" po ponad czterech wiekach od jego wydania?
Prof. Jan Okoń: Pomogła dedukcja i znajomość tajników pracy bibliotecznej. Z analizy danych wynikało, że książka powinna się była znajdować we Lwowie lub w okolicach. Faktycznie była tam już nawet w katalogu i na półce, tyle że nie pod Wołodkiewiczem, tłumaczem na język polski, lecz pod autorem łacińskim, czyli kanonikiem wileńskim Grzegorzem Święcickim. Sprawa niby prosta, ale czekała 400 lat na rozwiązanie.
Unikatowy egzemplarz trafił do Lwowa gdzieś w początkach XX w. ze zbiorów wielkopolskiego bibliofila Zygmunta Czarneckiego, zasłużonego zbieracza staropolskich rzadkości. Sprawa nie jest zresztą do końca jasna, jakimi drogami książka wędrowała po zbiorach. Nawet doskonale poinformowany Karol Estreicher nie znał egzemplarza.
Jako jeden z pierwszych czytał książkę Piotr Skarga i nawet wykorzystał w żywocie św. Kazimierza swojego autorstwa. Pisał zaś w 1610 r. w Wilnie, gdzie go zostawił Zygmunt III, gdy sam wybrał się na Smoleńsk i Moskwę, a Skarga miał sprawować duchową pieczę nad rodziną królewską, w tym Konstancją z Habsburgów oraz malutkim Janem Kazimierzem i nastoletnim Władysławem, późniejszym królem. Jan Kazimierz nie skończył jeszcze wtedy dwu lat i był słabowity, tak że lękano się o jego zdrowie i zanoszono modły do św. Kazimierza i on też stał się jego patronem. A modły wznoszono tym bardziej, że nieco wcześniej zmarł przy porodzie jego niedoszły brat, również ochrzczony jako Jan Kazimierz. To pierwsze imię to od dziadka z linii ojca, to jest Jana III Wazy, króla Szwecji.
Druk wcześniej zainteresował autorów herbarzy i bibliografów, którzy pisali o nim przez dwieście lat. Ale też znali tylko tytuł, podany po raz pierwszy przez jezuitę z Wilna, Wojciecha Kojałowicza, autora herbarza szlachty litewskiej. Musiał on mieć egzemplarz w ręku, bo podał nazwisko ze strony tytułowej, to jest Chryzostoma Wołodkowicza. A Wołodkowicze to szlachecki ród ze Żmudzi, spowinowacony z książęcą rodziną Kiejstuta, stryja Jagiełły. Stąd wszystkie później herbarze i bibliografie były zainteresowane dziełem, tyle że sama książka zniknęła w pomroce dziejów.
PAP: Sama postać Chryzostoma Wołodkowicza i ród, z którego się wywodzi, zasługują na oddzielną książkę...
Prof. Jan Okoń: Ostatnio znów trwają na Litwie intensywne badania dotyczące postaci Chryzostoma Wołodkowicza. Nie tylko tam zresztą, bo zajmują się nim także polscy lituaniści i historycy. Ale Litwini próbują mu odebrać książki wskazane przez Kojałowicza. Nawet Żywot był „podejrzany” – do czasu odnalezienia unikatu. A co więcej, okazało się, że był absolwentem Akademii Wileńskiej i pisał po polsku i jest to literacka polszczyzna, płynna i czysta.
Wołodkowicze/Wołodkowiczowie (zapisywani w źródłach również jako Wołodkiewicze) to jeden z najstarszych rodów litewskich i poniekąd książęcy, bo wywodzący się od Raczy, siostry księcia Witolda. Kłopot zaś dla badaczy tkwi w tym, że wedle herbarzy Wołodkowicz był autorem kilku ksiąg, a równocześnie metryka litewska nie wymienia go w latach z końca XVI w. Zatem to postać jeszcze do zbadania.
Jedną z ciekawostek odkrytych przy okazji edycji było to, że Chryzostom Wołodkowicz jako jeszcze student brał udział w uroczystościach kanonizacji św. Kazimierza w Wilnie w roku 1604 i miał nawet debiut w księdze pamiątkowej. Jako jeden z kilkudziesięciu studentów klasy poezji napisał bowiem pochwalny epigramat na cześć św. Kazimierza. Wspomniał w nim o Stanisławie Kostce i słusznie spodziewał się, że i on zostanie wyniesiony na ołtarze.
Św. Kazimierz był wtedy uznawany również za poetę, za autora hymnu na cześć Maryi „Omni die dic Mariae”. Odmawiał go codziennie jako modlitwę, a pergaminowy odpis kazał sobie włożyć do trumny. Cała Europa wierzyła, że to on był autorem, aż do połowy XIX w. Dopiero wtedy okazało się, że autorem benedyktyński mnich żyjący w XII w. Bernard z Morlas.
PAP: Co zawiera wydana przez Muzeum Historii Polski publikacja?
Prof. Jan Okoń: Przede wszystkim najstarszy polski żywot św. Kazimierza. Podstawą edycji jest wspomniany, a odnaleziony po przeszło 400 latach we Lwowie pierwszy polski żywot św. Kazimierza, unikat, wydany drukiem w Wilnie w 1606 roku. Data jest o tyle ważna, że było to dwa lata po uroczystościach kanonizacyjnych w Wilnie, a z drugiej strony upłynął rok od zwycięstwa hetmana Chodkiewicza pod Kircholmem 27 września 1605 r. Pierwsza żona tego wybitnego wodza, Zofia z Mieleckich, w podzięce dla św. Kazimierza sfinansowała druk książki – dlatego autor na pierwszych stronach zawarł dedykację „Jaśnie Wielmożnej Jej Mości Pani Zofii z Mielca Janowej Karolowej Chodkiewiczowej”. Księżna Zofia to ciekawa postać, jedna z pierwszych dam wykształconych na Litwie. Do naszych czasów zachowała się jej korespondencja z mężem – wyprzedza o ponad pół wieku Marysieńkę i Jana Sobieskiego.
Edycję zamyka kolejny żywot św. Kazimierza pióra Piotra Skargi – oba w transkrypcji i z dokumentacją. Jest tam też wiele ilustracji, które dokumentują i rozwijają to, o czym mowa w żywocie. Bo jest nawet portret Zofii Chodkiewiczowej, bez której książka by nie wyszła drukiem.
Edycja obejmuje ponadto dwa wczesne żywoty łacińskie: nuncjusza ds. kanonizacji św. Kazimierza, bpa Zachariasza Ferreriego (Kraków 1521) oraz kanonika wileńskiego Grzegorza Święcickiego (Wilno 1604) – ten pierwszy również w przekładzie. Tę część książki przygotowała dr Katarzyna Gara, filolog klasyczny. Wielką pomocą służyła dr Jolanta Rzegocka, zwłaszcza przy kontaktach z Litwą – bo bez udziału tamtych badaczy nie udałoby się zebrać tyle nowych materiałów.
PAP: To był jednak dopiero początek prac nad zredagowaniem książki.
Prof. Jan Okoń: Sama praca redakcyjna trwała blisko dwa lata, redaktorzy z MHP wykazali się świetnym przygotowaniem fachowym, pomysłowością i cierpliwością – chodziło zaś o jak najwierniejsze odtworzenie pierwodruku. Dopracowywaliśmy szczegóły do samego końca – bo nawet w toku prac udało się np. znaleźć wspomniany mszał krakowski wydany tuż po kanonizacji, w którym św. Kazimierz jest w nim na rycinie w samym środku, jako najważniejszy patron Polski, i ma po jednej stronie św. Wacława i Wojciecha, a po drugiej Stanisława i Floriana. Zresztą może to oni go tak witają, patroni od wieków, a on dopiero co wyniesiony – i to taka dziejowa chwila, że młodzież ma głos, tak jak dzisiaj. Zresztą zaraz doszedł do niego i św. Stanisław Kostka, by przyciągać młodzież – i o tym drugim też już wiedział tłumacz Żywotu.
Żywot zaś udało się chyba wydać w sposób niemal bibliofilski: każda ze stron ma dawne ramki, co wcale niełatwe, a w nich pierwotne zapisy źródeł, na dole zaś stron dodane są jeszcze objaśnienia, tak że całość wygląda jak oryginał, ma nawet ten sam podział stron, a przy tym każdy może czytać, bez trudu, w transkrypcji i wszystko zostało objaśnione: i realia, i język. A realia są bardzo ciekawe, bo pojawia się tam życie codzienne Wilna XVI i XVII w.: ludzie, ich prace, wydarzenia, nawet pożary, choroby, powódź itp. Wszystko to przy opisach cudów, które sprawił św. Kazimierz. Są też cuda wcześniejsze, z początku XVI w., np. św. Kazimierz na koniu, który przeprowadza wojsko przez Dźwinę, wpław, a z drugiej strony najeźdźca moskiewski, którego trzeba pokonać.
PAP: Czy w Pana opinii biblioteki i archiwa na ziemiach należących niegdyś do Rzeczypospolitej mogą wciąż skrywać tajemnice na miarę tego odkrycia?
Prof. Jan Okoń: Badacze i bibliotekarze wciąż tam jeżdżą i wciąż coś znajdują. Niekoniecznie są to rzeczy całkiem nowe, ale jeśli nawet znane, to bywa, jak w tym przypadku, że zachowane tylko tam właśnie. Nie wszystko jest w internecie, na razie przynajmniej. Dlatego tak ważne i cenne są wzajemne kontakty i owe wyjazdy.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/