Oczekiwania społeczne w październiku 1956 r. związane z osobą Władysława Gomułki i marsz wojsk sowieckich w kierunku Warszawy stwarzały stan napięcia, który mógł doprowadzić do krwawych wydarzeń - mówi prof. Paweł Machcewicz, autor książki „Polski rok 1956”.
PAP: Dlaczego Warszawa nie stała się w 1956 r. drugim Budapesztem? Czy wybór Gomułki zapobiegł rozlewowi krwi?
Prof. Paweł Machcewicz: Myślę, że jest wiele przyczyn dlaczego ostatecznie w Polsce wydarzenia w październiku 1956 r. przebiegły pokojowo, inaczej niż na Węgrzech.
Wśród Polaków żywa była pamięć o Powstaniu Warszawskim, pamięć o hekatombie ofiar czasów II wojny światowej, gdyż minęło od jej zakończenia jedynie 11 lat.
Kluczową rolę odegrał powrót Władysława Gomułki. Już wcześniej dał się on poznać jako człowiek, który chociaż był komunistą, sprzeciwiał się wprowadzaniu w Polsce rozwiązań takich jak w ZSRS. I to było powodem jego uwięzienia.
Prof. Paweł Machcewicz: Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że w październiku 1956 r. na Warszawę maszerowały dwie kolumny wojsk pancernych i zmotoryzowanych, to można dojść do wniosku, że interwencja sowiecka już, de facto, trwała. (...) Polska była wtedy w stanie wrzenia, w większych i średnich miastach odbywały się wiece, mityngi z poparciem dla Gomułki i protestujące wobec interwencji ZSRS. Byliśmy naprawdę o krok od wybuchu powstania, od krwawych wydarzeń.
Przynajmniej od wiosny 1956 r., po XX Zjeździe KPZR, nazwisko Gomułki było coraz częściej wymieniane w rozmowach zwykłych ludzi. Przebijały się z nich nadzieje, że zdobycie przez niego władzy przyniesie częściowe uniezależnienie się Polski od ZSRS, uzyskanie większej autonomii. Dlatego już sam jego powrót na stanowisko pierwszego sekretarza partii był postrzegany jako absolutny przełom.
Trzeba pamiętać, że w czerwcu 1956 r. nastroje antysowieckie były silniejsze niż w październiku tego roku. Dojście do władzy Gomułki je stłumiło, zneutralizowało i włączyło w ramy ówczesnego systemu.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że w październiku 1956 r. na Warszawę maszerowały dwie kolumny wojsk pancernych i zmotoryzowanych, to można dojść do wniosku, że interwencja sowiecka już, de facto, trwała. W każdym momencie mogło dojść do jakiegoś incydentu między sowieckimi żołnierzami a ludźmi, którzy się gromadzili po drodze. Polska była wtedy w stanie wrzenia, w większych i średnich miastach odbywały się wiece, mityngi z poparciem dla Gomułki i protestujące wobec interwencji ZSRS. Byliśmy naprawdę o krok od wybuchu powstania, od krwawych wydarzeń.
To, że w rozmowach z Chruszczowem Gomułka wystąpił jako równoprawny partner w dyskusji, a także fakt, że twardo stał on na swoim stanowisku spowodowało, że był postrzegany jako polityk antysowiecki – doskonale oddają to ówczesne nastroje społeczne. Można je rekonstruować m.in. na podstawie napisów wykonywanych spontanicznie na murach czy też ulotek. Paradoksalnie więc naciski ze strony ZSRS oraz groźba interwencji z zewnątrz pomogły Gomułce.
Sądzę, że fakt, iż w Gomułce widziano człowieka, który działał na rzecz zwiększania polskiej niezależności od ZSRS zadecydował o wytłumieniu potencjału rewolucyjnego, antykomunistycznego, który był w Polsce bardzo silny. Z nie mniejszym nasileniem przejawiał się on w Warszawie niż w tym czasie w Budapeszcie.
PAP: Dlaczego właśnie w Gomułce ludzie upatrywali szans na zmiany?
Prof. Paweł Machcewicz: Trzeba wziąć pod uwagę także to, co Gomułka miał ludziom do powiedzenia. W przemówieniu na VIII Plenum KC PZPR transmitowanym przez radio na cały kraj mówił on, że trzeba będzie ułożyć na innej zasadzie - bardziej partnerskiej - stosunki między Polską a Związkiem Sowieckim. Mówił o „polskiej drodze do socjalizmu”. Obietnice Gomułki wywołały prawdziwą euforię społeczną.
Ważne były także elementy programu Gomułki: potępienie stalinizmu, otwarte powiedzenie o represjach tamtego okresu, przyznanie racji robotnikom w Poznaniu, zapowiedź, że będzie możliwy odwrót od kolektywizacji – to wszystko było wyjściem naprzeciw społecznym oczekiwaniom. Gomułka świetnie rozumiał społeczne nastroje i z całą pewnością obiecywał więcej niż od samego początku gotów był spełnić.
W Gomułce pokładano tak wielkie nadzieję, gdyż nie było innej alternatywy. Cała pozostała część elity władzy była skompromitowana udziałem w stalinizmie. W skład tzw. „puławian”, czyli frakcji liberalnych w PZPR głoszących potrzebę odejścia od brutalnego terroru stalinizmu wchodzili ludzie, którzy - w mniejszym lub większym stopniu - współodpowiadali za represje, dzięki wcześniejszej polityce sprawowali odpowiedzialne stanowiska w Rządzie. To, co oni mówili na temat potrzeby odwilży było mniej autentyczne niż to, co miał do zaoferowania Polakom Gomułka, który w 1948 r. został usunięty ze ścisłego kierownictwa w partii, a 1951 r. uwięziony. W 1956 r. mniej pamiętano, że Gomułka był komunistą, przywódcą PPR z czasów walk o władzę, człowiekiem odpowiedzialnym za brutalny terror m.in. przeciwko podziemiu niepodległościowemu. Gomułka występował przede wszystkim jako więzień stalinowski, człowiek, który się przeciwstawił zarówno Stalinowi, jak i Chruszczowowi.
PAP: Na wiec przed PKiN przyszło 400 tysięcy ludzi. Co powiedział wówczas Gomułka i jak zgromadzeni przyjęli jego słowa?
Prof. Paweł Machcewicz: W tym momencie Gomułka był u szczytu swego powodzenia, tłum witał go entuzjastycznie, co jest bardzo dobrze widoczne na filmach archiwalnych. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że nie wszystkie jego wypowiedzi były przyjmowane oklaskami. Dużo mniejszy entuzjazm budziły bardzo ważne części przemówienia, m.in. apel, aby ludzie przestali wiecować i wrócili do pracy. Gomułka dał do zrozumienia, że troskę o Polskę należy zostawić tylko i wyłącznie jemu. Ponadto mówił, że wojska sowieckie nie zostaną wycofane z terytorium Polski, co sprawiło wielki zawód ludziom zgromadzonym na placu, gdyż pozbycie się obcych wojsk w kraju było głównym postulatem na większości wieców.
Po wiecu część rozchodzących się ludzi nie wróciła do domów, a usiłowała się dostać pod ambasadę sowiecką, by tam demonstrować. Można więc powiedzieć, że Gomułka nie wszystkich przekonał.
Wiec na Placu Defilad jest o tyle istotny, że – paradoksalnie – stanowił początek końca „polskiego października”. Gomułka wysłał ludziom wyraźne sygnały, że „rewolucja” się skończyła, że nadszedł czas stabilizacji. Od pierwszych dni swoich rządów starał się on okiełznać społeczeństwo, dzięki któremu uzyskał najwyższe stanowisko w partii. Traktował je jako swoiste zagrożenie. Wszystkie jego działania zmierzały do tego, aby odbudować struktury partyjne, kontrolę aparatu władzy nad społeczeństwem. Dzięki mitowi polityka niepodległościowego, antysowieckiego oraz olbrzymiego kredytu zaufania, jakim go obdarowano, osiągnął zamierzone cele.
Warto podkreślić, że skala odejścia od stalinizmu w Polsce była o wiele większa niż w jakimkolwiek kraju znajdującym się w Bloku Sowieckim. Gomułka naprawdę dokonał bardzo istotnych zmian ustrojowych, które zadowalały miliony Polaków pamiętających koszmar stalinowskiego terroru. To nie były tylko czcze obietnice i demagogia.
PAP: Jak Gomułka godził wizerunek twardego komunisty z hasłami patriotycznymi?
Prof. Paweł Machcewicz: To mu się udawało bardzo dobrze, w dużej mierze dzięki temu, że spędził kilka lat w więzieniu ze względu na sprzeciw wobec linii stalinowskiej, a następnie, dlatego że w październiku 1956 r. postrzegano go jako polityka, który rzucił wyzwanie Chruszczowowi. Nie musiał stosować dodatkowo frazeologii narodowej, nie odwoływał się np. do tradycji niepodległościowej. Wystąpiły pewne gesty, które były wyolbrzymiane przez społeczeństwo, przez ludzi, którzy tego pragnęli.
Trzeba oddać Gomułce, że był niezwykle zręcznym politykiem. Charakteryzowało go świetne wyczucie nastroju, mówienie ludziom tego, czego oczekiwali i budowanie własnego autorytetu, będącego istotnym atutem w warunkach kryzysu politycznego. Całą sytuację można analizować pod względem techniki sprawowania władzy, charakterystycznej nie tylko dla systemu komunistycznego.
PAP: Czy Gomułkę popierały w tych dniach także instytucje niezależne jak Kościół albo środowiska poakowskie, inteligenckie?
Prof. Paweł Machcewicz: Środowiska poakowskie były całkowicie rozbite, inwigilowane przez aparat bezpieczeństwa. W raportach bezpieki pojawiały się jednak wątki, że także i w tych kręgach wiązano pewne nadzieje z Gomułką na zwiększenie niezależności Polski od ZSRS.
Prof. Paweł Machcewicz: Sądzę, że fakt, iż w Gomułce widziano człowieka, który działał na rzecz zwiększania polskiej niezależności od ZSRS zadecydował o wytłumieniu potencjału rewolucyjnego, antykomunistycznego, który był w Polsce bardzo silny. Z nie mniejszym nasileniem przejawiał się on w Warszawie niż w tym czasie w Budapeszcie.
Analizując kwestię stosunku Kościoła do ówczesnej władzy należy mieć na uwadzę to, że 28 października uwolniony z internowania został prymas Wyszyński. Generalnie wszystko co mówił po powrocie do Warszawy, służyło tonowaniu nastrojów społecznych. Dla Wyszyńskiego największą tragedią był rozlew krwi. Uważał on, że nierealne są zdobycze idące dalej niż to, co Gomułka wprowadzał w życie.
Można powiedzieć, że do pewnego stopnia Kościół był wówczas "milczącym sojusznikiem" Gomułki. W styczniu 1957 r., w ważnym momencie konsolidowania się obozu pierwszego sekretarza, tuż przed wyborami do Sejmu prymas Wyszyński apelował o udział katolików w głosowaniu. W tym samym czasie Gomułka wzywał do głosowania „bez skreśleń”, czyli do popierania list wyborczych w takim kształcie, w jakim były one ułożone. Wezwanie episkopatu, aby katolicy spełnili swój obywatelski obowiązek i wzięli udział w głosowaniu był niewątpliwie bardzo korzystny dla Gomułki, który potrzebował masowego udziału w wyborach, aby zdobyć legitymację dla swych rządów.
Środowiska inteligenckie nie były w pełni reprezentowane. Znamy poglądy inteligentów związanych z partią, uważających się za marksistów i publikujących na łamach np. „Po Prostu”, „Sztandaru Młodych” czy periodyków kulturalnych. Z ich strony występowało silne poparcie dla Gomułki i ogromna wiara, że uda mu się zdemokratyzować system i wprowadzić pluralizm w obrębie partii komunistycznej. Trzeba zaznaczyć jednak, że nie była to wizja całkowicie demokratycznego systemu i pluralizmu politycznego.
PAP: Jak Gomułkę odbierano w Moskwie i na Zachodzie?
Prof. Paweł Machcewicz: W przypadku odbioru Gomułki w Moskwie dysponujemy źródłem w postaci tzw. „Notatek Malina”. Władimir Malin był funkcjonariuszem Wydziału Organizacyjnego KC KPZR. W październiku 1956 sporządził on zapisy dotyczące zarówno Polski, jak i Węgier, które odnaleziono w latach 90. XX w. Z notatek wynika, że przynajmniej przez kilka pierwszych dni uzyskaniu przez Gomułkę władzy w Polsce na Kremlu darzono go nieufnością. Nawet po powrocie Chruszczowa z Warszawy do Moskwy 20 października, z notatek Malina wynika, że ciągle ważyła się decyzja, czy należy pogodzić się z powrotem Gomułki do władzy, czy jednak usunąć go siłą i osadzić na stanowisku pierwszego sekretarza partii kogoś bardziej lojalnego. Ten stan niepewności utrzymywał się przez wiele miesięcy. W maju 1957 r. Gomułka wybrał się do ZSRS. Protokół z tego spotkania pokazuje daleko idącą rezerwę Chruszczowa wobec polskiego polityka.
W państwach zachodnich zupełnie inaczej odbierano osobę Gomułki. Zwłaszcza Waszyngton przyjął entuzjastycznie informację o jego wyborze na przewodniczącego partii. W dokumentach z jesieni 1956 r. sporządzonych przez amerykańskie instytucje rządowe Gomułka był postrzegany jako „nowy Tito” (Josip Broz Tito – PAP), przywódca jugosłowiański, który pozostając komunistą całkowicie uniezależnił swój kraj od Moskwy. Tego się wówczas na Zachodzie oczekiwało od Gomułki. Co więcej, wierzono, że Polska stanie się przykładem dla innych państw satelickich ZSRS, w konsekwencji czego Blok Sowiecki zacznie podlegać wewnętrznej dezintegracji poprzez nasilenie się tendencji do niezależnościowych.
USA udzieliły Gomułce wsparcia zapowiadając m.in. przyznanie Polsce kredytów. W kolejnych latach przekazano PRL-owi ok. 400 mln dolarów.
Radio Wolna Europa także popierało Gomułkę, choć w sposób bardziej umiarkowany. W audycjach radiowych apelowano do Polaków, aby nie żądali więcej niż mogą dostać, gdyż może to doprowadzić do interwencji sowieckiej. Co ciekawe, istniał ogromny kontrast w audycjach wspomnianego radia wobec sytuacji w Polsce i na Węgrzech, w których krytykowano Imre Nagy’a - można powiedzieć „odpowiednika Gomułki” - który został premierem kraju po wybuchu walk w Budapeszcie.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/ ls/