Żyję perspektywą nieba – mówi PAP Natalia Niemen, piosenkarka, autorka tekstów i muzyki, córka Czesława Niemena. W swojej książce „Niebo będzie później” mierzy się z legendą ojca, kłamliwymi plotkami nt. swojej rodziny i opowiada o poszukiwaniach Boga.
PAP: W swojej książce „Niebo będzie później", szczególnie na początku, wydaje się pani osobą bardzo poranioną przez życie, krytykę, zwykły hejt. Mimo to widać, że w dalszym ciągu na życie patrzy pani z wielką nadzieją. Ta książka jest raczej rozliczeniem, spowiedzią z dotychczasowego życia, czy opowieścią dojrzałej, spełnionej kobiety?
Natalia Niemen: Samo opowiadanie o sobie bez żadnego świadomego sensu nie leży w moich pragnieniach. Potraktowałam ten wywiad głównie jako możliwość wypowiedzenia się w dwóch ważnych dla mnie sprawach, oczywiście z dodatkami, bo Szymon Babuchowski pytał o wiele rzeczy, a jako że się znamy traktowałam te rozmowy jako taką kumpelską pogawędkę, zdając sobie, rzecz jasna sprawę, że ujrzy ona światło dzienne. Więc po pierwsze - uznałam, że to będzie dobra okazja, by opowiedzieć trochę historii prawdziwych w kontrze do wielu kłamstw, które przez dekadę lub nawet dłużej, powstawały w głowach różnych ludzi i na dobitkę były przez nich upubliczniane. W związku z tym wokół mojej rodziny urosło wiele paskudnych, kłamliwych chmur.
Po chrześcijańsku można by o tym zapomnieć, ale pomyślałam, że nie chcę tego ignorować. Jeżeli mogę sprostować owe informacje i odkłamać rzeczywistość, zwłaszcza jeśli chodzi o prawdę w kontekście moich bliskich, to powinnam to uczynić. Ta książka wydała mi się dobrą ku temu platformą.
PAP: A ten drugi powód, przez który zdecydowała się pani na powstanie tej książki?
N.N.: Druga rzecz, to kwestia związana z moim światopoglądem i wiarą. Mam w gronie swoich znajomych osoby, które cechuje poszukiwanie sacrum, Boga, o którym często rozmawiamy. Dla mnie Bóg jest niczym dobry, ciepły, przepyszny bochen chleba, który jako żebraczka w końcu znalazłam. A że dobrze ludziom życzę (nie tylko owym znajomym), to wykorzystałam tę książkę jako swoiste przedłużenie takich rozmów oraz możliwość dania świadectwa, co Bóg dobrego ze mną robił i robi. Ku zachęcie dla innych. Ta książka jest moim zdaniem takim patchworkiem, w którym jest zarówno trochę „głupotek”, jak „mądrotek”.
PAP: W książce mierzy się pani także z legendą swojego ojca. Opowiada, że poza tym, że był genialnym artystą był też zwykłym człowiekiem ze swoimi „małymi dziwactwami”, przyzwyczajeniami. Czy to było duże brzemię być córką legendy? Czy nadal jest?
N.N.: W dzieciństwie nie było i przez jakieś 20 lat naprawdę nie czułam, że moi rodzice są jacyś szczególni. Nazwisko Niemen zaczęło być brzemieniem od momentu, kiedy niepotrzebnie weszłam w publiczną przestrzeń jako wokalistka. Wtedy jeszcze nie odbierałam tego, rzecz jasna jako zbędny życiowy ruch. Uświadczając co i rusz bardzo subiektywnych, cierpkich i niekonstruktywnie krytycznych uwag pod moim adresem, zdałam sobie sprawę z obecności niepokojących myśli - "Czy powinnam się czuć od mojego taty gorsza?". To media i ludzie złej woli uświadomili mi, że powinnam spojrzeć na siebie i na tatę w kategoriach konkurencji. Paskudztwo. To był przykry szok. Szok, który otworzył mi oczy nie na to, że mój tata jest szczególny, lecz na fakt istnienia w ludziach okropnych cech.
PAP: Czy miała pani kiedyś żal do losu, do Boga, że przyszło jej się urodzić jako córka Niemena? Zastanawiała się pani kiedyś, czy nie byłoby łatwiej np. odnieść sukces w branży muzycznej gdyby nie była wiecznie porównywana ze swoim ojcem?
N.N.: Nie, bo temat muzykowania nie był dla mnie nigdy najważniejszy. Oczywiście cechowały mnie onegdaj zapędy zrobienia kariery, pragnienie bycia osobą podziwianą, natomiast to nigdy nie było na tyle silne, bym miała tego typu myśli. Mimo wszystko zawsze ważniejsze dla mnie były aspekty związane z innymi sferami życia, z rozwojem duchowym, dbaniem o relacje bliższe i dalsze, z arcyważnym dla mnie elementem życia, czyli z rodziną.
PAP: Ludzie nazywają czasem panią „nawiedzoną dewotką”, a pani z uporem tłumaczy, że człowiek nie powinien wstydzić się swoich uczuć i wiary. W książce mówi pani, że te określenia panią nie bolą …
N.N.: Bo „nawiedzona dewotka” nie boli, ale bolą różne inne wykwity słowne, takie już idące dużo głębiej. Boli bezczelność i chamstwo. Jeśli ktoś się mną denerwuje, to niech mnie nie słucha i nie ogląda. Co daje takim ludziom wyśmiewanie się ze mnie? Czy coś pożytecznego? Każdy zdrowy, normalny człowiek przejmuje się takimi rzeczami. Nauczyłam się jednak mieć cierpliwość i wyrozumiałość do tych ludzi, oczywiście ta cierpliwość jest często wystawiana na próbę. Czasem staram się też myśleć o tych atakujących i szkalujących mnie osobach, jak o małych dzieciach.
Zastanawiam się, jakich kłopotów doświadczali, kiedy byli mali. Z reguły ci, którzy opluwają, ranią w największym wyrafinowaniu i przebiegłości, sami są bardzo zranieni, brakuje im miłości. Wiem, że brzmi to jak truizm, ale źródłem wszelkiego zła jest brak miłości - brak miłości ze strony innych, ale także brak kochania siebie w zdrowy sposób i brak przebaczenia sobie, co jest niezwykle trudne.
PAP: W książce mówi też pani, że „to nie jest dobry czas dla artystów chrześcijańskich”. Wspomina m.in. Mietka Szcześniaka, któremu wydawca miał proponować „wyrzeczenie się” religijnego repertuaru. Pyta też pani, dlaczego Nergal może publicznie wyrażać swój wstręt do Boga, a kto inny nie może śpiewać o Bogu, skoro ten jest dla niego ważny.
N.N.: Nergal był tylko ekstremalnym przykładem. Nie mam nic do chłopaka, ale wszyscy wiemy, że ci, którzy krytykują artystów chrześcijańskich nigdy nie skrytykowali Nergala za jego publicznie wyrażane poglądy. Myślę, że żyjemy w takim świecie, gdzie z chrześcijaństwem z zasady się walczy. Są oczywiście ku temu powody, bo chrześcijanie nie są ludźmi lepszymi od innych, też są grzesznikami. Z jednej strony takiemu zniechęceniu do chrześcijaństwa, wyrażania wiary, do Kościoła, jakoś szczególnie się nie dziwię, bo często niektóre instytucje, osoby dają wręcz antyświadectwo wiary i Boga. Ja też bardzo często bywałam takim antyświadectwem.
Z drugiej strony, na zwykłą logikę, jeśli jeden artysta może publicznie w swej twórczości wypowiadać się na temat swoich przekonań, to dlaczego drugi nie może po swojemu? Zasada tolerancji nawet z definicji powinna działać w obie strony. Ja już jakby przyjęłam, że tak musi być, że niektórzy ludzie, np. z branży muzyki komercyjnej, wyśmiewają chrześcijańskich artystów i patrzą na nich z przymrużeniem oka.
PAP: W książce mówi pani, że „niebo będzie później”, ale czytając pani słowa odnosi się wrażenie, że mimo tych nieprzyjemności, jakie spotkały panią i pani rodzinę, ze strony fałszywych przyjaciół, mediów - jest pani człowiekiem szczęśliwym – spełnioną żoną, matką, artystką. Czy to nie jest pani „małe niebo” już tutaj?
N.N.: Tak, to prawda. Jestem szczęśliwa, bo mam Boga, a więc mam wszystko. A w odniesieniu do nieba… My ludzie bardzo chcielibyśmy mieć raj, niebo tutaj, w naszym życiu na Ziemi. Takie niebo, gdzie wszyscy będziemy piękni, wysportowani, nie będziemy chorować, nasze dzieci będą piękne, zdrowe, dobrze wykształcone, będziemy mieć zawsze tyle pieniędzy, ile trzeba będzie i gdzie generalnie będzie nam się dobrze powodziło. A życie z samej jego definicji, jest kruche, nasz padół jest ponury, brutalny i zły, i myślenie, że tutaj będzie lepiej jest utopią, jest wysoce naiwne.
Czasem, gdy rozmawiam z kimś o cierpieniach i niesprawiedliwościach tego świata, to w pewnym momencie zdanie tytułowe książki samo mi się na myśl nasuwa, więc mówię - "Słuchaj, ale tu jest przecież licha Ziemia, niebo będzie dopiero później”. Dla osób, które idą z Bogiem nawet ból i troski życia mają sens. Świadomi chrześcijanie żyją po prostu perspektywą nieba. Ja też tą perspektywą żyję.
PAP: Książkę kończy pani symbolicznym „amen”, ale to nie jest jeszcze ostatnie pani słowo? Jakie będzie następne? Jaki będzie ten kolejny rozdział w pani życiu?
N.N.: Im jestem starsza, tym jeszcze bardziej ciągnie mnie do domowego życia i zastanawiam się też nad zmianami w życiu, w pracy. Męczy mnie publiczne funkcjonowanie, choć z drugiej strony, nie jestem aż tak publiczną osobą - nie ma mnie ciągle w telewizji, choć z racji nazwiska, w mniemaniu osób pracujących w portalach plotkarskich znajduję się w ich osobistej kolejce, powiedzmy na swoistej "playliście" tych, których mogą wykorzystać do swoich celów. Przy okazji chciałabym zaapelować do tych portali karmiącymi ludność plotkami i manipulacjami, by zostawili moją osobę w spokoju i nie pisali bzdur. Naprawdę nie jest mi to do niczego potrzebne. Dziękuję z góry (śmiech). Po tym książkowym „amen” mam jeszcze kawałek pracy do zrobienia.
PAP: Co to będzie? Nowy autorski album?
N.N.: Najpierw, późną jesienią ukaże się płyta pt. „Niemen mniej znany”, nad którą pracowaliśmy z zespołem jakieś dwa lata. Płyta będzie zawierać mniej popularne muzyczno-poetyckie utwory z późnego okresu twórczości mojego taty. Nawiązałam też kontakt z Jankiem Smoczyńskim, świetnym pianistą, aranżerem, producentem. Janek zgodził się "ugryźć" produkcję mojej płyty, ponieważ chciałabym też zakończyć temat mojej twórczości, mojej piosenki autorskiej. Mam utwory, które piszę od lat i skoro mam już ich jakieś kilkadziesiąt, to chciałabym je w miarę możliwości w końcu wydać na krążku. Zobaczymy, co nam z tego wyjdzie. Wzięłam też udział w nagraniach płyty kolędowo-pastorałkowej Ani Rusowicz z udziałem także m.in. Czesława Mozila, czy Marka Piekarczyka, który to album pojawi się przed Świętami Bożego Narodzenia. Darek „Maleo” Malejonek zaprosił mnie z kolei do udziału w projekcie „Nieśmiertelni” razem z Braćmi Golec, Muńkiem Staszczykiem, Magdaleną Frączek.
W listopadzie przymierzam się do rejestracji materiału wykonywanego przeze mnie wraz z pianistą Pawłem "Bzimem" Zareckim na koncertach z cyklu "Natalia Niemen Kameralna". Chcemy nagrać album na żywo z moimi kompozycjami oraz utworami bliskich mi kompozytorów. Nagrania dokonamy w mojej zaprzyjaźnionej klubokawiarni "Kalinowe Serce" w Warszawie. W tym samym miejscu planuję zimą wystawić swoje prace plastyczne. Więc wciąż coś się dzieje.
Książka "Niebo będzie później", wywiad rzeka Szymona Babuchowskiego z Natalią Niemen ukazała się nakładem Wydawnictwa Niecałe.
Rozmawiała Anna Jowsa (PAP)
ajw/ mhr/