Pełnomocnicy Lecha Wałęsy uzyskali opinię kryminalistyczną nt. dokumentów z teczki TW "Bolek". Została ona przekazana do IPN w Białymstoku, gdzie toczy się śledztwo w sprawie poświadczenia nieprawdy przez funkcjonariuszy SB w dokumentach "Bolka" – powiedział adwokat Jan Widacki.
Z opinii wynika, że ekspertyza grafologiczna sporządzona przez biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych, według których autorem niektórych dokumentów z teczki TW "Bolka" był Lech Wałęsa, została oparta na zbyt małym i niewłaściwie dobranym materiale porównawczym; ponadto dwa kluczowe dokumenty z grudnia 1970 r. przypisywane Wałęsie różnią się bardzo i zostały napisane "różną klasą pisma".
Jak poinformował mec. Widacki, autorem prywatnej opinii kryminalistycznej jest prof. Piotr Girdwoyń z Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
"Z tej opinii wynika, że ekspertyza IES zawiera nieuprawnione wnioski kategoryczne. Do wyciągnięcia takich wniosków nie było podstaw z uwagi na szczupłość materiału porównawczego i jego niewłaściwość, ponieważ teksty dowodowe, które powstawały w latach 70., były porównywane z materiałem z lat 80., 90., a nawet późniejszych, co z punktu widzenia kryminalistyki większego sensu nie ma" – powiedział dziennikarzom w czwartek Widacki, jeden z pełnomocników Wałęsy.
"Natomiast jest bardzo mało materiałów pochodzących od Lecha Wałęsy z lat 70. – a to byłby prawidłowy materiał porównawczy i dopiero dysponując takim materiałem można by się pokusić o wydawanie opinii kategorycznych" – powiedział adwokat.
Zwrócił także uwagę na różnice między "dwoma kluczowymi dokumentami z grudnia 1970 r., czyli zobowiązaniem do współpracy, rzekomo napisanym i podpisanym przez Lecha Wałęsę, i dokumentem z autentycznym odręcznym pismem Wałęsy z tego samego okresu". Jak wskazał, pierwszy dokument "jest napisany pismem znacznie wyższej klasy (bardziej wyrobionym – PAP) niż pismo samego Lecha Wałęsy z tego samego okresu".
"Z tej opinii wynika, że ekspertyza IES zawiera nieuprawnione wnioski kategoryczne. Do wyciągnięcia takich wniosków nie było podstaw z uwagi na szczupłość materiału porównawczego i jego niewłaściwość, ponieważ teksty dowodowe, które powstawały w latach 70., były porównywane z materiałem z lat 80., 90., a nawet późniejszych, co z punktu widzenia kryminalistyki większego sensu nie ma" – powiedział dziennikarzom adwokat Jan Widacki, jeden z pełnomocników Lecha Wałęsy.
"Logiczny wniosek prowadziłby do uznania, iż oba dokumenty napisały dwie różne osoby o różnym wykształceniu, o różnym zawodzie, różnych nawykach pisarskich itd. Z reguły tak jest, że ktoś, kto ma krótki okres edukacji, niskie wykształcenie, pracuje fizycznie, nie ma nawyku pisania, pisze pismem niskiej klasy. Natomiast ktoś, kto dużo pisze, ma pismo znacznie bardziej wyrobione, czyli wyższej klasy" – powiedział adwokat.
Mec. Widacki poinformował, że opinia została przesłana do prokuratora z IPN w Białymstoku. "Jest rzeczą prowadzącego, jak ją potraktuje. Może ją przyjąć do wiadomości, może mu ona pomóc w ocenie ekspertyzy IES, może przekazać biegłym do ustosunkowania się do niej, może wreszcie wezwać autora tej opinii i przesłuchać w charakterze świadka. My mu ułatwiamy pracę, bo z panem prokuratorem jesteśmy po jednej stronie" – powiedział adwokat.
Podkreślił także, że ekspertyza biegłych z IES jest jednym z dowodów w sprawie i jako taki podlega ocenie organu procesowego. Została jednak upubliczniona przed dokonaniem oceny i to skłoniło pełnomocników Lecha Wałęsy do zasięgnięcia prywatnej opinii kryminalistycznej.
Obecni na spotkaniu z dziennikarzami pełnomocnicy Lecha Wałęsy poinformowali, iż uzyskali z IPN uwierzytelnione kopie materiału porównawczego, którym dysponowali biegli z IES.
Rzecznik prasowy IPN Andrzej Arseniuk powiedział, że IPN na razie nie zamierza odnosić się do prywatnej opinii kryminalistycznej przedstawionej przez pełnomocników Wałęsy. "Nie widziałem tej opinii, na razie trudno w jakikolwiek sposób ją skomentować. Została ona przesłana do prokuratora IPN w Białymstoku, gdzie toczy się postępowanie w sprawie dokumentów znalezionych w szafie Kiszczaka. Jest jego decyzją, jak się do tej ekspertyzy ustosunkuje" - powiedział PAP Arseniuk.
Sprawa dotyczy materiałów teczki TW "Bolka", którym miał być Lech Wałęsa, znalezionych w lutym 2016 r. w wyniku przeszukania w domu zmarłego b. szefa komunistycznego MSW gen. Czesława Kiszczaka.
W styczniu br. IPN podał, że z ekspertyzy biegłych IES dotyczącej teczki personalnej i teczki pracy TW "Bolek" i zawartych w nich dokumentów z lat 1970-76 wynika, że zobowiązanie do współpracy z SB, pokwitowania odbioru pieniędzy oraz przeważającą część doniesień podpisał własnoręcznie Wałęsa. "W naszej ocenie opinia jest kompleksowa, jest jasna, spójna. Wnioski, które są zawarte w tej opinii są jednoznaczne i one nie pozostawiają żadnych wątpliwości" - informował dyrektor pionu śledczego IPN, zastępca Prokuratora Generalnego Andrzej Pozorski.
Pełnomocnicy Lecha Wałęsy - adwokaci Jan Widacki, Andrzej Patela, Krzysztof Bachmiński i Jan Kuklewicz - zapowiadali wtedy, że "sprawdzanie autentyczności tych dokumentów dopiero się rozpoczęło, a nie tak jak sugerowano na konferencji prasowej w IPN właśnie się zakończyło”.
Ekspertyzę teczki TW "Bolek" zlecono w ramach śledztwa prowadzonego przez białostocki pion śledczy IPN w sprawie podejrzenia poświadczenia nieprawdy przez funkcjonariuszy SB w dokumentach "Bolka", w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej. W dokumentach tych, które w lutym ub.r. prokuratorzy IPN znaleźli po śmierci gen. Czesława Kiszczaka w jego domu, jest m.in. odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy z Służbą Bezpieczeństwa, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek". W styczniu IPN podał, że z opinii biegłych wynika, że zobowiązanie do współpracy z SB, pokwitowania odbioru pieniędzy oraz przeważającą część doniesień podpisał własnoręcznie Wałęsa.
B. prezydent Lech Wałęsa neguje autentyczność dokumentów przejętych przez IPN od wdowy po gen. Czesławie Kiszczaku; stanowczo też zaprzecza, by kiedykolwiek był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. W ubiegłym tygodniu opublikował na swoim facebookowym profilu dokument UOP. Dotyczył on inwigilacji byłego prezydenta przez komunistyczne służby specjalne. Dokument ma gryf tajności nadany przez Delegaturę Urzędu Ochrony Państwa w Gdańsku. We wtorek Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego poinformowała PAP, że 5 maja ABW skierowała do Prokuratury Krajowej pismo ws. opublikowania na profilu Wałęsy niejawnego dokumentu wytworzonego przez UOP. Według ABW mogło dojść do złamania prawa.
Dyrektor Wojskowego Biura Historycznego prof. Sławomir Cenckiewicz pytany we wtorek, czy Wałęsa złamał prawo publikując dokumenty, których nie ma w dokumentacji państwowej powiedział w TVP Info: "Dla mnie to jest oczywiste. Ale ja nie jestem tą osobą, tą instancją, która będzie to rozstrzygała" - zaznaczył. "Mam nadzieję, że wreszcie prokuratura się rzeczywiście na serio zajmie człowiekiem, który za nic ma polskie prawo" - dodał Cenckiewicz.
W czwartek pismo ABW ws. opublikowanego na profilu b. prezydenta Lecha Wałęsy niejawnego dokumentu wytworzonego przez Urząd Ochrony Państwa zostało przekazane do Prokuratury Regionalnej w Poznaniu.
"Sprawa została przekazana do Prokuratury Regionalnej w Poznaniu celem wyznaczenia prokuratury, która będzie to postępowanie prowadzić" - powiedziała PAP rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik.
ABW po przeanalizowaniu sprawy oceniła, że istnieje podejrzenie popełnienia czynu polegającego na ujawnieniu lub wykorzystaniu wbrew przepisom ustawy informacji niejawnych o klauzuli "tajne" lub "ściśle tajne". We wtorek rzecznik koordynatora ds. służb specjalnych Stanisław Żaryn mówił PAP, że ABW wystąpiła do prokuratora krajowego z wnioskiem o rozważenie wszczęcia w tej sprawie śledztwa. Za czyn ten grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
W niedawnym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Wałęsa mówił, że dokumenty pochodzą "z IPN oraz od dziennikarzy z lat 90.", zapewniał, że ma je legalnie. Zaprzeczył, by były to dokumenty pochodzące z jego teczki, którą wypożyczył w trakcie prezydentury i "oddał zdekompletowaną". (PAP)
hp/ pru/ ksi/ aszw/ bos/ pat/ maro/ mhr/