Smakowita, gorąca golonka, do niej kufel zimnego piwa – tego zestawu nie odmawia sobie w Barbórkę chyba żaden górnik. To małżeństwo nierozerwalne – mówi o takim posiłku szef kuchni, znawca śląskiej tradycji kulinarnej Remigiusz Rączka.
„Górnik w Barbórkę nic nie musi, ale wypadałoby, żeby zjadł przysłowiową golonkę, to był taki nieodzowny element tego święta, na to święto się czekało, zresztą powiem szczerze, że jak było świniobicie, to zawsze przed Barbórką, żeby były te golonka” – powiedział PAP.
Golonkę można zjeść w wersji tradycyjnej – z chrzanem i musztardą, lub po bawarsku – w piwie i z warzywami. Kwestią dyskusyjną jest, czy golonka może mieć trochę szczeciny. „To jest taki mit i oczywiście wszyscy się z tego śmieją, że dobre golonko nie może być za bardzo ogolone, bo musi tak smerać gdzieś tutaj” – wskazuje na gardło Remigiusz Rączka.
W Barbórkę jada się też galert, czyli galaretę z nóżek, zasmażaną kapustę, czy śląski szałot – sałatkę ziemniaczaną ze śledziem. „No i złocisty trunek do golonki, bo jest to takie małżeństwo nierozerwalne, czyli jak golonka, to musi być i piwo” – podkreśla szef kuchni.
Przypomniał, że Śląsk zawsze słynął z warzenia dobrego piwa i do dziś działają nieduże browary, które oferują smaczne piwo, inne niż to produkowane na przemysłową skalę.
Barbórka to święto wszystkich związanych z górnictwem. „Cała rodzina czekała na ten dzień i to było święto całej rodziny. Najpierw oczywiście górnicy szli do kościoła, potem bardzo często gdzieś tam szli jeszcze na karczmę piwną, więc moja mama zawsze kiwała mojemu ojcu, ty słuchaj, ale tam nie za dużo, bo jeszcze Barbórka jest doma. Potem dalsza część była oczywiście w domu, bardzo często byli goście zaproszeni, więc potem się przygotowywało jeszcze inne zakąski. (…). Było bardzo tradycyjnie, ale bardzo smacznie” – wspomina Remigiusz Rączka.
Anna Gumułka (PAP)
lun/ hgt/