
Przy Krakowskim Przedmieściu, w samym sercu Warszawy, w czerwcu 1935 r. stanął gmach, który złamał estetyczne przyzwyczajenia mieszkańców stolicy. Surowy, geometryczny, pozbawiony ornamentów i ostrych boków. Stąd wzięła się jego nazwa - Dom Bez Kantów.
Zanim jednak stanął w centrum miasta, należało usunąć starą zabudowę i udowodnić, że progresywna architektura może współistnieć z historycznym dziedzictwem. Dlatego decyzję o budowie poprzedziło ogłoszenie konkursu przez Fundusz Kwaterunku Wojskowego. Instytucja ta została powołana ustawą z 15 lipca 1925 r. o zakwaterowaniu wojska w czasie pokoju, działała od 2 czerwca 1927 roku i była finansowana z budżetu państwa.
Powtarzana często anegdota głosi, że swój kształt i nazwę gmach zawdzięczał Józefowi Piłsudskiemu. Gdy pokazano mu projekt, miał rzucić: „Panowie, tylko mi budować bez kantów!”. Jeśli do takiego zdarzenia rzeczywiście doszło, marszałkowi chodziło zapewne o przejrzyste reguły finansowe, a nie o wtrącanie się do pracy architektów. Historycy wskazują, że zaokrąglone naroża, z których budynek z Krakowskiego Przedmieścia jest najbardziej znany, nie były przed wojną żadną rewolucją. Wpisywały się w trendy modernistyczne i stylistycznie współgrały z sąsiednimi gmachami – fasadę z arkadami zaplanowano również dlatego, że ulica została przed wojną znacznie poszerzona.
Do konkursu projektów zaproszono siedmiu wybitnych architektów – Czesława Przybylskiego, Romualda Gutta (z Rudolfem Świerczyńskim), Antoniego Jawornickiego, Bohdana Pniewskiego, Zdzisława Mączeńskiego, Edgara Norwertha i Kazimierza Tołłoczkę. Przewodniczącym jury był gen. Emil Mecnerowski, a w jego skład wchodzili płk inż. Leopold Toruń, prof. Marian Lalewicz, prof. Witold Minkiewicz i prof. Tadeusz Tołwiński.
Ulica Krakowskie Przedmieście 11. Widoczny budynek mieszkalny Wojskowego Funduszu Kwaterunkowego tzw. Dom bez Kantów. 1936 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Inwestorzy wymagali „dostosowania architektury nowego tworu do charakteru tej dzielnicy Warszawy”. Chodziło o to, by modernistyczny budynek wpasował się między sąsiednie pawilony i przeciwległy elegancki Hotel Europejski. Lalewicz podkreślał, że inwestor czuł się w obowiązku zdać opinii publicznej relację ze swego działania: „Słusznie się ona należy w pierwszym rzędzie światu architektonicznemu”. I rzeczywiście w branżowej prasie pojawiały się pierwsze zapowiedzi, czyli wstępne projekty. Stanowiły one przekrojowy pokaz modernistycznego rozmachu: od bogato zdobionego detalu, przez wieżowiec okręt Pniewskiego, aż po oszczędne, geometryczne formy Przybylskiego. W czasopiśmie „Architektura i Budownictwo” dwa najbardziej ekstrawaganckie projekty umieszczono na końcu zestawienia, bez szczegółowych opisów, co jasno wskazywało na to, że inwestor nie oczekiwał aż tak spektakularnych akcentów. Ostatecznie zwyciężył projekt Przybylskiego, znany później jako Dom Bez Kantów.
Wiosną 1933 roku na działce, gdzie znajdowały się przeznaczone do rozebrania pawilony tzw. Kuźni Saskich, mieszczących m.in. Dom Oficerski, pojawiła się wielka konstrukcja osłaniająca plac budowy.
Jak zanotował Lalewicz, „biało-żółte odeskowanie rusztowania powstało przed oczyma przechodniów”. Warszawiacy nie kryli zdumienia – dawno „w dziejach Warszawy nie widziano” takich „wymownych zwiastunów powstawania nowego budynku” na tej słynnej ulicy. Lalewicz relacjonował: „Zerwano już bowiem potworne w swej nagiej krzykliwości kinowe reklamy […], zdjęte zostaną wkrótce jońskie głowice dziewiczych półkolumn, a kilof murarza rozbije niebawem okrągłe ich ciało”.
W tle Dom Bez Kantów w Warszawie w 1947 r. Fot. PAP
W latach 1933-35 powstał „modernistyczny blok oficerski” – jak czytamy na stronach Wojskowego Centrum Edukacji Obywatelskiej – przeznaczony na mieszkania dla oficerów Funduszu. Wygląd kamienicy – surowe ściany z zaokrąglonymi narożami – wyróżniał się na tle klasycyzujących pierzei wokół.
Prasa odnotowywała fakt pojawienia się na Krakowskim Przedmieściu tak masywnej, a zarazem zgeometryzowanej bryły, a od chwili ukończenia budowy uznawano go za przykład postępu techniki i wspominano m.in. o nowatorskiej, całkowicie stalowej konstrukcji i szybkiej realizacji robót. O ile projekt architektoniczny wykonał Przybylski, o tyle metalową konstrukcję opracował inż. Stefan Bryła, specjalizujący się w tego typu rozwiązaniach. Pisał on, że będzie to gmach „5-piętrowy, cały podpiwniczony, od strony podwórza [ze] strychem użytkowym”. Wysoki na 25-27 m (pięć kondygnacji nadziemnych, piwnice i strych), z elewacjami o regularnie ułożonych oknach i gzymsami. Parter od strony Krakowskiego Przedmieścia i Królewskiej poprowadzono pod arkadą, m.in. po to, by zmieścić chodnik przy poszerzanej ulicy.
Szczególnie interesujące były zastosowane rozwiązania konstrukcyjne. Bryła wybrał tu tak zwaną „konstrukcję mieszaną”: ściany frontowe i tylne wykonał z cegły, a wnętrze oparł na stalowym szkielecie – w pełni spawanym – zamiast klasycznej ściany nośnej. Dzięki temu uzyskał więcej przestrzeni użytkowej wewnątrz. Szkielet składał się z rzędów stalowych słupów rozmieszczonych co ok. 4,40 m (zwykle jednak przy narożnikach stosowano nieco inne odstępy). Belki stropowe biegły prostopadle do ścian zewnętrznych, a tam, gdzie potrzebne były kanały wentylacyjne.
Dom Bez Kantów w Warszawie w 1948 r. Fot. PAP
Bryła stosował pary belek „podwójnych”, umieszczane obok siebie. W miejscach, gdzie normalnie stanąłby narożny filar – czyli skrzydło bez słupa przy narożniku (od strony Hotelu Europejskiego) – zastosowano potężne podciągi poprzeczne o rozpiętości ponad 7 m. Dodatkowo rogi gmachu inżynier spiął ukośnymi belkami stężającymi, „słupy narożnikowe łączono między sobą podciągiem ukośnym”. W ten sposób powstała mocna, stabilna konstrukcja bez klasycznych kątów w narożnikach, czyli dokładnie tak, jak opisywano to w micie założycielskim budynku.
Gmach budził zainteresowanie, a krytycy podkreślali, że inwestycja Funduszu Kwaterunku Wojskowego służyła nie tylko żołnierskim rodzinom, ale także pokazywała dbałość państwa o uczciwość i przejrzystość finansów.
Kamienica wyróżniała się również wysokim standardem wykończenia wnętrz, przestronnymi klatkami schodowymi, pięknymi parkietami, dzwonkami do wzywania służby czy elegancką stolarką okienną.
Dom Bez Kantów w Warszawie w 2010 r. Fot. PAP/Grzegorz Jakubowski
Budynek przetrwał II wojnę światową w stosunkowo dobrym stanie, choć ściany i narożniki ucierpiały wskutek ostrzału i pożarów. Archiwalne fotografie z 1945 roku pokazują budynek wśród zniszczeń dookoła. Była to zatem jedna z nielicznych przedwojennych kamienic Śródmieścia ocalonych od całkowitej zagłady. Tuż po wojnie Dom Bez Kantów wrócił do użytku - przejęły go wojskowe instytucje PRL (zmieniono nazwę na Dom Funduszu Obrony Narodowej). Przez kolejne dekady służył Garnizonowi Warszawa i Dowództwu Warszawskiego Okręgu Wojskowego, co pozwoliło zachować oryginalną strukturę wnętrz. W okresie PRL mieszkańcy skarżyli się na zły stan fasady, więc zarządca zlecił odmalowanie – to jednak nie zastąpiło potrzebnego gruntownego remontu.
Dopiero w 1992 roku Domu Bez Kantów zyskał status historycznego dziedzictwa i wpisano go do rejestru zabytków.
W 2019 roku przeszedł kompleksową renowację, podczas której zakonserwowano ślady ostrzałów. Obok przestrzeni kulturalnych, takich jak Galeria „DeBeK” Instytutu Pileckiego, wciąż mieszkają tu lokatorzy. Dzięki staraniom konserwatorów elewacje odzyskały pierwotne kolory i detale, a we wnętrzach odtworzono wiele oryginalnych rozwiązań z lat 30. Gdy w 2016 roku planowano kompleksową odbudowę Krakowskiego Przedmieścia, główny projektant tego przedsięwzięcia Krzysztof Domaradzki zamierzał Dom Bez Kantów obsadzić pnączami. Poza niewątpliwymi walorami estetycznymi miałoby to mieć także znaczenie ekologiczne – dodawałoby centrum miasta niezbędnej zieleni i tlenu. Sprzeciwili się jednak mieszkańcy.
Marta Panas-Goworska (PAP)
mpg/ jkrz/ miś/ lm/