Myślałem, że na stare lata będę mógł odpocząć, a okazuje się, że nie mam kiedy - powiedział PAP Andrzej Dąbrowski, perkusista, wokalista, kierowca rajdowy, fotograf i dziennikarz. Jego najbardziej znane przeboje to "Zielono Mi" i " Do zakochania jeden krok". Artysta kończy w poniedziałek 80 lat.
PAP: Grał pan z największymi mistrzami muzyki jazzowej np. Krzysztofem Komedą, Janem Ptaszynem Wróblewskim, Stanem Getzem, Josefine Baker. Kto wywarł na pana największy wpływ?
Andrzej Dąbrowski: Było kilka takich osób. Jeśli chodzi o perkusję to Joe Morello, który grał w kwartecie Dave'a Brubecka. Było dla mnie szokiem to, w jaki sposób on grał. Rozsądnie wykorzystywał pauzy. To było granie, a nie bębnienie i to mnie zafascynowało. Poza nim miałem kilku faworytów np. Philly'ego Joe Jonesa, Buddy'ego Richa. Miałem okazję usłyszeć go na Festiwalu w Pradze. Występował ze swoim Big Bandem i podczas solówki grał specjalnie jedną ręką. Ja nawet oburącz nie byłem w stanie zagrać w tamtych czasach, tego co on grał jedną ręką. Miał oszałamiającą technikę.
PAP: Jak to się stało, że zagrał pan ze Stanem Getzem podczas jego przyjazdu do Polski?
A.D.: Zostałem wybrany przez Polskie Stowarzyszenie Jazzowe. Stan Getz przyjechał sam, ktoś musiał mu akompaniować. Wtedy nasza sekcja rytmiczna w składzie - Roman Dyląg na kontrabasie, ja na perkusji i Wojtek Karolak lub Andrzej Trzaskowski na fortepianie, była najlepsza w Polsce, dlatego mu akompaniowaliśmy.
PAP: Jak przebiegała sesja nagraniowa?
A.D.: To była nocna sesja. Byliśmy w dużej sali Filharmonii Narodowej, na scenie i czekaliśmy na zezwolenie od jego menedżera z Ameryki na nagranie płyty w Polsce. Około godz. 1 w nocy zaczęliśmy nagranie i do rana, przez kilka godzin, nagraliśmy cały repertuar. Miałem ogromną tremę, największą w życiu. Szczególnie na pierwszym koncercie, ponieważ nagranie było już po pierwszym koncercie. Jak ja mogę grać z najlepszym saksofonistą na świecie? To było coś niesamowitego, ogromne przeżycie i duża nobilitacja.
PAP: Ile miał pan wtedy lat?
A.D.: Około 20. Nagranie było w 1962 r.
PAP: Czy przez granie jazzu w czasach komunizmu miał pan problemy?
A.D.: Nie. Jazz nie był specjalnie mile widziany, ale moim zdaniem był traktowany jako wentyl bezpieczeństwa. Są takie teorie, że to był protest muzyków przeciw komunizmowi, ale tak nie było. Graliśmy z wielką przyjemnością, cieszyło nas to. Nie warto wsadzać muzyki w polityczne ramy. W latach 50., 60., dzięki temu, że byłem muzykiem, mogłem podróżować. Za granicą byłem pierwszy raz w 1959 r. w Austrii, na festiwalu młodzieży i studentów razem z zespołem Andrzeja Kurylewicza. To był nasz pierwszy wyjazd na Zachód i pierwsza wypita zimna Coca Cola. Przeżyliśmy duży szok. W tamtych latach za granicę mogli wyjeżdżać sportowcy, artyści, muzycy. Oczywiście były trudności np. w oczekiwaniu na paszport, na wizę.
PAP: Odnosił pan sukcesy w grze na perkusji. W ankietach miesięcznika "Jazz" w latach 1958-1964 został pan uznany za najlepszego polskiego perkusistę jazzowego, a przez niemiecki "Jazz Podium" najlepszym perkusistą "bloku wschodniego". Dlaczego zaczął pan śpiewać?
A.D.: Akompaniowałem wielu solistom i wokalistom jazzowym np. Wandzie Warskiej. Siedząc za bębnami zawsze sobie podśpiewywałem różne jazzowe standardowe tematy i w końcu odważyłem się zaśpiewać. Koledzy namówili mnie na występ na Krakowskich Zaduszkach Jazzowych w Filharmonii. Wykonałem tam trzy standardy, a ponieważ się to spodobało ośmieliło mnie, by dalej śpiewać standardy.
Swoją pierwszą płytę wokalną nagrałem w Oslo, z Michałem Urbaniakiem. Nie śpiewałem w ogóle po polsku. Dopiero w 1970 r. Andrzej Jaroszewski, redaktor radiowej Jedynki, namówił mnie do zaśpiewania "Zielono Mi". To była moja pierwsza piosenka wykonana w języku polskim.
PAP: Wtedy zaczął pan śpiewać muzykę popularną, nie tylko jazz?
A.D.: Tak, "Zielono mi" zdobyło nieoczekiwanie główną nagrodę na Festiwalu Piosenki w Opolu. Po tym wydarzeniu kompozytorzy i autorzy tekstów zaczęli pisać dla mnie piosenki. Współpracowałem m.in. z Janem Ptaszynem Wróblewskim, który jest moim wielkim przyjacielem. To on skomponował muzykę do "Zielono mi" i innych piosenek, które potem wykonywałem. Teksty pisali dla mnie najlepsi autorzy: Agnieszka Osiecka, Jonasz Kofta, Andrzej Bianusz, Wojciech Młynarski. Miałem tyle propozycji, że po dwóch latach jazz musiał pójść w odstawkę, ponieważ nie miałem czasu na wszystko.
PAP: I sprzedał pan perkusję?
A.D.: Sprzedałem perkusję, po ponad 50 latach zmagań. Zrobiłem to świadomie, ponieważ transport, składanie i rozkładanie tego instrumentu jest uciążliwe. Ważniejsze, że jest dużo młodych muzyków grających fantastycznie, także nie ma się co ścigać na stare lata. Sprzedałem perkusję, żeby już nie mieć chęci do grania. Ale nadal ją mam - szczególnie, gdy słyszę dobry, swingowy jazz. Od czterech lat w ogóle już nie gram. Czasami dostaję jeszcze propozycje zagrania, ale odmawiam. Perkusja to dla mnie bardzo miła przeszłość. Poza tym jestem teraz bardzo zajęty, nie narzekam na brak pracy.
PAP: Czym się pan teraz zajmuje?
A.D.: Opiekuję się moimi samochodami: wymieniam olej, myję podwozie. Mam 4 samochody, w tym jeden rajdowy. Czasem biorę jeszcze udział w mniejszych imprezach rajdowych. Bardzo mnie to cieszy i bawi, więc dlaczego mam sobie tego odmawiać. Poza tym ZAiKS na swoje 100-lecie wydał mój album fotograficzny „Fotojazz” ze zdjęciami muzyków jazzowych. Miałem z nim wiele pracy. Przyznano mi jazzowego Złotego Fryderyka za całokształt twórczości, dlatego mam dużo propozycji wywiadów i występów w telewizji. Na przykład w związku ze zbliżającymi się mistrzostwami piłkarskimi będę występował w programie, w którym zaśpiewam piosenkę o piłce ("A Ty się bracie nie denerwuj" - PAP), którą kiedyś nagrałem. Będę ją wykonywał również na festiwalu w Opolu.
PAP: Która z licznych pasji przyniosła panu największą radość i satysfakcję?
A.D.: W zasadzie wszystkie. Nie gram już na perkusji, ale nadal śpiewam na koncertach. Poza tym jestem członkiem Automobilklubu Polskiego sekcji seniorów - tam się realizuję. Nadal fotografuję oraz pracuję jako dziennikarz. Współpracuję z dwoma tytułami motoryzacyjnymi: miesięcznikiem Auto Moto Technika i internetowym eAuto, do których piszę felietony, równocześnie jestem zapraszany kilka razy w roku do testowania najnowszych samochodów w agencji MAS Wojciecha Sierpowskiego. Muszę powiedzieć, że trochę mnie to śmieszy, ponieważ myślałem, że na stare lata będę mógł odpocząć, a okazuje się, że nie mam kiedy.(PAP)
rozmawiała: Olga Łozińska
edytor: Robert Swaczyński
oloz/ rosa/