Letnie i zimowe igrzyska olimpijskie, będące największymi i najbardziej prestiżowymi zawodami sportowymi, ściągają przed telewizory miliony widzów. Zmagania „czempionów sportu” budzą emocje, niekiedy zresztą bardzo silne. Jednak olimpiady po II wojnie światowej były nie tylko zmaganiami sportowców, ale również polem konfrontacji dwóch wrogich obozów – z jednej strony państw kapitalistycznych (na czele ze Stanami Zjednoczonymi), z drugiej zaś krajów tzw. demokracji ludowej – tu prym wiódł oczywiście Związek Sowiecki. To zaś powodowało, że igrzyskami interesowali się również „smutni panowie”. W przypadku PRL głównie ze Służby Bezpieczeństwa i – w mniejszym zakresie – Wojskowej Służby Wewnętrznej.
Nie inaczej było przed 30 laty, kiedy to (w dniach 13-28 lutego 1988 r.) zimowa olimpiada odbywała się w kanadyjskim Calgary. Igrzyska w kraju klonowego liścia były (podobnie jak wcześniejsze) „zabezpieczana operacyjnie” przez „dzielnych” funkcjonariuszy SB, którzy prowadzili swe działania w ramach sprawy obiektowej o mało wyszukanym kryptonimie kryptonimie „Calgary”. Potrzebę jej założenie uzasadniano faktem, że igrzyska „odbędą się w trudnej i skomplikowanej sytuacji międzynarodowej, uwarunkowanej konfrontacyjnym kursem polityki zagranicznej państw kapitalistycznych, głównie USA, rzutującym bezpośrednio na jakość i zwartość światowego ruchu sportowego”.
Głównie jednak obawiano się licznej kanadyjskiej Polonii, szczególnie tej najnowszej z lat 80., jak stwierdzano: „zdecydowanie wrogo ustosunkowanej do socjalizmu i obecnej rzeczywistości w Polsce”. Naszą ekipę zamierzano, więc zabezpieczać nie tylko (co w pełni zrozumiałe) przed ewentualnymi aktami terroru, ale również – a wręcz przede wszystkim – przed prowokacjami politycznymi (ze strony Polonii i zachodnich służb specjalnych), a także namawianiem do pozostania na Zachodzie. Miały w tym pomóc: „wnikliwe rozpoznanie” naszych sportowców, trenerów i działaczy wyjeżdżających do Kanady, zorganizowanie w ich gronie sieci agenturalnej oraz współpraca z kierownictwem Polskiego Komitetu Olimpijskiego i Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki. Zamierzano w tym zakresie również współdziałać z „bratnimi” służbami, na czele z KGB.
Kooperacja Służby Bezpieczeństwa z władzami polskiego sportu układała się dobrze, wręcz bardzo dobrze. Szczególnie pomocny okazał się sekretarz generalny PKOL Janusz Pawluk. Jeszcze w lutym 1987 r. uzgodniono z nim bieżące współdziałanie i wymianę informacji. Dzięki kolejnym spotkaniom z tym działaczem esbecy bardzo dobrze orientowali się w kulisach przygotowań polskiej ekipy do igrzysk, w tym dysponowali ankietami personalnymi osób wyjeżdżających do Calgary. Mieli również dostęp do dokumentacji władz sportowych, w tym materiałów Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Nie trzeba chyba dodawać, że znacznie ułatwiało im to pracę.
Pawluk nie był jedynym działaczem, z którym esbecy utrzymywali kontakt. Spotykali się oni z kierownictwem ekipy sportowej wyjeżdżającej na igrzyska, informując je m.in. o: „uwarunkowaniach międzynarodowych”, „sytuacji i uwarunkowaniach politycznych w Kanadzie”, potencjalnych zagrożeniach i ich formach, ocenie poszczególnych członków ekipy. Przedstawiali również zalecenia dla jej kierownictwa oraz „sugestie i propozycje instruktażowe dla wszystkich uczestników” igrzysk. Kierownictwu ekipy sugerowali m.in. prawidłową ochronę paszportów i mienia w depozycie czy „znajomość i kontrolę wyjść zawodników do miasta i ośrodków zgrupowań innych ekip”. Wszystkich członków polskiej ekipy miano m.in. poinformować o: zakazie handlu i spekulacji, udzielania (bez wiedzy i zgody jej kierownictwa) wywiadów osobom spoza kraju, nawiązywania „niejasnych i niezasadnych kontaktów”, używania „środków dopingujących, pobudzających”, nadużywania alkoholu oraz „przemieszczania bez zgody kierownictwa”. A także o konieczności zachowania „powściągliwości i umiaru w wyrażanych komentarzach i opiniach na tematy polityczne”.
Grzegorz Majchrzak: Głównie obawiano się licznej kanadyjskiej Polonii, szczególnie tej najnowszej z lat 80., jak stwierdzano: „zdecydowanie wrogo ustosunkowanej do socjalizmu i obecnej rzeczywistości w Polsce”. Naszą ekipę zamierzano, więc zabezpieczać nie tylko (co w pełni zrozumiałe) przed ewentualnymi aktami terroru, ale również – a wręcz przede wszystkim – przed prowokacjami politycznymi (ze strony Polonii i zachodnich służb specjalnych), a także namawianiem do pozostania na Zachodzie.
Funkcjonariusze SB rozmawiali też z członkami władz poszczególnych związków sportowych, a w razie potrzeby także z działaczami niektórych klubów. Tak było w przypadku dwuboisty Tadeusza Bafii, zawodnika Towarzystwa Sportowego Wisła Gwardia Zakopane podejrzewanego o chęć pozostania zagranicą. Ostatecznie – mimo zastrzeżeń bezpieki – wyjechał on (dzięki „pełnej gwarancji” władz swego macierzystego klubu) na igrzyska w Kanadzie.
Oczywiście esbecy spotykali się również ze swoją agenturą. I tak np. kontakt operacyjny „M.B.” informował o planach Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. Nie omieszkał on również wskazać SB członków ekipy znanych z „zamiłowań handlowych” (m.in. Leszka Jahna, Jerzego Christa, czy Jana Stopczyka). Poruszył ponadto (z inicjatywy PZHL) sprawę gracza GKS Tychy Romana Zborowskiego, któremu Wydział Paszportów Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku odmawiał od 2 lat przyznania paszportu. Mimo, że sprawa miała charakter osobisty – hokeista miał nieślubne dziecko z córką byłego naczelnika tegoż wydziału – „M.B.” nic nie wskórał. Z kolei kontakt operacyjny „H.G.” wskazywał osoby, które według niego mogły dopuścić się „nieprawidłowości w czasie powrotu ekipy, pod kątem omijania lub łamania przepisów celno-dewizowych”. Do tego grona zaliczył zawodników Klubu Sportowego Polonia Bytom i lekarza Jerzego Widuchowskiego, który „z racji posiadania dużego bagażu służbowego” miał posiadać „naturalne możliwości ukrywania niezgłoszonych do odprawy przedmiotów”.
Notabene w aktach sprawy kryptonim „Calgary” zachowały się bardzo ciekawe charakterystyki osób wyjeżdżających na olimpiadę. I tak np. o Barbarze Kossowskiej (trenerce łyżwiarza figurowego Grzegorza Filipowskiego) pisano: „lubi towarzystwo, posiada dobrą znajomość w kręgu trenerów i sponsorów zagranicznych, gadatliwa, zazdrosna o swojego wychowanka”, a w przypadku Krzysztofa Ferensa (męża łyżwiarki szybkiej Erwiny Ryś-Ferens): „Spokojny, rozmowny, pozostający pod wpływem kaprysów żony i stąd też jego bezkrytycznie negatywna opinia o możliwościach [innej łyżwiarki szybkiej – GM] Zofii Tokarczyk, pozytywnie nastawiony do nas”. Jeszcze lepiej oceniano trenera narciarstwa alpejskiego Andrzeja Kozaka: „Pozytywny, sprawdzony, dyskretny, dyspozycyjny”. Bohdana Chruścickiego z Polskiego Radia charakteryzowano z kolei: „gadatliwy, pasjonat sportu, solidny, przypomnieć kto załatwił mu wejście na stadion w Sarajewie podczas otwarcia igrzysk, b[ardzo] aktywny”, Dariusza Szpakowskiego: „tchórzliwy, wymaga kontroli, udziela obiektywnych danych pod naciskiem pytań”, a Jerzego Mrzygłoda: „bufon o manierach sztywniaka, trudny lecz dyskretny, niechętny, przyjazny jeśli ktoś stawia mu alkohol, groszorób”.
Wytypowano grupę sportowców, w których przypadku uznano, że zachodzi ryzyko pozostania w Kanadzie. Oprócz wspomnianego wcześniej Bafii w grupie tej znaleźli się m.in. Christ, Jachna, skoczek narciarski Jan Kowal oraz narciarka alpejska Małgorzata Bachleda-Szeliga, która zresztą ostatecznie na igrzyska nie wyjechała. Negatywnie charakteryzowano również trenera saneczkarzy Jana Tomerę, który również nie wyjechał do Calgary. Zarzucano mu, że wyjazd ten, „podobnie jak wiele innych traktuje, jako możliwość uzyskania prywatnych korzyści, płynących z nielegalnego handlu”.
Oczywiście polskim olimpijczykom podczas igrzysk towarzyszył „opiekun” z ramienia Służby Bezpieczeństwa. Zgodnie z ustaleniami z władzami PKOL do Kanady delegowany został Piotr Ochociński, naczelnik jednego z wydziałów Departamentu III MSW, „zalegendowany” (nie sposób określić na ile skutecznie) jako działacz Komitetu ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej.
Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, w przeciwieństwie do polskich sportowców, których najlepszych osiągnięciem były dwa piąte miejsca, mieli spisać się na medal. Jak chwalili się w kilka miesięcy po zakończeniu igrzysk „Podjęte działania […] w sposób właściwy zabezpieczyły uczestnictwo 54-osobowej reprezentacji Polski w zawodach olimpijskich. W ekipie polskiej panowała atmosfera mobilizacji i dyscypliny. Uniknięto wielu zagrożeń w postaci m.in. dezercji, aktów terroru czy innych wynikających z określonych celów i zadań zachodnich służb specjalnych. Skutecznie neutralizowano oddziaływanie licznego posolidarnościowego skupiska emigracji z naszego kraju po 1980 roku, wrogo ustosunkowanego do socjalizmu i obecnej rzeczywistości w Polsce”. Jednak nawet oni nie byli w stanie ustrzec naszej ekipy przed skandalem dopingowym z udziałem hokeisty Jarosława Morawieckiego…
Grzegorz Majchrzak
Źródło: Muzeum Historii Polski