Dzieła Beksińskiego poprzez swoją, bliską koszmarom sennym atmosferę, przez niezwykłą ekspresję w jakiś sposób dotykają tajemnicy śmierci - powiedział PAP ks. Mirosław Nowak, dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, w którym można oglądać wystawę prac artysty.
PAP: Dlaczego Muzeum Archidiecezji Warszawskiej wystawia prace Zdzisława Beksińskiego, artysty, który był znany z dystansu wobec instytucji kościelnych i przestrzeni sakralnych?
Ks. Mirosław Nowak: Spróbuję od razu zmierzyć się z tą sprawą. Był rok 2002 i rzeczywiście sam artysta w korespondencji z Piotrem Dmochowskim, kolekcjonerem jego dzieł i przyjacielem, napisał: "nawet w koszmarnym śnie nie chciałbym wystawić w Muzeum Archidiecezji". Dwa lata później jednak kilka jego obrazów zostało pokazanych w naszym muzeum w ramach prezentacji Kolekcji Anny i Piotra Dmochowskich pt. "Visions de tenebres". Od tragicznej śmierci artysty minęło już trzynaście lat i w porozumieniu z panem Piotrem Dmochowskim, wielkim propagatorem twórczości Beksińskiego i właścicielem wielu jego dzieł, jak też dzięki współpracy z Galerią Roi Dore w Paryżu odważyliśmy się "ten koszmarny sen" ziścić.
PAP: Na obrazach Beksińskiego najczęściej pojawiają się fantastyczne światy: dziwne i opustoszałe pejzaże, zmumifikowane istoty, szkielety, czaszki, posępne cmentarze, wyłaniające się z mgieł wieżowce bez okien. Czy to jest twórczość przedstawiająca Boży świat, czy świat bez Boga?
Ks. Mirosław Nowak: Niemal wszystkie dzieła Beksińskiego poprzez swoją, bliską koszmarom sennym atmosferę, przez mocną, niezwykłą ekspresję w jakiś sposób dotykają tajemnicy śmierci. Ks. Andrzej Przekaziński, pierwszy dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, powiedział "Beksiński krąży wokół najważniejszego dla ludzkości pytania o śmierć - ona jest zadaniem dla każdego człowieka - ona jest ostatnim darem życia". Wydaje mi się, że właśnie dojrzewanie ku śmierci naznaczyło całą twórczość tego wybitnego malarza. Sam uznawał się za ateistę, ale żył w otoczeniu bardzo pobożnych kobiet: matki, żony, teściowej. W jego twórczości nie brakuje odniesień religijnych, choć nie było to zapewne jego intencją.
PAP: Tytuł wystawy "In hoc signo vinces" ("pod tym znakiem zwyciężysz") jest zaczerpnięty z jednego z obrazów.
Ks. Mirosław Nowak: Wśród wystawionych prac znalazł się obraz olejny z 1974 r. "Bez tytułu" przedstawiający pochyloną nad rozbujaną kołyską zakapturzoną postać w ciemnoniebieskiej szacie. W tle widoczny jest krucyfiks, który atakuje chmara ptaków i widoczny napis na murze "In hoc signo vinces”. To słowa, jakie pod świecącym krzyżem na niebie miał usłyszeć Konstantyn Wielki w czasie marszu na Rzym. Patrząc na ten obraz, który dostarczył nam motto do tytułu wystawy, dostrzegamy dwukrotny znak krzyża - jest to krzyż na murze, narzędzie okrutnej tortury - ukrzyżowania, i krzyż na kołysce.
Według mojej własnej interpretacji, bo Beksiński nic nam nie sugeruje - mur z napisem "In hoc signo vinces" zamyka ciasną przestrzeń doczesności dla nowego życia, które symbolizuje kołyska. Mur wypełnia niemal całą przestrzeń obrazu, ale na szczęście nie do końca. W górnym rogu obrazu pojawia się światło, blask nieba, znak istnienia świata "po drugiej stronie". Jest to forma zaproszenia odbiorcy dzieła do refleksji eschatologicznej, do zadumy nad sprawami ostatecznymi. A więc znowu dochodzimy do tajemnicy śmierci. A pytanie o śmierć jest też pytaniem o to, co ją przekracza, o śmierć śmierci, a więc o nieśmiertelność.
PAP: A zatem obraz zdawałoby się przygnębiający i posępny emanuje nadzieją?
Ks. Mirosław Nowak: No tak, zapowiada ją ten rozświetlony skrawek nieba. A motyw krzyża fascynował Beksińskiego, choć oczywiście nie miał dla niego znaczenia religijnego. Na wystawie są zresztą obecne jeszcze dwa obrazy z przedstawieniem krzyża. Wiemy też, że dla Beksińskiego bardzo ważny był Psalm Dawidowy "Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach".
PAP: Ale jest tam też mowa o ciemnych dolinach...
Ks. Mirosław Nowak: "Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną". I dla naszego Mistrza ważne były przede wszystkim słowa o owej ciemnej dolinie, której atmosferę możemy doświadczyć patrząc na jego obrazy.
PAP: Sztukę Beksińskiego można uwielbiać, ale też przeciwnie - może się ona nie podobać, może budzić nawet niechęć...
Ks. Mirosław Nowak: To prawda, malarstwo to wywołuje wielkie emocje. A oddziałując na emocje trafia do naprawdę szerokiego kręgu publiczności, wśród której są wielcy miłośnicy twórczości malarza, jak na przykład państwo Dmochowscy. Według Piotra Dmochowskiego obrazy Beksińskiego trzeba "odczuć". "Stanąć, otworzyć ze zdziwienia usta, być wzruszonym, przejętym, patrzeć, patrzeć do utraty tchu".
To dzięki Annie i Piotrowi Dmochowskim oraz paryskiej Galerii Roi Dore, w której na przełomie 2017 i 2018 r., odbyła pierwsza wystawa tych dzieł - następnie prezentowane były w Grand Palais w ramach Salon du Dessin et de la Peinture a l’eau w dniach od 14 do 18 lutego 2018 - możemy w naszym muzeum pokazać 20 obrazów artysty, a także jego rysunki oraz fotografie, które pochodzą z kolekcji prywatnej państwa Dmochowskich. Dla miłośników sztuki Beksińskiego obecna wystawa jest niezwykłą okazją, aby obejrzeć także mało znane dzieła artysty, które są zazwyczaj niedostępne dla publiczności.
Rozmawiała Anna Bernat (PAP)
Wystawę "Beksiński – In hoc signo vinces", której towarzyszy bogato ilustrowany katalog, można oglądać w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej do 30 września 2018 r.
abe/ pat/