Kolędowanie przeważnie kojarzy się nam z Bożym Narodzeniem. Mało kto jednak wie, że kolędowano - a w niektórych regionach kraju kolęduje się do tej pory - również w czasie Świąt Wielkanocnych.
„W okresie Wielkiej Nocy chodziło się nie tyle może po kolędzie, a po dyngusie. Były różne formy tego kolędowania” – powiedziała PAP Małgorzata Imiołek, etnograf z Muzeum Wsi Kieleckiej.
Na Mazowszu byli to „kurcorze” z wózkami dyngusowymi - młodzi chłopcy, którzy prowadzili specjalnie zrobione dwukołowe wózki. Na nich wożono sztuczne koguty, baranki, albo laleczki w strojach regionalnych. Chodzono od chałupy do chałupy, składając życzenia i otrzymując w zamian za to jakieś datki od gospodarzy.
W regionie krakowskim natomiast chodziły „siudy”. Byli to przebrani mężczyźni: jeden za babę, drugi za chłopa, a trzeci za cygana. Ich cechą charakterystyczna było to, że mieli twarze wymalowane sadzą. „Podczas kolędowania nosili przy sobie puszkę z sadzą i spotykanych w wielkanocny poniedziałek smarowali tą sadzą. Ludzie jednak tego nie unikali, a mało kto się obrażał. Posmarowanie sadzą gwarantowało bowiem takiej osobie pomyślną przyszłość” - mówiła o dawnym zwyczaju Imiołek.
Kolejna formą kolędowania wielkanocnego były „dziady śmigustne” z północno-wschodniej Małopolski, spotykane np. w okolicach Tarnowa. „Byli to młodzieńcy przebrani za maszkary, owinięte powrósłami słomianymi, w słomianych czapkach, słomianych spódniczkach. Chodząc po wsiach, składali życzenia, przyjmując drobne datki, bardzo często były to jajka” – opisywała ten zwyczaj badaczka.
Na Lubelszczyźnie gromady małych chłopców chodziły po tzw. dyngusie, śpiewając pieśni wielkopostne, recytując zabawne wierszyki i prosząc o dary.
Imiołek dodała, że w Świętokrzyskiem zwyczaj wielkanocnego kolędowania jest mało znany. „Tych zwyczajów u nas nie było, bądź nie pamiętamy o nich w ogóle. W sąsiednich regionach one jeszcze czasami funkcjonują do dnia dzisiejszego i mają się bardzo dobrze” – podkreśliła. (PAP)
maj/ akw/