Instytut Pamięci Narodowej nie musi przepraszać Andrzeja Celińskiego za ujawnienie w dokumentach znalezionych w domu Czesława Kiszczaka jego domniemanego listu z 1989 r. do ówczesnego szefa MSW. W środę sąd oddalił pozew b. senatora i opozycjonisty z PRL wobec IPN.
"W tej sprawie mamy działanie organu publicznego na podstawie wyraźnych przepisów prawa i w tej sytuacji doszłam do wniosku, że nie można poszukiwać podstaw działania organu publicznego poza samymi przepisami prawa, w sferze moralności, przyzwoitości, zasad współżycia, bo byłoby to sprzeczne z zasadą legalizmu" - powiedziała sędzia Joanna Bitner w uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie.
Jednocześnie sędzia podkreśliła, że w sprawie doszło do naruszenia dóbr osobistych i "wielkiej krzywdy" powoda, ale po stronie pozwanego IPN nie było bezprawności działania - i dlatego przeprosin zasądzić nie można.
"Czterdziestominutowe uzasadnienie wyroku można streścić jednym krótkim zdaniem: Państwo polskie przez swoją konstytucyjną instytucję może być i było nieprzyzwoite" - ocenił po wyroku w rozmowie z dziennikarzami Celiński.
W lutym br. Instytut udostępnił dziennikarzom i historykom drugą partię materiałów znalezionych w domu zmarłego w 2015 r. Kiszczaka (pierwszą partią były dwie teczki agenta SB "Bolka" z lat 1970-1976, którym miał być Lech Wałęsa). Wśród nich było m.in. wiele listów kierowanych do b. szefa MSW z lat 1981-1990. Były to m.in. wymiany serdeczności, różne prośby i interwencje oraz urzędowe uprzejmości. Pisali je politycy, dziennikarze, ludzie kultury, a także duchowni.
List Celińskiego, napisany w czasie przełomu 1989 r. dotyczył udziału Kiszczaka w rządzie Tadeusz Mazowieckiego i dokonywanej wtedy transformacji. "Proszę przyjąć wyrazy prawdziwego szacunku dla osobistej odwagi i mądrości, które przyczyniły się do wytworzenia nowej szansy odbudowy i wzmocnienia Polski" - pisał m.in. Celiński. On sam mówił po upublicznieniu listu, że go nie pamięta. Dodawał, że zapewne chodziło o grzecznościową odpowiedź na list Kiszczaka, który mu wtedy gratulował wyboru na senatora w czerwcu 1989 r.
Celiński mówił PAP, że po publikacji listu pojawiła się "fala nienawiści w internecie" i m.in. z tego powodu postanowił pozwać IPN. Zarzucił Instytutowi, że na liście nie zaczerniono jego adresu jako nadawcy (gdzie dziś mieszka jego rodzina). Jego zdaniem wymagała tego zasada ochrony danych osobowych. Ponadto zaznaczył, że ujawniony list nie był oryginałem, ale kopią przepisaną na maszynie, a IPN w żaden sposób jej nie weryfikował. Dlatego wniósł by IPN przeprosił go za to w kilku mediach.
Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa reprezentująca pozwany IPN wskazywała zaś, że "IPN nie ma możliwości ingerowania w treść udostępnianych materiałów", a list Celińskiego należy traktować jako publiczną korespondencję.
"Po pierwsze nie było żadnego listu, był maszynopis biografii Kiszczaka, w którym są cytowane różne listy (...) Być może taki list był, a może go nie było, strona powodowa nie mogła sobie tego listu przypomnieć" - zaznaczyła sędzia.
Dodała, że dziennikarzom nie wolno było publikować adresu z udostępnionych materiałów, powinni oni także dochować staranności i uzyskać wypowiedź Celińskiego. "Tego wszystkiego nie dochowano w wielu materiałach dziennikarskich, publikowano +żywcem+, bez pytania powoda (...) Jeśli kogoś pozywać, to nie prezesa IPN" - powiedziała sędzia Bitner.
"Z pewnością nie będę skarżył prasy w tej sprawie, bo obowiązek ochrony praw człowieka spoczywa na państwie, a nie na prasie" - podkreślił po wyroku Celiński.
Wyrok jest nieprawomocny. Reprezentujący Celińskiego mec. Łukasz Chojniak nie wykluczył apelacji, a także dodał, że być może - po wyczerpaniu drogi prawnej w kraju - sprawę będzie trzeba rozważyć pod kątem ewentualnego postępowania w Trybunale w Strasburgu.
66-letni dziś Celiński w PRL był członkiem KSS "KOR" i władz NSZZ "Solidarność". Internowany w stanie wojennym. W latach 1989-97 był senatorem oraz posłem OKP, Unii Demokratycznej i Unii Wolności. W 1999 r., jako pierwszy tak znaczący polityk dawnego obozu "Solidarności", wstąpił do kierowanego przez Leszka Millera Sojuszu Lewicy Demokratycznej i został jego wiceprzewodniczącym. W 2001 r. został ministrem kultury w rządzie Millera. Odszedł z rządu po niespełna roku. W 2004 r. wraz z Markiem Borowskim i jego zwolennikami opuścił SLD, by utworzyć nową partię - Socjaldemokrację Polską. W latach 2007-11 był znów posłem, wybranym z list Lewica i Demokraci. W latach 2012-2015 był szefem Partii Demokratycznej demokraci.pl, która powstała w 2005 r. jako rozszerzenie formuły UW o środowiska centrolewicowe.
Marcin Jabłoński (PAP)
mja/ wkt/