W paryskiej galerii RCM otwarto wystawę Jarosława Kozłowskiego, którego nazywa się „pionierem sztuki konceptualnej w Polsce”.
"Byłem w Polsce w ubiegłym roku, wtedy poznałem osobiście profesora Kozłowskiego, o którym wiedziałem od dawna. To ktoś, kto się liczy w sztuce” – powiedział Robert Murphy, współwłaściciel przylegającej niemal do Muzeum Orsay, paryskiej galerii RCM.
Nie tylko on i kierująca wraz z nim galerią, jego żona Camille Murphy wysoko cenią Kozłowskiego. Anka Ptaszkowska, legendarna założycielka Galerii Foksal, przypomniała, że Konrad Fischer (1939-96), odkrywca licznych talentów i jeden z najbardziej wpływowych marszandów swego pokolenia, "wypowiedział się o Kozłowskim w superlatywach, jako o najciekawszym polskim artyście".
Jarosław Kozłowski w 1977 r. brał udział w paryskim Biennale Młodych, pokazywał już swą twórczość w Lyonie i w Tuluzie, ale obecna ekspozycja jest pierwszą jego wystawą indywidualną w stolicy Francji.
Państwo Murphy postanowili, że będzie to rodzaj retrospektywy, panorama na tyle kompletna, na ile pozwala ograniczona powierzchnia murów ich galerii.
Cykl "Nieobecny" rozpoczął artysta w 1967 r, jeszcze jako student Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Gdyby nie prostokątne wycięcia, te płótna, pokryte grubymi, nieregularnymi warstwami farby, zakwalifikować można by było jako pejzaże lub jako klasyczną abstrakcję.
"To był okres, w którym bardzo interesowałem się egzystencjalizmem" – wspomina Jarosław Kozłowski. "Chodziło mi o uwolnienie się od spojrzenia innych, była to też próba przezwyciężenia iluzji na rzecz materialności, co jeszcze bardziej unaoczniają grube warstwy farby" – wyjaśnia.
Camille Murphy odnajduje w tych płótnach „coś bardzo środkowoeuropejskiego, "smutek, kojarzący się z Oświęcimiem”.
Artysta odrzuca taką interpretację, ale się jej nie dziwi i opowiada, jak to w 1968 r., poruszony kampanią "antysyjonistyczną", pokazał we wrocławskiej Galerii pod Moną Lisą instalację, w której ustawił buty i numery. "Wszyscy prawie zrozumieli to jako nawiązanie do Oświęcimia, ale chodziło mi tylko o pomarcowy exodus wyrzuconych z Polski Żydów” – opowiada.
Kolejnym cyklem wystawy są rysunki, na których widać figury geometryczne, utworzone z linii posiekanych podziałką centymetrową. "Chciałem złożyć pomiary techniczne i czysto intuicyjne. Centymetry też są zresztą wyłącznie moje” – wyjaśnia artysta.
W jego refleksyjnym dziele, humor i ironia nie są czymś wyjątkowym. Znaleźć je można w "Figurach retoryki" - te trójwymiarowe, czarne kompozycje nawiązują swą elegancją do modernizmu, ale narzucają, jak twierdzi autor, "fałszywe wyobrażenie o ich materialności". "A to dlatego, że sporządzone z kartonu oklejonego starymi gazetami, są swoistym kamuflażem" – mówi Kozłowski.
Gazety, a dokładnie ich tytuły, tworzą ogromny cykl "Wiadomości z Odzysku”, z którego dwie prace pokazano w Paryżu. Na gazety, zbierane od lat na całym świecie – "od Polski do Peru, przez Zambię”, artysta patrzy sceptycznie, nieprzekonany, by były godnym zaufania źródłem informacji. Po czym tę wątpliwą informację wymazuje, pozostawiając jedynie tytuły.
Najbardziej spektakularnym eksponatem wystawy w galerii RCM jest wyświetlacz ledowy, z przewijającym się ogłoszeniem "no news from Warsaw, no news from Paris”... itd. Kolejny żart i kolejne załamanie rąk nad światem?...(PAP)
Ludwik Lewin
pat/ mbud/