Szkoła polska w Wołkowysku przyjmie do pierwszej klasy 28 osób - wszystkich chętnych. Wcześniej rodzice obawiali się, że miejsc będzie mniej. Środowiska polonijne alarmują, że szkołom polskim na Białorusi wciąż grozi "przymusowe przejście na język rosyjski".
"Decyzją kuratora w tym roku do pierwszej klasy przyjętych zostanie 28 dzieci" – poinformowała PAP Halina Bułaj, dyrektorka szkoły w Wołkowysku – jednej z dwóch szkół polskich na Białorusi.
Niedawno portal, nieuznawanego przez władze Związku Polaków na Białorusi, znadniemna.pl opublikował tekst dotyczący wołkowyskiej szkoły, w którym wyrażono zaniepokojenie możliwością nieprzyjęcia do niej wszystkich chętnych. "Władze rejonu wołkowyskiego nie chcą sfinansować otwarcia dwóch pierwszych klas w Polskiej Szkole w Wołkowysku w zbliżającym się roku szkolnym 2017/2018. Oznacza to, że prawie połowa małych Polaków Wołkowyska, uczęszczających obecnie na zajęcia przygotowawcze do podjęcia nauki w Polskiej Szkole w Wołkowysku, nie zostanie uczniami wymarzonej szkoły" – pisał portal ZPB.
Ostatecznie jednak kuratorium postanowiło utworzyć wprawdzie jedną klasę, ale z większą liczbą uczniów. Jak mówi Bułaj, na zajęcia przygotowawcze zapisano 29 dzieci, ale uczęszcza na nie 28. Wszyscy powinni mieć zatem szansę na naukę. "Znaleźliśmy salę, w której zmieści się 28 dzieci. Od piątej klasy, kiedy zaczynają się ćwiczenia np. z fizyki, z chemii, rozdzielimy dzieci na dwie grupy" – mówi dyrektorka.
"Jeśli rzeczywiście wszystkie dzieci zostaną przyjęte, to jest to pozytywna informacja" – oceniła w rozmowie z PAP prezes ZPB Andżelika Borys. Przedstawiciele rodziców i pomagający im ZPB obawiają się, że zmniejszanie liczby klas w polskich szkołach jest nieprzypadkowe i ma prowadzić do ograniczenia ogólnej liczby uczniów i zmniejszenia dostępu do nauki języka polskiego. W ubiegłym roku w szkole polskiej w Grodnie utworzono bowiem tylko dwie klasy pierwsze zamiast trzech. "Rodzice obawiają się, że i w tym roku nie wszystkie chętne dzieci dostaną się do szkoły w Grodnie" – powiedziała Borys. Rodzice twierdzą m.in., że szkoły mogłyby pracować na dwie zmiany, jak wiele innych szkół państwowych.
Rejonowa kurator oświatowa z Wołkowyska Tacciana Hazizawa tłumaczy, że szkoła polska działa na innych zasadach niż większość szkół państwowych. "Nie jest to szkoła rejonowa, która ma obowiązek przyjąć wszystkie dzieci z danej dzielnicy. W przypadku szkoły polskiej, która prowadzi nabór według innych kryteriów, zgodnie z prawem o liczbie przyjmowanych uczniów decydują władze" – tłumaczy urzędniczka.
Jak wyjaśnia jednocześnie dyrektorka, do szkoły przewidzianej dla 190 uczniów uczęszcza już ich 264. "Jako dyrektorka odpowiadam za jakość nauczania i za bezpieczeństwo uczniów. Liczba uczniów zależy więc od naszych możliwości, zarówno dydaktycznych, jak i infrastrukturalnych" – przekonuje Bułaj. Dodaje, że szkoła w Wołkowysku ma obecnie najwięcej uczniów od momentu swojego powstania, stąd argument środowisk polonijnych o celowym "dążeniu do zmniejszenia ilości uczących się" nie jest uzasadniony.
Borys podkreśla, że zarówno rodziców, jak i całe środowisko polonijne niepokoi groźba "rusyfikacji szkół". Chodzi o dyskutowane obecnie poprawki do kodeksu oświatowego, które zakładają obowiązkowe nauczanie po rosyjsku większej liczby przedmiotów niż obecnie. W marcu ZPB zainicjował zbiórkę podpisów pod listem do prezydenta Alaksandra Łukaszenki, w którym sprzeciwia się obowiązkowi w szkołach mniejszości narodowych nauczania w języku białoruskim lub rosyjskim. "Jeśli poprawki do białoruskiej ustawy oświatowej wejdą w życie, jedyne dwie polskie szkoły na Białorusi de facto utracą swój status" – wyjaśnia Borys.
Jak mówi, według poprawek "takie ważne przedmioty jak historia Białorusi, historia powszechna, geografia, wiedza o społeczeństwie, człowiek i świat będą wykładane w języku białoruskim lub rosyjskim, najprawdopodobniej rosyjskim". Obowiązkowe będzie również zdawanie w języku państwowym egzaminu końcowego.
ZPB uważa, że planowana zmiana "znacznie ogranicza zagwarantowane przez konstytucję Białorusi prawa mniejszości narodowych do pobierania nauki w języku ojczystym". Problem dotyczy dwóch szkół polskich i dwóch szkół litewskich.
"Mamy już trzy tysiące podpisów i ciągle zbieramy. Planujemy wysłanie listu do prezydenta na początku maja" – powiedziała Borys. Jak przypomniała, próby wprowadzenia podobnych zmian miały miejsce w 2014 roku, ale wówczas nie doszły do skutku, m.in. dzięki protestom rodziców.
W ubiegłym tygodniu w związku z listem otwartym do ministra edukacji, podpisanym przez kilkuset rodziców z Grodna, obie szkoły polskie odwiedziła Iryna Karżowa, przedstawicielka ministerstwa odpowiedzialna za szkoły podstawowe i średnie. Jak twierdzą rodzice, spotkanie nie zakończyło się konkretami. Polacy z Grodna są przekonani, że decyzja w tej sprawie nie zapadnie na szczeblu regionalnym, ale w Mińsku, jednak liczą, że ich starania pozwolą zapobiec zmianom.
Szkoły polskie w Grodnie i Mińsku powstały na początku lat 90., ich budowę sfinansowała Warszawa. Działają w białoruskim systemie edukacji i podlegają białoruskim przepisom.
Z Wołkowyska Justyna Prus (PAP)
just/ ulb/ ap/