W Krakowie odbył się w czwartek pogrzeb najstarszego polskiego dominikanina o. Reginalda Stanisława Wiśniowskiego. W listopadzie skończył 97 lat, ponad 78 lat spędził w zakonie. Został pochowany na cmentarzu Rakowickim.
Mszy św. pogrzebowej w bazylice oo. dominikanów przewodniczył biskup Jan Szkodoń.
Witając zgromadzonych, w tym rodzinę i przyjaciół zmarłego, przełożony Polskiej Prowincji Dominikanów o. Paweł Kozacki mówił, że najstarszy polski dominikanin o. Reginald Stanisław Wiśniowski zmarł w otoczeniu braci ze wszystkich polskich klasztorów dominikańskich, którzy przyjechali do Krakowa na kapitułę prowincjalną. "To jakaś niezwykła łaska umierać w otoczeniu tylu braci z tak różnych klasztorów" - mówił o. Kozacki.
O Marek Rozpłochowski - najmłodszy dominikanin w krakowskim klasztorze - który opiekował się o. Reginaldem, mówił w kazaniu, że słuchając jego opowieści uczył się od niego wielu ważnych rzeczy o Kościele i o zakonie.
"Słuchając go uczyłem się wdzięczności. Bo to, że ja mogę nosić ten habit, zawdzięczam właśnie ojcom takim jak Reginald i tym, którzy nas wszystkich poprzedzili. Nie ma w tym żadnej naszej zasługi, to nie jest dla nas nagroda za dobre życie. To jest po prostu dar od tych, którzy nas poprzedzili" – powiedział o. Rozpłochowski.
Jak mówił, nadszedł czas, gdy o. Reginald nie pamiętał już nowych historii ani tych, które już wcześniej opowiadał i wtedy to jego opiekun zaczął jeszcze raz wracać do opowieści, które od niego słyszał.
"Druga rzecz, której się uczyłem to odpowiedzialność za Kościół i za zakon" - mówił o. Rozpłochowski. "Nie wiem, jak wiele osób o. Reginald nauczył różańca, ile razy prowadził różaniec, ile kazań i konferencji na temat różańca i Matki Najświętszej wygłosił. Pewnie tysiące i w końcu pokornie dał się prowadzić, pozwolił, żeby ktoś inny teraz ten różaniec prowadził" - dodał. Podkreślił, że odpowiedzialność za Kościół i zakon przeszedł w ręce tych, którzy dostali go w darze od swoich poprzedników.
"Teraz jest pustka. Tego klasztoru ja muszę nauczyć się na nowo" - powiedział o. Marek Rozpłochowski. Podkreślił, że uczył się od o. Reginalda także "nadziei i ufności". "Tego, że ta pustka, która teraz została, ten smutek, który nam towarzyszy, że to nie jest ostatnie słowo. Że ta nasza wspólna historia się nie skończyła. Że tych mieszkań jest wiele. Ojciec Reginald zajął już swoje i teraz czeka na nas" –mówił.
Ojciec Reginald Wiśniowski urodził się 12 listopada 1920 roku w Czortkowie na terenie dzisiejszej Ukrainy. Miał dziewięcioro rodzeństwa, z którego trzy siostry zostały dominikankami i jedna józefitką. On sam wstąpił do zakonu oo. Dominikanów w lipcu 1939 roku. Święcenia kapłańskie przyjął 17 czerwca 1945 roku.
Był wychowawcą braci kaznodziejów w Jarosławiu i Krakowie, wykładał też w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów.
W latach 1970-1980 kierował Dominikańskim Ośrodkiem Kaznodziejskim w Warszawie. Jednocześnie prowadził rekolekcje i misje w całej Polsce. Skorzystał też z możliwości pracy duszpasterskiej na Ukrainie i w latach 1991-1996 przebywał w rodzinnym Czortkowie, remontując m.in. tamtejszy kościół p.w. św. Stanisława biskupa.
Przeżył ponad 78 lat w zakonie i 72 w kapłaństwie. Zmarł w niedzielę 4 lutego wieczorem w Krakowie, gdzie ostatnio mieszkał otoczony modlitwą braci zgromadzonych na kapitule prowincjalnej. Został pochowany w grobowcu zakonnym na cmentarzu Rakowickim. (PAP)
autor: Małgorzata Wosion-Czoba
wos/ malk/