Wojna dla żołnierza sprowadza się do formuły „maszeruj albo zdychaj” - pisze Blaise Cendras w zbiorze opowiadań „Odcięta ręka”, który powstał 30 lat po przeżyciach w okopach I wojny światowej. „O nie, nie były to dobre czasy, ale dobre było to, że je przeżyliśmy” - stwierdza.
29 lipca 1914 r. dwudziestosześcioletni szwajcarski poeta był jednym z sygnatariuszy apelu wzywającego cudzoziemców do wstępowania do wojska francuskiego. Sam oczywiście to zrobił. Był kapralem w Legii Cudzoziemskiej. Walczył nad Sommą, podczas ofensywy w Szampanii, we wrześniu 1915 roku, ciężko ranny, stracił prawą rękę. Stąd też tytuł jego najobszerniejszej wojennej opowieści.
Cendras nie koncentruje się na własnym nieszczęściu. Jego wojenne opowiadania rysują codzienność w okopach i na przepustce. Szkicuje sylwetki towarzyszy walki, z których wielu poległo. Pokazuje także grozę i makabrę wojny. Być może dla uwydatnienia takiego jej oblicza nie pisał ani o bohaterstwie ani o poświęceniu żołnierzy.
Zbiór opowiadań Cendrasa otwiera poruszająca nowela z 1918 roku, gdy poeta nauczył się już pisać lewą ręką, zatytułowana „Zabiłem”. Jest to opis ataku na niemieckie pozycje.
„W powietrzu latają kończyny. Krew obryzguje mi twarz. Słychać przeraźliwe wrzaski. Skaczemy przez opuszczone okopy. Widzimy stos trupów, wstrętne, przypominające szmaty handlarza starzyzną, leje po pociskach wypełnione po brzegi jak kubły, brytfanny pełne nieokreślonych rzeczy, soku, mięsa, odzieży i łajna. Dalej, w zakamarkach, za krzakiem, w koleinach drogi biegnącej dnem parowu leżą trupy komiczne, zastygłe jak mumie, odgrywające przed nami scenki z Pompejów. (…) Skaczę na przeciwnika. Zadaję mu straszny cios. Prawie odciąłem mu głowę. Zabiłem Szwaba. (…) Zabiłem. Jak ktoś, kto chce żyć”.
Blaise Cendras pisze w „Odciętej ręce”, że wojna dla żołnierza sprowadza się do formuł „maszeruj albo zdychaj” oraz „idź tam gdzie cię pcham”. Pyta: „Ciekaw jestem, z którego palucha facet wysysa potem opowieści, że przeżył jakąś chwilę historyczną czy wzniosłą. Na miejscu, w ogniu walki nikt sobie z tego nie zdaje sprawy”.
Blaise Cendras pisze w „Odciętej ręce”, że wojna dla żołnierza sprowadza się do formuł „maszeruj albo zdychaj” oraz „idź tam gdzie cię pcham”. Pyta: „Ciekaw jestem, z którego palucha facet wysysa potem opowieści, że przeżył jakąś chwilę historyczną czy wzniosłą. Na miejscu, w ogniu walki nikt sobie z tego nie zdaje sprawy”.
Po czterech dniach pobytu na froncie oddział był wycofywany na cztery dni, a potem wracał do okopów. „Owe spacerki były największym świństwem tej wojny, świństwem najbardziej demoralizującym: u wejścia do okopów brakowało tylko syreny – syreny, zegara, mechanizmu kontrolnego, który wydawałby każdemu żeton, i żelaznej furteczki zamykającej się automatycznie – żeby biedne chłopaki nie zapomniały o swojej harówce w fabrykach, nie mówiąc już o rannych, co myśleli, że już będą mieć spokój, ale wracali, zaczynali od nowa tę robotę w fabryce śmierci, raz, drugi, trzeci”.
Cendras pisząc o swoim oddziale stwierdza, że o ile wszyscy żołnierze byli męczennikami („niechętnie”), to w żadnym z nich nie było materiału na bohatera. Wspomina swoich kolegów nie ze względu na ich żołnierską dzielność, lecz dlatego, że nie mógł zapomnieć o ich „malowniczych cechach”. Interesował go człowiek, nie żołnierz.
Jednym z bohaterów „Odciętej ręki”, a zarazem posiadaczem „malowniczych cech", jest Przybyszewski „szlachcic polski zwany Monoklarzem”, bratanek znanego pisarza Stanisława Przybyszewskiego. Gawędziarz, hulaka, z wielkopańską miną, który wojował w lakierkach i jaskrawym szaliku, eleganckiej bieliźnie pod mundurem mówi: „Ot, dla żartu postarajmy się umierać szykownie (…) Nie jesteśmy przecież mimo wszystko wyłącznie i jedynie żołnierzami”.
Najstraszniejszym krzykiem, jaki Cendrars słyszał na froncie, było wołanie „Mamo! Mamo!” śmiertelnie rannych i opuszczonych między liniami frontu. Był to krzyk tak przerażający, że, jak wyznaje Cendras, „Dajemy salwę w ten głos, aby zamilkł na zawsze...z litości...z wściekłości....z rozpaczy... z niemocy... z obrzydzenia...z miłości, o moja mamo!”.
Książę opublikowało wydawnictwo Noir Sur Blanc. (PAP)
tst/ ls/