Technologia wirtualnej rzeczywistości (VR) może posłużyć np. do prezentacji dzieł sztuki. Jedna z firm łódzkiego BioNanoParku jako pierwsza w Polsce opracowuje system wykorzystujący fotogrametrię do digitalizacji obrazów olejnych i ich prezentacji w trójwymiarze.
Technologia VR bardzo wiernie oddaje dzieło; dzięki niej możemy zobaczyć każde pociągnięcie pędzla czy miejsca, gdzie artysta grubiej położył farbę. Tworzy to nam iluzję, że patrzymy na prawdziwe dzieło sztuki – podkreśla w rozmowie z PAP Dana Tomczyk-Dołgij z Fundacji Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”.
Fotogrametria jest metodą uzyskania trzeciego wymiaru dzięki posłużeniu się danymi z dwuwymiarowych, płaskich zdjęć, wykonywanych pod rozmaitymi kątami i nakładającymi się wzajemnie na siebie - tłumaczy PAP Wiktor Wesołowski, prezes Vescom - firmy, która pracuje nad systemem wykorzystującym fotogrametrię do digitalizacji i prezentacji obrazów w 3D.
"Najprościej ujmując jest to technologia, która pozwala ze zdjęć płaskich, zwykłej fotografii, wydobyć trzeci wymiar. Wymaga to bardzo dużej ilości zdjęć, wykonywanych pod rozmaitymi kątami, potem sporo czasu, żeby to wszystko przeliczyć, bo algorytmy matematyczne są dość złożone i wymagają rzeczywiście sporo czasu na obliczenia. Dzięki temu jesteśmy w stanie uzyskać w pełni trójwymiarowy obraz, używając nawet do tego celu zwykłego aparatu z telefonu komórkowego” - wyjaśnił Wesołowski.
Łódzcy specjaliści od VR podjęli próbę wydobycia trzeciego wymiaru z czegoś, gdzie jest on bardzo delikatny – z malarstwa olejnego. Do tego celu zastosowali fotografię makro.
W przypadku niewielkiego obrazu wykonują oni z bliskiej odległości od 500 do 1000 zdjęć, które w dużym stopniu nakładają się na siebie. Powtarzają to pod kątami w przedziale od 0 do 30 stopni. Opracowali także algorytmy, które umożliwiają przeliczenie danych uzyskanych z tych płaskich zdjęć i uzyskanie tekstury o ogromnej jakości na poziomie 8 mld pikseli, jak również trzeciego wymiaru obrazu.
"To pozwala rzeczywiście na wydobycie głębi obrazu do precyzji obrazującej wręcz ślady po każdym użyciu pędzla, czy zgrubienia na farbie, to jak pracuje na niej światło, co odgrywa ważną rolę podczas obcowania ze sztuką" - dodał.
Docelowo eksperci starają się osiągnąć efekt, który pozwoli na zautomatyzowaną digitalizację, co wyraźnie przyspieszy proces. Chcą też zastosować rozwiązania chmurowe, dzięki którym muzea będą mogły zdalnie przesyłać dane do serwerowni, co przyspieszy ich przeliczenie. Gotowy produkt trafiałby z powrotem w formule chmurowej do placówki, która podjęła się digitalizacji.
"Wierzymy, że znajdzie to zastosowanie w dygitalizacji dzieł sztuki, zarówno w celach naukowych, a może odtworzeniowych... natomiast przede wszystkim, żeby z tą sztuką dotrzeć pod strzechy, może do młodzieży, która już bardziej jest przyzwyczajona do technologii VR, aniżeli do chodzenia po muzeach” - ocenił.
Wesołowski przyznał, że firma jest już po rozmowach z polskimi placówkami muzealnymi, zainteresowanymi stworzeniem u siebie stanowisk VR. W ten sposób mogłyby np. prezentować dzieła największych światowych artystów, których w rzeczywistości nie są w stanie do siebie sprowadzić, a które tematycznie mogłyby pasować do danej wystawy.
"Myślę, że prezentacja malarstwa w ten sposób może znaleźć spore grono odbiorców. Poszerzy to też jakość muzeów i różnorodność ekspozycji" - ocenił Wiktor Wesołowski.
Podobnego zdania jest Dana Tomczyk-Dołgij z Fundacji Promocji Sztuki "Niezła Sztuka". Jak zauważa, technologia VR jest już dziś wykorzystywana na świecie do prezentowania dzieł sztuki. Spektakularnym tego przykładem jest wirtualna ekspozycja, na której w wirtualnej przestrzeni zaprezentowano pięć wersji "Słoneczników" Vincenta van Gogha.
"Te dzieła tak naprawdę nie spotkają się nigdy w rzeczywistości, natomiast w przestrzeni online można było je podziwiać i w ciągu sześciu ostatnich miesięcy obejrzało je ponad 7 mln osób. To pokazuje, jak bardzo fascynująca jest to technika” - podkreśliła.
Jej zdaniem jest to rewelacyjna promocja dla zbiorów muzealnych, ponieważ VR - dzięki zastosowaniu trzeciego wymiaru - pokazuje detale dzieła: można zobaczyć ślady po pociągnięciu pędzla, miejsca w których artysta grubiej położył farbę czy spękania na płótnie.
"Jest to promocja, która oddaje bardzo wiernie dzieło, tworzy nam iluzję, że patrzymy na prawdziwe dzieło sztuki. Myślę, że można by było w ten sposób prezentować dzieła online. Z jednej strony pokazałoby to zbiory muzealne szerokiej publiczności, w bardzo dobrej jakości, a z drugiej strony - zachęciło do odwiedzenia tych muzeów" - przekonuje Dana Tomczyk-Dołgij. (PAP)
szu/ zan/