Złożymy zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez panią prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz - zapowiedział w czwartek rzecznik prasowy Obozu Narodowo-Radykalnego Michał Jelonek.
Jelonek podkreślił, że zawiadomienie będzie dotyczyło przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków zarówno przez prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz, jak i przez urzędników miejskich obecnych podczas środowego pochodu. Dodał, że od rozwiązania środowego zgromadzenia nie dostał żadnego potwierdzenia ani żadnej informacji, na jakiej podstawie to zrobiono.
"Kilkakrotnie starałem się taką informację uzyskać u przedstawiciela miasta, niestety bezskutecznie. W mojej opinii wygląda to w tej chwili tak, że urzędnicy miejscy szukają powodów, dla których wczorajsze zgromadzenie zostało zdelegalizowane" - powiedział rzecznik ONR.
Wcześniej w rozmowie z dziennikarzami dyrektor stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Ewa Gawor powiedziała m.in., że sposób ustawienia czoła pochodu i użycia flag nawiązywał do przemarszów z lat 30. włoskich faszystów i niemieckich nazistów. Dodała, że w pochodzie uczestniczyły osoby "ubrane na czarno ze znakami falangi na ramieniu".
Gawor podkreśliła, że zdaje sobie sprawę, iż symbole takie jak mieczyk chrobrego czy falanga nie są prawnie zakazane, ale używanie ich w kontekście Powstania Warszawskiego jest niegodne. Zaznaczyła również, że dodatkowo na decyzję o rozwiązaniu marszu wpłynęło używanie przez uczestników rac.
Członkowie ONR na zorganizowanym w czwartek przed stołecznym ratuszem briefingu prasowym argumentowali, że +oenerowcy+ także brali udział w Powstaniu Warszawskim.
Prezes stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz był pytany przez dziennikarzy o komentarz do uzasadnienia rozwiązania zgromadzenia przedstawionego przez dyrektor BBiZK Ewę Gawor, która mówiła m.in., że pochód nawiązywał stylistyką do pochodów faszystów i nazistów z lat 30. ubiegłego wieku.
"Pierwszy raz słyszę, żeby stylistyka była w jakiś sposób cenzurowana, to jest jakiś absurd, ja pana się nie pytam, w jakim pan chodzi ubraniu. To jest wolny kraj i możemy się ubierać jak tylko chcemy" - odpowiedział jednemu z dziennikarzy.
Przedstawiciele organizatorów środowego marszu mówili, że mają również zastrzeżenia do policji.
"Mamy pierwszy raz od kilku lat sytuację, w której nie było żadnego spotkania z policją, mającego na celu ustalenie, jak to wszystko ma wyglądać, zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom marszu. Do takiego spotkania doszło dopiero na pół godziny przed rozpoczęciem naszego marszu jedynie po to, żeby poinstruować mnie, jakie mam obowiązki jako przewodniczący zgromadzenia" - powiedział Jelonek.
Natomiast Bąkiewicz powiedział, że w jego ocenie policja wiedziała wcześniej o tym, że marsz będzie rozwiązany. Ma o tym świadczyć rozmowa dowódcy policjantów z osobą po cywilnemu.
"Będąc z przodu marszu, dosyć blisko dowódcy, który dowodził całą akcją, zauważyłem taką sytuację, w której podszedł jakiś człowiek w cywilu i powiedział +to jest ten moment+ i od tego momentu policjant zaczął wydawać dyspozycje (...), że marsz jest rozwiązany" - opowiadał prezes stowarzyszenia. Dodał, że oznacza to, iż policjant "musiał wiedzieć o tym, jaki to jest moment i co za tym momentem się ma kryć".
Narodowcy zarzucają także policji, że kilka godzin wcześniej zarekwirowała część ulotek, które w pobliżu stacji Metro Centrum kolportowali członkowie ONR. W środę stołeczni policjanci zostali zawiadomieni przez urzędników stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego o tym, że w pobliżu Metra Centrum mogą być prezentowane emblematy i symbole jednoznacznie kojarzące się z organizacjami neofaszystowskim. Policjanci zarekwirowali niektóre z tych materiałów i przekazali do oceny biegłemu sądowemu.
"Dochodziło do sytuacji, że zostaliśmy obrzuceni jakimś kwasem, substancjami nieznanego pochodzenia. Na prośbę skierowaną do policji o podjęcie jakichś działań policja tych działań nie podejmowała, potem również pojawiały się wyzwiska w naszą stronę, takie jak +faszyści+ - również na naszą prośbę policja nie reagowała" - mówił Bąkiewicz. Dodał, że jest "wiele elementów, które świadczą o tym, że policja współpracowała z urzędem miasta".
"Teraz pytanie do ministra Brudzińskiego, czy panuje nad policją, czy tam dochodzi do jakichś wewnętrznych rozgrywek, czy to jest celowe działanie rządu, żeby zdyskredytować środowiska narodowe, które kontestują ostatnio politykę władz pisowskich pod kątem przyjmowania imigrantów. (...) Stawiamy takie retoryczne pytania i chcielibyśmy poznać na nie odpowiedzi" - mówił Bąkiewicz.
"Nie komentuję teorii spiskowych, odnoszę się zawsze do faktów. Komentowanie domniemań, mrzonek i wymysłów nie leży w moich kompetencjach - odpowiedział na zarzuty narodowców zapytany przez PAP asp. sztab. Mariusz Mrozek z KSP.
Marsz zorganizowany w środę przez środowiska narodowe, m.in. ONR, który miał uczcić rocznicę wybuchu powstańczego zrywu, rozpoczął się od ronda Dmowskiego. Jego uczestnicy przeszli Al. Jerozolimskimi, następnie mieli iść Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem na pl. Zamkowy. Jednak przy rondzie de Gaulle'a kordon policji zablokował przemarsz. Powodem było rozwiązanie zgromadzenia przez stołeczny ratusz. Uczestnicy marszu odbyli jednak inne zgromadzenie na pl. Zamkowym.(PAP)
autor: Marcin Chomiuk
mchom/ wus/