"Stacja Muranów" Beaty Chomątowskiej to opowieść o losach dawnej warszawskiej dzielnicy żydowskiej, na której gruzach zbudowano po wojnie socrealistyczne osiedle. Książka łączy poetykę reportażu historycznego i przewodnika.
Beata Chomątowska, dziennikarka z Krakowa, po przeprowadzce do Warszawy zamieszkała na Muranowie. Szybko odkryła, że żyje w miejscu szczególnym, w dzielnicy zbudowanej z przemielonych gruzów getta, na fundamentach starych domów, które tworzą podziemne miasto piwnic. Muranów to dzielnica mieszkaniowa na cmentarzu, choć wielu mieszkańców nie zdaje sobie z tego sprawy. Wiedza o dziejach Muranowa wcale nie jest powszechna: w okolicy można natknąć się na turystów błąkających się z przedwojennymi mapami, bezskutecznie próbując odnaleźć ślady dawnej dzielnicy żydowskiej. Rzadko ktoś z przechodniów jest w stanie im pomóc.
Beata Chomątowska, dziennikarka z Krakowa, po przeprowadzce do Warszawy zamieszkała na Muranowie. Szybko odkryła, że żyje w miejscu szczególnym, w dzielnicy zbudowanej z przemielonych gruzów getta, na fundamentach starych domów, które tworzą podziemne miasto piwnic. Muranów to dzielnica mieszkaniowa na cmentarzu, choć wielu mieszkańców nie zdaje sobie z tego sprawy.
"Stacja Muranów" Beaty Chomątowskiej to reportaż historyczny a zarazem przewodnik po Muranowie. Autorka przypomina dzieje dawnej warszawskiej dzielnicy żydowskiej. Po wydaniu w 1527 r. przez Zygmunta Starego przywileju "De non tolerandis Judaeis", zabraniającego Żydom przebywania w Warszawie i na jej przedmieściach (choć zakaz ten był nagminnie łamany), korzystali z możliwości osiedlania się w podmiejskich wsiach i jurydykach, m.in. właśnie na Muranowie nazywanym też Dzielnicą Północną.
Na początku XX w. ok. 70 proc. z 300 tys. mieszkańców dzielnicy stanowili Żydzi. Było to miasto w mieście, pełne kontrastów, gdzie parterowe rudery sąsiadowały z kilkukondygnacyjnymi kamienicami kupców, a handlowe, zamożne ulice, jak Nalewki czy Przejazd, z ulicami o złej sławie, Solną czy Miłą, które nie miały kanalizacji ani bruku. Każda ulica Muranowa – jak wspomina Bernard Singer w książce „Moje Nalewki" - miała swoją specyfikę. Na Nalewkach handlowano galanterią, na Gęsiej – tkaninami. Najgorszymi ulicami były Stawki i Smocza – "ulica furmanów, łachmaniarzy, złodziei z pozorami romantyczności" - jak pisał Singer.
W styczniu 1941 r. w getcie warszawskim, które objęło także Muranów, zamknięto ok. 400 tys. Żydów. Maksymalną liczbę ludności – ok. 460 tys. – getto osiągnęło trzy miesiące później. Niemal wszyscy mieszkańcy getta zginęli - zamordowani przez Niemców lub z głodu i chorób a podczas powstania w getcie dzielnicę niemal zupełnie zburzono. Niemcy chcieli zbudować tam wzorcową dzielnicę dla niemieckich urzędników - bloki, parki i domki z ogródkami. Nie zdążyli zrealizować tych projektów.
Po wojnie na obszarze ok. 200 hektarów dawnej Dzielnicy Północnej zalegało 3-4 mln metrów sześciennych gruzu. Władze miejskie postanowiły nie odgruzowywać Muranowa, tylko wznieść nowe osiedle na 3-4 metrowej skarpie gruzów. Nigdy nie prowadzono tam systematycznych ekshumacji i nadal zdarza się, że podczas budów na Muranowie znajdowane są ludzkie kości, jak to się stało podczas budowy Arkadii. Po wojnie, jak pisze Chomątowska, dzielnica wkroczyła w nowy etap swoich dziejów - socjalistycznego budownictwa z rywalizacją pracy i biciem rekordów, jak w Nowej Hucie.
W styczniu 1941 r. w getcie warszawskim, które objęło także Muranów, zamknięto ok. 400 tys. Żydów. Maksymalną liczbę ludności – ok. 460 tys. – getto osiągnęło trzy miesiące później. Niemal wszyscy mieszkańcy getta zginęli - zamordowani przez Niemców lub z głodu i chorób a podczas powstania w getcie dzielnicę niemal zupełnie zburzono.
W 1948 roku pracę nad projektem powierzono zespołowi architektów pod kierunkiem profesora Bohdana Lacherta - twórcy przedwojennej architektury modernistycznej. Prace budowlane rozpoczęto na początku 1949 roku. W kwietniu pierwsi murarze stanęli do współzawodnictwa. Skruszony gruz sortowano, wyrabiając produkty o różnej wytrzymałości. Gotowe pustaki przewożono wprost na budowę. Rywalizujące brygady biły kolejne rekordy - trzypiętrowy budynek nad kinem Muranów postawiono w 15 dni. Wzniesienie innego budynku trwało tylko tydzień. W marcu 1950 roku na Muranów wprowadzili sie pierwsi lokatorzy.
Część dzielnicy w okolicach ul. Andersa, gdzie postawiono 8-piętrowe budynki, w zamierzeniu architektów miała być odpowiednikiem MDM po północnej stronie Śródmieścia Warszawy. Twórcy wzorowali się też na innej sztandarowej realizacji - powstającej w tym samym czasie Stalinallee w Berlinie (dzisiejszej Karl-Marx-Allee).
Po referacie Bieruta z 1949 r. w architekturze zapanowała doktryna socrealizmu a koncepcja Lacherta zaczęła być krytykowana. "Nużącą jednostajność" elewacji przełamywano tynkowaniem i domalowywaniem ornamentów, na gzymsach doklejano ozdoby. Tak pisał o tych innowacjach w „Dzienniku 1954" Leopold Tyrmand: „Twórca Muranowa, znany ze swego wazeliniarstwa profesor Lachert, zgodził się na +uszlachetnienie+ wybudowanego już Muranowa w duchu socrealistycznym, dzięki czemu powstały elewacje przypominające chorych umysłowo schizofreników, poprzebieranych za Napoleonów, Juliuszów Cezarów i Nabuchodonozorów, z poprzyklejanymi, jak w małomiasteczkowym teatrze, brodami, brwiami i wąsami".
Część dzielnicy w okolicach ul. Andersa, gdzie postawiono 8-piętrowe budynki, w zamierzeniu architektów miała być odpowiednikiem MDM po północnej stronie Śródmieścia Warszawy. Twórcy wzorowali się też na innej sztandarowej realizacji - powstającej w tym samym czasie Stalinallee w Berlinie (dzisiejszej Karl-Marx-Allee).
Ale książka Chomątowskiej to także opowieść o mieszkańcach Muranowa. Autorka opisuje losy kilkudziesięciu osób związanych z dzielnicą, jak Pinkus Szenicer z Nalewek, który okupację przeżył w ZSRR, a po wojnie był jednym z budowniczych osiedla. Od 1960 roku opiekował się on cmentarzem żydowskim. Inny bohater Chomątowskiej Jakub Wiśnia, kucharz z Nalewek, był w grupie Żydów uwolnionych przez powstańców z Gęsiówki i przełączył się do batalionu "Zośka". Razem z powstańcami przeszedł drogę z Woli, przez Starówkę, aż po Czerniaków. Po upadku powstania Jakub stał się jednym z warszawskich Robinsonów. Razem z czterema innymi Żydami w okolicach Twardej w piwnicach przesiedzieli do stycznia 1945 r. Po wojnie został właścicielem baru na Zielnej, gdzie dawni żołnierze "Zośki" często stołowali się za darmo.
Książka "Stacja Muranów" ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne. (PAP)
aszw/ ls/