Armia Andersa to jedna z najlepiej opisanych i znanych polskich formacji zbrojnych w XX wieku. Poświęcono jej i liczne publikacje naukowe i wspomnienia; jest powszechnie kojarzona i rozpoznawalna dzięki legendzie swojego dowódcy i bitwy pod Monte Cassino. Wydawałoby się, że niewiele można tu dodać. A jednak podejście do tego tematu Kacpra Śledzińskiego, autora „Wyklętej armii”, sprawia, że jego książka może dla pamięci o Armii Andersa zrobić dużo więcej niż to co do tej pory napisano.
„Wyklęta Armia” składa się z dwóch warstw ściśle połączonych w jedną całość. Jest więc warstwa pierwsza - ściśle faktograficzna. Opisywane wydarzenia rozpoczynają się w sierpniu 1939 roku, kończą w Londynie w 1948. Po drodze jest kampania wrześniowa, wkroczenie Sowietów, wywózki i aresztowania, łagry, działania NKWD, wielka międzynarodowa polityka: pakt Ribbentrop-Mołotow, układ Sikorski-Majski, jest Katyń i amnestia, decyzja o powstaniu armii i o jej ewakuacji, bitwa o Tobruk, Gibraltar, konferencja w Teheranie, inwazja na Sycylię, kampania włoska, Monte Casino, demobilizacja i emigracja.
Są pierwszoplanowi aktorzy wydarzeń czyli wszystkie ważne postaci historyczne, które miały wpływ na losy II Korpusu: Churchill, Stalin, Mołotow, polscy politycy i generałowie. Na tym szerokim tle pojawia się kolejna warstwa: szczegółowego opisu powstawania i szlaku wojennego armii, o której sam generał Anders mówił „jesteśmy małą Polską, tworzymy Polskę wędrowną”. W efekcie amnestii, która objęła w Związku Radzieckim 395 tysięcy polskich obywateli, do Iranu wyszło 116 tysięcy. Potem kolejny etap: scalania armii, czyli połączenia trzech typów ludzi, tak zwanych lordów, ramzesów i prawosławnych. „Komandosi – lordowie byli rozchwytywani przez prawosławnych czyli żołnierzy z dywizji organizowanych w ZSRR oraz ramzesów – samodzielną brygadę strzelców karpackich” .
Są dynamiczne i szczegółowe opisy ataków na Monte Casino (wraz z przywołaniem kontrowersji dotyczących tego czy klasztor zdobyto czy zajęto) i kolejnych walk, tych o Pescopenataro, gdzie 70 polskich komandosów odpierało ataki 250 niemieckich strzelców górskich, czy o Piedimonte San Germano, albo o Ankonę.
Czysto militarny wątek dziejów Armii Andersa opisany jest przez Śledzińskiego pasjonująco, z nerwem, wciąga nawet czytelników bardziej zainteresowanych politycznym czy społecznym tłem wydarzeń.
Najbardziej niezwykłe w książce są opisy zdarzeń i ludzi z drugiego planu, nieznanych z podręczników, a tylko z osobistych wspomnień - to postaci wyciągnięte z bibliotecznych zakamarków. To ci bohaterowie sprawiają, że wielka historia ożywa, staje się przejmująca i bliska. Śledziński ma nadzwyczajną umiejętność: wynajduje i wykorzystuje w swojej książce świadectwa, które dzięki przejmującemu obrazowi czy zanotowanemu na gorąco wrażeniu dają wydarzeniom historycznym wymiar ludzki i poruszający.
Nic nie daje wyobrażenia o doświadczeniach i emocjach kobiet i dzieci złączonych z mężami i ojcami i walczących o przetrwanie na Syberii a potem ewakuowanych ze Związku Radzieckiego do Iranu, i dalej do Nowej Zelandii, tak jak wspomnienia Krystyny Skwarko.
Nic tak jak wspomnienia porucznika Bohdana Tymienieckiego „Na imię jej było Lily” nie pozwala poczuć dramatyzmu walki i odtworzyć przeżyć i codzienności żołnierzy.
I nic tak jak szczere, pozbawione wewnętrznej cenzury dzienniki Zbigniewa Lewickiego, nie pozwala poczuć desperacji i bolesnych doświadczeń młodych żołnierzy Armii Andersa, którzy po demobilizacji II Korpusu myśleli „mam 26 lat i chce żyć. Dotąd jeszcze tego nie robiłem”.
„Wyklęta armia. Odyseja żołnierzy Andersa” to kolejna po „Czarnej kawalerii, Cichociemnych”, „Tankistach” książka Kacpra Śledzińskiego o polskim udziale w II wojnie światowej. Jak te poprzednie ma i beletrystyczny rozmach i historyczna precyzję. Armia Andersa przestaje być wyłącznie pojęciem historycznym, zbiorem dat i faktów, a staje się zbiorem pasjonujących zdarzeń i poruszających ludzkich losów.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak Horyzont.
Źródło: Muzeum Historii Polski