Kopalnia Węgla Kamiennego „Wujek” w Katowicach była jednym z około 200 zakładów pracy, w których w reakcji na wprowadzenie stanu wojennego zorganizowano strajk okupacyjny. A także jednym z 40 protestów spacyfikowanych siłą – jak się później okazało najbardziej krwawo.
16 grudnia 1981 r. funkcjonariusze plutonu specjalnego Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej, którzy dzień podczas pacyfikacji KWK „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu Zdroju użyli broni, raniąc 4 górników, ponownie otworzyli ogień. Strzelali krótkimi seriami i pojedynczymi strzałami z odległości około 20 metrów. Od kul zginęło na miejscu 6 górników (Józef Czekalski, Józef Krzysztof Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Zbigniew Wilk i Zenon Zając). Trzech kolejnych (Joachim Gnida, Andrzej Pełka i Jan Stawisiński) zmarło w wyniku odniesionych 16 grudnia 1981 r. ran postrzałowych. Zomowcy postrzelili też 23 innych górników.
O krwawej pacyfikacji „Wujka” władze PRL poinformowały dzień później, podając liczbę ofiar śmiertelnych, wówczas 7 – Gnida zmarł 2 stycznia, a Stawisiński 25 stycznia 1982 r. Katowicka tragedia szybko stała się jednym z głównych tematów w mediach zachodnich. Najwięcej miejsca poświęcono jej na antenie Radia Wolna Europa. Już 17 grudnia – jako pierwszy – odnosił się do niej dziennikarz Janusz Marchwiński słowami: „Stało się najgorsze. 11 lat po pamiętnym grudniu roku 1970 – władze PRL – znów skierowały lufy karabinów na robotników. Nie zawahano się wydać śmiercionośnego rozkazu. Wiadomość o zabiciu w środę 7 górników kopalni Wujek jest wstrząsająca”.
Były to pierwsze ofiary śmiertelne stanu wojennego, do których przyznały się władze PRL. Wcześniej informacje, a raczej pogłoski o rzekomo zabitych docierały na Zachód, ale media nie były w stanie (wobec wprowadzonej w Polsce blokady informacyjnej) ich zweryfikować. Pierwszy komentarz Marchwińskiego był tyleż lakoniczny, co wymowny: „7 osób zabitych, 39 rannych. Po stronie milicji nikt nie poniósł śmierci. Bo górnicy nie mieli przecież broni. Przemocy mogli przeciwstawić tylko swój słuszny gniew”. I dodawał: „Partia, władza ma teraz znów bratnią krew na rękach”.
Pacyfikacja „Wujka” była obecna na antenie RWE również w następnych dniach i tygodniach. I tak np. 18 grudnia komentowano: „Z kraju nadeszła groźna i bolesna wiadomość, której nie mogły już dłużej ukrywać rządy wojskowo-partyjnej junty. W kopalni Wujek na Śląsku od kul polskich padli górnicy Polacy – taką za swój trud otrzymując nagrodę […] Hołd ich pamięci, którą naród czcił będzie”. Dwa dni później Józef Ptaczek stwierdzał: „Wbrew solennym zapowiedziom i zaklęciom w kraju znowu doszło do tragedii, do przelewu krwi. Znowu z rąk funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa padli robotnicy. Znowu strzelano do bezbronnych ludzi. Dokładnej liczby zabitych i rannych wciąż jeszcze nie znamy. Podały ją środki partyjnej propagandy, którym mało kto kiedykolwiek wierzył i którym w obecnej sytuacji wierzyć jeszcze trudniej”.
Próbował też wskazywać winnych: „To oni [członkowie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego – GM] też ponoszą pełną odpowiedzialność za tragedię, do której świadomie prowadzili i doprowadzili. Ich ręce są w tym samym stopniu zbroczone robotniczą krwią, jak ręce tych, którzy bezpośrednio wykonali zbrodniczą politykę i wykonują zbrodnicze rozkazy”. Również Tadeusz Podgórski zwracał uwagę na winę wojska, choć główną odpowiedzialnością obciążał milicję – „U progu swych odnowicielskich rządów junta generalska splamiła swoje mundury krwią bezbronnych robotników. A ponieważ akcja milicji (nie tylko w kopalni Wujek) patrolowało wojsko – splamiono też honor wojska. W czasie pokoju miejsce wojska jest w koszarach, a nie pod murami fabryk i kopalń. Zadaniem milicji winna być walka z przestępczością, troska o porządek publiczny, a nie rozprawy – i to krwawe – ze strajkującymi robotnikami”.
Z kolei Zygmunt Michałowski skupiał się na milicji i jej – bliżej nieokreślonych – szefów. 21 grudnia 1981 r. stwierdzał on: „Zabija milicja. Używając zarówno broni palnej, jak i pałek. Masakrują oddziały ZOMO. Skoszarowane specjalnie do rozbijania demonstracji i tłumienia strajków, wyćwiczone. Specjalnie do takich celów wybrane i wytrenowane. Najgorsze elementy społeczne, skryminalizowane, którym przy poborze do wojska dano możliwość wybrania służby w specjalnych oddziałach milicyjnych, zamiast służby w szeregach armii, która przecież misję inna ma. Elementy, które już wcześniej, swą kryminalną, aspołeczną postawą postawiły się poza nawiasem społeczeństwa. Elementy, którym gwarantuje się specjalne przywileje i suto płaci za ślepe posłuszeństwo, za brak wahania, gdy trzeba strzelać do brata Polaka”.
Na antenie RWE pojawiły się też relacje obcokrajowców przebywających w PRL. I tak np. 28 grudnia 1981 r. cytowano słowa niemieckiej studentki, która twierdziła, że podczas ataku na „Wujka” rzekomo „zastosowano […] środki narkotyczne działające na psychikę”, a także – co było prawdą – iż „bito też lekarzy i siostry […] byli ranni też wśród personelu medycznego”. Z kolei autorem drugiej, anonimowej relacji miał być Jugosłowianin lub Słowak, pracownik konsulatu w Krakowie, posiadający w Polsce „dużo znajomych, którzy prosili go o przekazanie na Zachód wiadomości”. Relacjonował on, że „wielu świadków ataku na kopalnię Wujek twierdzi, że oddziały ZOMO przystąpiły do akcji z nieprawdopodobną furią, +z pianą na ustach+”, a funkcjonariusze „sprawiali wrażenie ludzi pod wpływem narkotyków”. I dodawał: „Zadaniem wojska było otoczenie terenu. Wojsko nie miało ostrej amunicji. Żołnierze mówili o tym ludziom”.
Na antenie radia toczono polemiki z władzami i mediami PRL. I tak np. 22 grudnia J. Ptaczek stwierdzał: „Mało kto wierzy w to co dziś mówi polskie radio i telewizja. Mało kto uznaje wiarygodność oficjalnych oświadczeń i komunikatów. Bo jest faktem, że dokładne rozmiary największych zbrodni – strzelania do bezbronnych ludzi – władza odpowiedzialna za to zawsze ukrywała i starała się pomniejszyć”. I dodawał: „Do dziś nie wiadomo ilu mieszkańców Poznania poległo w czasie tragicznego poznańskiego Czerwca 1956 roku. Do dziś nieznana jest dokładna liczba śmiertelnych ofiar, jakie pociągnęło za sobą krwawe stłumienie robotniczej rewolty na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku”. Według niego oficjalny komunikat na antenie Polskiego Radia o ofiarach śmiertelnych, a szczególnie rannych (39 górników i 41 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej) był kłamliwy. Jak argumentował: „Już choćby zestawienie tych liczb wskazuje na fałsz i oczywiste kłamstwo. Każdy wie bowiem, że w walce między uzbrojonymi po zęby oddziałami milicji, a bezbronnym tłumem, straty po obu stronach są nieporównywalne. Ofiary wśród osób cywilnych są zawsze wielokrotnie większe”.
Z kolei 15 stycznia 1982 r. Maciej Wierzyński polemizował z komentarzem Jerzego Rakowskiego w „Gazecie Krakowskiej”, który zarzucał radiu podawanie nieprawdziwych, zmyślonych informacji. Jedna z nich miała dotyczyć bicia lekarzy i pielęgniarek przez milicjantów w trakcie pacyfikacji „Wujka” – w RWE mówił o tym 21 grudnia przebywający od lat 60. na emigracji krytyk i teoretyk teatru prof. Jan Kott. Dziennikarz Radia Wolna Europa w odpowiedzi na twierdzenia Rakowskiego, że są one rzekomo kłamstwem, niepopartym podaniem ich źródła, podawał je. Był nim „Protokół z dyspozytorni działu pomocy doraźnej Wojewódzkiego Szpitala w Katowicach 16 grudnia 1981 r.”.
Z kolei 26 stycznia 1982 r. z kolei T. Podgórski komentował obrady Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Katowicach, które dotyczyły m.in. pacyfikacji KWK „Wujek”. Jak stwierdzał; „Postawiono na tym forum nową tezę, że +ofiary+, które padły po stronie zdezorientowanych robotników obciążają przywódców i organizatorów strajku”. I komentował: „To propagandowe twierdzenie partii jest dla górników kopalni +Wujek+ podwójnie obraźliwe. Po pierwsze funkcjonariusze PZPR sugerują w ten sposób jakoby górnicy byli słabo zorientowani w swoich sprawach bytowych i socjalnych i jakoby nie posiadali należytego wyrobienia politycznego. A po drugie ma z tego wynikać, że milicja miała prawo strzelać do górników, bo rzekomo zdezorientowana załoga sama sobie na to zasłużyła. Jest to zakłamanie propagandowe uwalniające górników od podejmowania dyskusji na ten temat”.
Już dwa tygodnie po tragedii na antenie RWE pojawiła się – trafna zresztą – opinia, że górnicy z „Wujka” przejdą do historii. Tadeusz Podgórski mówił o nich i ich kolegach: „strajkujący tysiącami górnicy zapisali się trwale w historii walk wolnościowych świata pracy”. I dodawał: „Występowali w obronie swoich niezależnych przywódców, których władze porwały nocą 13 grudnia i osadziły w obozach koncentracyjnych”. Z wyłączeniem obozów koncentracyjnych miał rację – w wolnej Polsce „Dziewięciu z Wujka” doczekało się miejsca w opracowaniach historycznych i podręcznikach, własnego muzeum czy ulic swego imienia. Udało się również – w końcu, po 14-letnim procesie – ukarać morderców z ZOMO. Można jedynie żałować, że sprawiedliwości umknęli ich mocodawcy.
Grzegorz Majchrzak
Źródło: MHP