W stosunkach polsko-litewskich konieczny jest powrót do normalnego dialogu, bo wokół nas pojawia się coraz więcej wyzwań - powiedział w piątek PAP szef MSZ Litwy Linas Antanas Linkeviczius. Zapowiedział też, że będzie dążył do poszerzenia oferty medialnej m.in. w języku polskim.
Linkeviczius, który w ubiegłym tygodniu mówił w litewskim Sejmie, że Litwa zrobi wszystko, by doprowadzić do "resetu" w stosunkach z Polską, przebywa w Warszawie z jednodniową wizytą, podczas której spotyka się m.in. ze swoim odpowiednikiem Witoldem Waszczykowskim.
Pytany w piątkowej rozmowie z PAP o szczegóły swej koncepcji poprawy stosunków polsko-litewskich minister przekonywał, że powinna ona oznaczać przede wszystkim "powrót dwustronnego dialogu na normalne tory" oraz "uspokojenie emocji części polityków, którzy lubią kołysać łodzią". "Relacje polsko-litewskie są kwestią interesu narodowego obu stron i nie powinny być wykorzystywane przeciwko temu interesowi na arenie krajowej" - ocenił.
Wskazał, że dla powodzenia "resetu" potrzebne są nie tylko "eleganckie przemówienia" polityków, ale też rozmowy na poziomie eksperckim. "Zaproponuję, żebyśmy wrócili do takiego eksperckiego dialogu" - zapowiedział Linkeviczius.
Szef MSZ Litwy odniósł się również do kwestii budzących kontrowersje w stosunkach polsko-litewskich, związanych m.in. z postulatami polskiej mniejszości odnoszącymi się do polskiej pisowni nazwisk oraz sytuacją polskiej oświaty. "Naszym obowiązkiem jest przyjrzenie się wszystkim wspólnym problemom w sposób bardzo odpowiedzialny, żadnego nie pomijając ani nie umniejszając, oraz uczciwa rozmowa, jaką powinni prowadzić ze sobą sąsiedzi. Jesteśmy przekonani, że współpraca jest konieczna" - mówił.
Podkreślił, że Polskę i Litwę łączą wspólne wyzwania i zapatrywania, m.in. w dziedzinie regionalnego bezpieczeństwa, obronności i energetyki. "Płyniemy na tej samej łodzi" - zauważył.
Szef litewskiej dyplomacji apelował też o częstsze wizyty polskich urzędników w jego kraju. "W ciągu ostatnich czterech lat było 35 wizyt wysokiej rangi urzędników litewskich w Polsce. Sam byłem w Warszawie wiele razy, zarówno z wizytami bilateralnymi, jak i - kilkukrotnie - na Warszawskim Forum Bezpieczeństwa. Czas, żeby i wasi urzędnicy zaczęli nas odwiedzać" - mówił.
Linkeviczius odniósł się również do kwestii budzących kontrowersje w stosunkach polsko-litewskich, związanych m.in. z postulatami polskiej mniejszości odnoszącymi się do polskiej pisowni nazwisk oraz sytuacją polskiej oświaty. "Naszym obowiązkiem jest przyjrzenie się wszystkim wspólnym problemom w sposób bardzo odpowiedzialny, żadnego nie pomijając ani nie umniejszając, oraz uczciwa rozmowa, jaką powinni prowadzić ze sobą sąsiedzi. Jesteśmy przekonani, że współpraca jest konieczna" - powiedział.
Według ministra Polacy na Litwie są obywatelami tego kraju, którzy niezależnie od swojego pochodzenia "powinni być lojalni wobec swojego kraju i powinni mieć swoje prawa, a ich potrzeby powinny spotkać się z odpowiednią uwagą ze strony władz". Zaznaczył, że to samo dotyczy mniejszości narodowych mieszkających w Polsce.
Szef litewskiej dyplomacji ocenił zarazem, że temat polskich szkół na Litwie jest "mylnie interpretowany" i że można w odniesieniu do ich sytuacji mówić o "wielkim postępie". "W ciągu ostatnich trzech lat nie została zamknięta ani jedna taka placówka, mimo że bardzo wyraźnie zmniejszyła się liczba uczniów tych szkół (...), zostało też podjętych sporo inwestycji w ich infrastrukturę, np. słynna szkoła Lelewela otrzymała 2,2 mln euro na renowację" - argumentował.
Zdaniem szefa litewskiego MSZ jednym z tematów rozmów z Polską powinna być również sytuacja tutejszej mniejszości litewskiej w Polsce. Zwrócił w tym kontekście uwagę m.in. na problemy dotyczące dostępności litewskich podręczników oraz cięć środków na wsparcie dla mniejszości narodowych. Rozmowy na te tematy - zaznaczył - powinny się toczyć "bez dramatycznych gestów, w atmosferze pragmatyzmu i dobrej współpracy".
Linkeviczius odniósł się też do prorosyjskich sympatii części polskiej społeczności na Litwie. Pytany o wynik niedawnego sondażu, według którego ponad 40 proc. mieszkających w tym kraju Polaków popiera aneksję Krymu, a ponad połowa sympatyzuje z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, przyznał, że tego typu postawy stanowią "duży problem, który przez lata był zaniedbywany". Zaznaczył jednak, że nie dotyczy on tylko Polaków. "Mamy całą generację, która mówi po rosyjsku, jest przywiązana do rosyjskiej kultury i korzysta z rosyjskich mediów, ich pochodzenie nie gra roli" - wyjaśnił minister. Zapowiedział, że będzie dążył do poprawy dostępu do innych niż rosyjskie mediów, w tym telewizji nadających po polsku.
"Już teraz podejmujemy wysiłki, żeby przygotować się do tego technicznie. Zachęcam też do współpracy polskich urzędników, którzy mogliby zagwarantować, aby ułatwiono uzyskanie licencji na transmisje telewizyjne na Litwę, dzięki czemu moglibyśmy doprowadzić do sytuacji, w której polska społeczność (...) uzyskałaby dostęp do polskich kanałów" - mówił.
Podkreślił też, że rosyjska propaganda jest problemem ogólnoeuropejskim. "Powinniśmy się z tym wspólnym problemem zmierzyć i przeznaczyć na ten cel odpowiednie środki. Bo dziś mamy sytuację, w której nasi sąsiedzi przeznaczają na propagandę miliardy euro, a nie spotyka się z prawie żadną odpowiedzią z naszej strony (...); to nie jest właściwa droga" - przekonywał.
"Dzięki Bogu, nie musimy dziś, tak jak nasi sąsiedzi, prowadzić wojny na naszym terytorium, ale wojna informacyjna toczy się już teraz i przegrywamy ją, mimo że mamy zdolności do jej wygrania, bo nie traktujemy jej wystarczająco poważnie" - dodał.
Rozmawiali Marceli Sommer i Karolina Cygonek (PAP)
msom/ cyk/ ala/