Moja Polska nie ma powodu przepraszać za Marzec'68, ale proszę Polaków narodowości żydowskiej o wybaczenie Polsce w ogóle - powiedział prezydent Andrzej Duda, podczas czwartkowej debaty, zorganizowanej w Belwederze w ramach obchodów 50. rocznicy wydarzeń.
W ramach obchodów prezydent wziął udział w spotkaniu, będącym częścią projektu edukacyjnego Kancelarii Prezydenta pt. "Lekcja RP". W "Lekcji" uczestniczyli także bezpośredni uczestnicy wydarzeń Marca '68 - Irena Lasota oraz Petruska Sustrova, Zofia Romaszewska oraz Barbara Fedyszak-Radziejowska, a także młodzież z radomskich, sosnowieckich i warszawskich szkół.
"Ja jeszcze pamiętam te czasy (...), chociaż byłem wtedy jeszcze chłopcem. Ale wiem, co to znaczy żyć w kraju, który nie jest prawdziwie wolny, prawdziwie suwerenny; wiem, co to znaczy żyć w kraju, który jest podporządkowany, którego władze są podporządkowane" - powiedział Duda.
"I dlatego zawsze mówię: ja się żadnej zewnętrznej władzy podporządkowywał nie będę. Jeżeli ktoś oczekuje, że będzie inaczej, niech mnie nie wybiera na prezydenta Rzeczypospolitej. Bo ja żadnej władzy - ani z tej, ani z tamtej strony, ani ze Wschodu, ani z Zachodu - słuchał nie będę" - podkreślił Duda. "Na szczęście doczekaliśmy tego, że można śmiało w Polsce tak powiedzieć i można taką postawę mieć, nie ryzykując życiem" - dodał.
Prezydent mówił, że być może miał znaczenie dla manifestujących w marcu 1968 r. fakt, że było wówczas 50-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. "Ja nie wiem, czy to miało wtedy jakieś znaczenie czy nie, czy uczestnicy o tym pamiętali czy nie, ale z naszego dzisiejszego punktu widzenia, (...) to jest symboliczne" - podkreślił.
Jak wskazał, manifestujący w 1968 r. pamiętali o ofierze poprzednich pokoleń walczących o niepodległość Polski. "Ci, którzy urodzili się już po wojnie - z opowieści swoich rodziców (wiedzieli), co to znaczy żyć w niepodległym, suwerennym państwie, samostanowić o sobie, a nie, że władza (...) słucha każdego telefonu z Moskwy i wykonuje wszystkie polecenia" - mówił Duda.
"Kłaniamy się dzisiaj nisko bohaterom 1968 roku. Nie byłoby dzisiejszej wolnej Polski, w której można powiedzieć co się chce, demonstrować, co się chce, maszerować gdzie się chce, wyjeżdżać gdzie się chce - gdyby nie tamto bohaterstwo żołnierzy niezłomnych 1956, 68, 70 w Gdańsku, 76 roku w Radomiu, Ursusie, Płocku, 80 roku w całej Polsce, przede wszystkim w Gdańsku, 81 roku i całych lat 80., przez które trwała podziemna Polska. Nie byłoby bez tego dzisiejszej wolnej, niepodległej, suwerennej Polski i prezydent nie mógłby tutaj stać i mówić takich rzeczy, jakie właśnie mówi" - powiedział prezydent.
"I za to wszystko, niezależnie od ich dzisiejszych poglądów, niezależnie od tego, czy dzisiaj w wielu sprawach się ze mną zgadzają, czy nie, niezależnie od tego, czy krytykują obecne władze, czy nie, składam im głęboki ukłon i głębokie wyrazy szacunku. Nie byłoby dzisiejszej Polski, gdyby nie oni. Nie byłoby naszej wolności, gdyby nie oni" - dodał.
Prezydent zaznaczył także, że jego "Polska nie przeprasza, Polska nie ma powodu przepraszać". "Moje pokolenie nie ma powodu przepraszać za to, co się stało w 1968 roku z Polakami narodowości żydowskiej, którzy po prostu zostali wygnani z Polski przez komunistyczne władze. Byli prześladowani i zostali wygnani. Moja Polska nie ma powodu przepraszać, ale ja ich proszę o wybaczenie Polsce w ogóle" - podkreślił.
Prezydent poprosił prócz tego o wybaczenie "tamtych ludzi, z tamtego czasu, a zwłaszcza ich rodziców, którzy bardzo często stali w tych okopach broniąc Polski w 1920, w 1939 roku". "Walcząc w powstaniu warszawskim, w partyzantce, a potem komuniści ich wygnali. I co najgorsze, Polska poniosła gigantyczną stratę, bo to są ludzie inteligentni, to są ludzie, którzy poza granicami w wielu przypadkach osiągnęli sukces, ogromny sukces: życiowy, zawodowy. To profesorowie, wynalazcy, biznesmeni. Dzisiaj Polska nie może skorzystać z tego ich dorobku, i to dzisiaj dla Polski wielka strata. Byłoby wspaniale, gdyby zechcieli wrócić. Może niektórzy z nich wrócą, może wrócą ich dzieci. Ja proszę ich o wybaczenie" - podkreślił.
Irena Lasota, która w marcu 1968 r. studiowała na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego, pytana o przyczyny marcowego buntu podkreśliła, że w pewnym momencie "dwa równoległe światy zaczęły się ścierać - propaganda z tym naszym myśleniem". "I skończyło się to tym, że 8 marca grupa studentów wezwała na wiec solidarnościowy na uniwersytecie. Wszyscy stwierdziliśmy, że wieców nie było do tej pory (...) i nie wiedzieliśmy ile osób przyjdzie. A okazało się, że przyszło ponad 1500" - wspominała Lasota.
Podczas studenckiego wiecu to właśnie Lasota - w imieniu manifestujących - czytała rezolucję. "Już kilka dni wcześniej umówiliśmy się z koleżankami i kolegami, że ja będę czytała rezolucję. (...) Było nas 10 osób i kłóciliśmy się między sobą, kto będzie czytał. Ja - poza tym, że jestem bezczelna - miałam argument absolutorium, a po trzecie inne osoby, które próbowały, były troszeczkę niższe ode mnie" - mówiła Lasota.
Jak podkreśliła Lasota, rezolucję napisał Karol Modzelewski, ale "samo przepisywanie, rozprowadzanie i spotykanie się tajnie, żeby o tym rozmawiać, było już tym procesem, który nas jednoczył; to się potem przeniosło do Solidarności". "Te gazetki, ulotki nie zawsze coś odkrywały, ale to, że ludzie musieli się razem zebrać, zrobić, przemyśleć, wydrukować, rozpowszechnić - tworzyło tę więź" - podkreśliła uczestniczka tzw. wydarzeń marcowych.
Jak przyznała Petruska Sustrova, będąca świadkiem Praskiej Wiosny, to, co wówczas działo się w Czechosłowacji, było inspiracją dla młodzieży w Polsce. "W państwach naszego obozu zniesienie cenzury to było coś niesamowitego, niespotykanego. (...) To było inspiracją dla bardzo wielu ludzi" - powiedziała. Jak przypomniała, Praski Parlament Studencki przetłumaczył "List otwarty do partii" Kuronia i Modzlewskiego. "To był taki nasz dodatek do Marca'68" - wskazała.
Również Lasota zwróciła uwagę, że w Polsce "cenzura była bardzo dokuczliwa i widoczna", a to, że parlament w Czechosłowacji zakazał cenzury "było jednym z powodów, dla których w całym obozie sowieckim nastąpiła panika, bo to był ustrój, który bez cenzury by się nie utrzymał".
Lasota, pytana o to, jak wymierzyć proporcje między tym, co miało pozytywny, a co negatywny wymiar w tamtejszych wydarzeniach, podkreśliła, że trudno dziś to ocenić. "Tak naprawdę wszystko jest bardzo złożone. W 1968 roku była jedna płaszczyzna buntu, przede wszystkim zaczynającego się od studentów, do którego dołączyło tylu ochotników, że w końcu wśród aresztowanych było więcej robotników niż studentów" - powiedziała.
8 marca 1968 r. odbył się wiec protestacyjny studentów UW w związku ze zdjęciem wystawianych w Teatrze Narodowym "Dziadów" oraz relegowaniem z uczelni Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Stało się to początkiem tzw. wydarzeń marcowych, czyli kryzysu politycznego związanego z walką polityczną wewnątrz PZPR, rozgrywaną w atmosferze antysemickiej i antyinteligenckiej propagandy.(PAP)
autor: Nadia Senkowska
edytor: Paweł Tomczyk
nak/ pat/ bos/