Dyrektor krakowskiego teatru Łaźnia Nowa Bartosz Szydłowski oświadczył, że jego rezygnacja z funkcji dyrektora naczelnego jest "formą sprzeciwu dla nieczytelnych i często sprzecznych przepisów dotyczących prowadzenia instytucji kultury"; to, co dzieje się wokół tej sceny, nazwał "publicznym linczem".
W połowie maja krakowski radny PiS Adam Kalita złożył interpelację w sprawie nieprawidłowości w Teatrze Łaźnia Nowa, a następnie zawiadomił prokuraturę, która prowadzi postępowanie w tej sprawie. Radny zarzucił dyrektorowi teatru niegospodarność i wydawanie publicznych pieniędzy na prywatne cele. Domagał się wszczęcia kontroli finansowej i zwieszenia dyrektora.
Szydłowski we wtorek zrezygnował ze stanowiska dyrektora naczelnego Łaźni Nowej – będzie pełnił tą funkcję do zakończenia sezonu, czyli do 31 sierpnia, później będzie dyrektorem artystycznym tej sceny.
W oświadczeniu przekazanym w środę mediom Szydłowski podziękował za wsparcie, jakie otrzymał od twórców i artystów z całej Polski. "To co dzieje się od kilku miesięcy wokół założonego przez nas teatru stanowi smutne signum czasów, w jakich obecnie żyjemy. Ocenie Państwa pozostawiam publiczny lincz, wyrywkowe oceny podejmowanych przeze mnie decyzji – co szczególnie ważne – pokazywane bez kontekstu i odniesienia do charakteru działań Teatru" – napisał.
Dodał, że w perspektywie "+łaknących sprawiedliwości+ nie mają znaczenia żadne dokonania artystyczne, zdobywane nagrody, powszechne uznanie, jakim teatr jest tak hojnie obdarzany, a za to miarodajną podstawą jest donos, wykradzione chyłkiem dokumenty i usłużne podpowiedzi, jak należy gospodarować mieniem, stanowiącym własność teatru i to w sytuacji, gdy jest oczywiste, że teatr nie został ani okradziony, ani oszukany".
"Dzisiaj dzięki temu doświadczeniu wiem, że w takiej pułapce może się znaleźć każdy dyrektor w tym kraju i zanim będzie chciał się bronić i szczegółowo wyjaśniać, uwalany zostanie błotem, które czyścić będzie przez wiele lat" – napisał Szydłowski. "Moja rezygnacja z funkcji dyrektora naczelnego oprócz osobistych i emocjonalnych, aczkolwiek przemyślanych powodów, jest formą sprzeciwu dla nieczytelnych i często sprzecznych przepisów dotyczących prowadzenia instytucji kultury, formą sprzeciwu dla wewnętrznych regulacji, których logika niewiele ma wspólnego z praktyką zarządzania teatrem oraz z warunkami w jakich pracujemy" – podkreślił Szydłowski.
Jak zauważył, "bycie dyrektorem naczelnym to bardzo ważna i odpowiedzialna praca, ale szczególnie niewdzięczna i niebezpieczna w kraju, gdzie każdą decyzję podważa się, insynuując złą wolę, każdy błąd, chęcią sprzeniewierzenia".
"Łączenie funkcji dyrektora naczelnego z artystycznym to dziś chyba zadanie dla supermanów; ja wciąż czuję się artystą" – podkreślił Szydłowski. Potwierdził, że zakończenie pracy w roli dyrektora naczelnego jest wyborem "świadomym, samodzielnym i w tej sytuacji naturalnym". "Nie chcę stracić i zaprzepaścić, wdając się w zawiłe spory formalne i rachmistrzowskie swojej wewnętrznej konstrukcji, która zawsze pozwalała mi ufać ludziom i tworzyć przestrzeń spotkania i otwartości" – dodał.
Urząd Miasta przeprowadził w teatrze kontrolę i upublicznił jej wyniki. Wśród nieprawidłowości, które stwierdzili kontrolerzy są m.in.: nierzetelne prowadzenie ksiąg rachunkowych i zagubienie dowodów księgowych należących do instytucji. Kontrolerzy sprawdzali też zasadność zarzutów radnego Kality. Stwierdzili m.in. że dyrektor Szydłowski nie rozliczył z ASP w Warszawie umowy o przeprowadzenie przewodu doktorskiego zastępcy dyrektora teatru, którym jest jego żona. I mimo przerwania tego przewodu doktorskiego nie rozliczył jego kosztów z pracownikiem.
Z dokumentu upublicznionego przez Urząd Miasta wynika też, że dyrektor wypłacał swojej zastępczyni w sposób „nieuzasadniony zakresem zadań i odpowiedzialności” wynagrodzenie wyższe niż sam otrzymywał oraz że zawierał ze swoją żoną umowy cywilno-prawne, co jak zaznaczono, choć nie jest zabronione prawem „może budzić wątpliwości, co do bezstronności w procesie odbioru przedmiotu wykonanej umowy”.
Radny Kalita w interpelacji zwracał także uwagę na sposób wypłacania pieniędzy za przygotowanie koncepcji i programu Festiwalu Teatralnego Boska Komedia, którego dyrektorem artystycznym jest Szydłowski. Według informacji podanych przez Kalitę 16 marca 2016 r. wyrażona została zgoda na zawarcie umowy na rok 2017 na kwotę 75 tys. zł, a już dwa dni później wypłacono dyrektorowi 50 tys. zł.
Kontrolerzy stwierdzili, że rzeczywiście wypłata pieniędzy nie była powiązana z koniecznością wcześniejszego, choćby częściowego wykonania przedmiotu umowy, a dodatkowo finansowane były krajowe i zagraniczne delegacje dyrektora związane z przygotowaniem Boskiej Komedii. "Zawarta umowa obejmowała wykonanie całego dzieła, stąd też nie było podstaw do dodatkowego ponoszenia kosztów przez pracodawcę z tego tytułu" – zauważono we wnioskach z kontroli.
Potwierdzono także, że publiczne pieniądze zostały wydane na zakup zegarka i ipada, choć urządzenia o porównywalnych parametrach można było kupić taniej oraz na zakup książek, chociaż w teatrze nie jest prowadzona biblioteka, a z opisu faktur nie wynikało, że są to książki potrzebne do realizacji spektakli. Kontrolerzy zwrócili też uwagę na wysokie koszty usług gastronomicznych i cateringu – 37,7 tys. zł w ciągu czterech miesięcy.
W zalecaniach po kontroli wezwano dyrektora do usunięcia wskazanych nieprawidłowości, uzupełnienia i uporządkowania dokumentacji oraz unikania działań takich jak: zawieranie umów z własną żoną. Szydłowski nie podpisał protokołu pokontrolnego, uznając, że nie uwzględniono w całości ani merytorycznych wyjaśnień, ani zastrzeżeń, które składał. Odniósł się do tej kontroli także w oświadczeniu.
"W kontekście niezadłużonego i dynamicznie rozwijającego się teatru wątpliwości co do zasadności zakupu i-pada, samochodu służbowego, książek służących pracy, wynajmu mieszkania dla pracownika oraz podnoszenia kwalifikacji zespołu teatru mogą pozostać sprawą sporną, do czasu, gdy nie spojrzy się na cały kontekst działania instytucji lub nie porówna się struktury wydatków z innymi podobnymi instytucjami. Zwracam uwagę, że w powyższych kwestiach kontrolujący nie podnosili niezgodności z prawem, wątpliwości budziła zasadność lub brak regulacji wewnętrznych, które zdarzają się często w instytucjach i są po prostu poprawiane" – napisał Szydłowski.
Podkreślił, że "nigdy z Małgorzatą Szydłowską nie traktowaliśmy teatru jako prywatnego folwarku", a ich polityka była "skierowana na wspieranie innych artystów, na tworzenia nowej jakości relacji z publicznością". Dodał, że choć Łaźnia Nowa to ich wielka pasja "to nie nasz duet" ale blisko 600 pracujących artystów, ponad pół miliona publiczności i 52 nagrody na 73 premiery oraz rewitalizacja całego sektora między osiedlem Szkolnym, a Zalewem Nowohuckim.
Nowy dyrektor naczelny Łaźni Nowej nie musi być wybrany w konkursie.(PAP)
wos/ itm/