Postać oficera ułanów, żołnierza AK – zdobywcy m.in. PAST-y i sportowca – olimpijczyka została ukazana w wydanej właśnie książce Zbigniewa Chmielewskiego „Rotmistrz Henryk Leliwa-Roycewicz i jego żołnierze”.
Zmienne losy polskiej historii, najważniejsze wydarzenia XX wieku rozgrywały się na oczach rotmistrza Henryka Leliwy-Roycewicza. Był ich świadkiem i uczestnikiem jako członek wileńskiej POW, uczestnik wojny 1920 r., oficer ułanów, w kampanii 1939 dowodził szarżą ułańska pod Krasnobrodem. Ciężko ranny w walce z bandami UPA, które wraz z wojskami sowieckimi wkroczyły do Polski 17 września został po raz pierwszy odznaczony Virtuti Militari.
Był żołnierzem Armii Krajowej, współtwórcą i dowódcą legendarnego batalionu „Kiliński”. Podczas Powstania Warszawskiego ze swoim batalionem szturmował na Prudential, główny gmach Poczty Polskiej, PASTĘ. We wrześniu 1944 r. ciężko ranny, po raz drugi był odznaczony Virtuti Militari, a Krzyż Walecznych przyznano rotmistrzowi trzykrotnie.
Po 1945 r. i skazany został przez władze komunistyczne na sześć lat więzienia za działalność AK-owską. „Przyrzekłem sobie, że nigdy nie będę żyć pod władzą rosyjską” – wyznał w śledztwie w 1950 r. podczas przesłuchań prowadzonych przez UB. Po 1956 r, powrócił do swego ukochanego sportu – jeździectwa i pracował jako trener, mimo że był inwalidą 5 klasy. W 1990 r., tuż przed śmiercią został awansowany do stopnia pułkownika.
Rotmistrz Roycewicz, obok Janusza Kusocińskiego i Bronisława Czecha to jedna z najwybitniejszych postaci w historii sportu polskiego. Najlepszy jeździec polski w okresie międzywojennym, wicemistrz olimpijski w 1936 r. był przez lata postacią zapomnianą, ponieważ po 1945 r. był więźniem politycznym. Książka Zbigniewa Chmielewskiego przypomina tego niezwykłego człowieka. Zdaniem autora „rotmistrz Leliwa-Roycewicz to symbol polskich olimpijczyków, patriotów, wychowany w kulcie powstania styczniowego 1863 roku oraz tradycji piłsudczykowskich. Był jednym z najbardziej zaufanych oficerów generała Władysława Andersa”.
Kiedy w miejsce Związku Walki Zbrojnej powstała Armia Krajowa, był jej jednym z najwyżej cenionych oficerów. Stworzony przezeń batalion „Kiliński” w momencie wybuchu Powstania należał do jednej z najliczniejszych formacji – liczył ok. 2 tysięcy żołnierzy, dobrze wyszkolonych i wyposażonych w broń. „Kilińszczacy” walczyli w Śródmieściu. 1 sierpnia, dowodzeni przez rotmistrza Leliwę-Roycewicza, który w Powstaniu nosił mundur oficera ułanów, zdobyli gmach Prudentialu. 2 sierpnia w samo południe rotmistrz Roycewicz poprowadził trzecie natarcie na gmach Poczty polskiej. Był to atak od strony ulicy Świętokrzyskiej i na tyłach poczty; od strony placu Napoleona szturmował zastępca Roycewicza – podporucznik „Szary”. Poczta została zdobyta: 25 Niemców trafiło do niewoli, 34 było rannych i wielu zabitych. Zdobyto 300 karabinów, dużo amunicji, 20 samochodów, sprzęt pożarniczy i kilkadziesiąt beczek z ropą naftową. W następnych dniach Powstania zarówno żołnierze, jak i ludność cywilna korzystali z zapasów znalezionych w magazynie żywności, m.in. 15 ton włoskiego makaronu. W każdym domu codziennie na stole był makaron – opisuje Chmielewski.
Największy sukces oddziału i jedna z największych akcji powstania to zdobycie gmachu PAST-y przy ul. Zielnej. Do szturmu doszło w nocy z 19 na 20 sierpnia – żołnierze batalionu wspierani przez grupę saperską i kobiecą drużynę minerską opanowali ten dobrze ufortyfikowany gmach. Podczas szturmu użyto sfabrykowane domową metodą miotacze ognia. Niemcy się poddali – do niewoli wzięto 15 jeńców. Rotmistrz Leliwa został po raz drugi odznaczony orderem Virtuti Militari.
W Powstaniu Leliwa-Roycewicz walczył do 8 września, kiedy prowadził natarcie na ruiny kina „Colosseum” na tyłach Nowego Światu. Został ciężko ranny – trzy niemieckie kule ugodziły go w głowę, ramię i kolano. Miał przebitą tętnicę i pewnie wykrwawiłby się, gdyby nie wyciągnęli go spod ostrzału jego żołnierze. Pod nieustannym ogniem żołnierze przenieśli swego dowódcę do jego domu przy ul. Żelaznej 29; niestety z domu pozostały tylko gruzy. Ranny umieszczony został w piwnicy. „Znalazłem się pod troskliwą opieką mojej żony i zadziwiająco szybko zacząłem odzyskiwać siły – notował w swoim dzienniku Roycewicz. - Rany goiły się bardzo dobrze. Rozpocząłem próby poruszania się o kulach i myślałem o ponownym objęciu dowództwa, Niestety dotarły do mnie wiadomości o rokowaniach kapitulacyjnych” – dramatycznie kończy swój zapis Roycewicz.
Powstanie Warszawskie to jeden z wątków książki Chmielewskiego. Autor przedstawia niemal kompletny obraz pięknej i dramatycznej biografii Leliwy-Roycewicza. Prowadzi te opowieść od dzieciństwa na Żmudzi w rodzinnym majątku Janopol.
W swoich dziennikach niejednokrotnie wracał pamięcią w tamte strony: do domu rodzinnego, dębowych lasów, rzek o kryształowej wodzie i pierwszych konnych przejażdżek. Już jako sześciolatek dobrze się trzymał w siodle. Chętnie wraz z ojcem objeżdżał gospodarstwo. I to ojciec wpoił mu pierwsze przykazanie kawaleryjskie: „Zanim sam zasiądziesz do stołu, najpierw nakarm konia”.
Jako 16-latek, będąc uczniem szkoły średniej w Kownie wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej. I złożył przysięgę wojskową. Potem był w Legionach. Przełożeni docenili jego talent i prawą postawę - wysłali go do podchorążówki w Warszawie. Po nauce został skierowany do 25. Pułku Ułanów Wielkopolskich w Prużanach na Polesiu.
Jego wielka miłość do koni sprawiła, że wkrótce stał się najlepszym kawalerzystą w pułku; zaczął odnosić sukcesy w jeździectwie i w kraju, i zagranicą. Trafił do Centrum Wyszkolenia kawalerii w Grudziądzu. Niebawem stał się jedna z gwiazd sportowych XX-lecia międzywojennego. Był uczestnikiem igrzysk olimpijskich w Berlinie. Kiedy okazało się, że Polacy są najgroźniejszymi rywalami Niemców, ci uczynili wszystko, aby zagrodzić polskim jeźdźcom drogę do złotego medalu. Próba dyskwalifikacji Roycewicza przeszła do historii igrzysk jako haniebny przykład wykorzystania sportu do celów politycznych. W Warszawie zdobywcę „tylko” srebrnego medalu witano jako bohatera.
Równie przejmujące są fragmenty książki opisujące ostatnią szarżę ułańska pod Krasnobrodem czy tużpowowjenne wydarzenia, kiedy rotmistrz Roycewicz wspólnie z pułkownikiem Janem Mazurkiewiczem, byłym dowódcą zgrupowania „Radosław” utworzył społeczny komitet, który z ulic, placów i podwórek warszawskich kamienic ekshumował poległych powstańców. Pogrzeby 103 żołnierzy batalionu ”Kiliński” na Wojskowych Powązkach przekształciły się w manifestacje patriotyczne. Przez lata Henryk Roycewicz opiekował się grobami swych żołnierzy, prowadził dokumentacje batalionu, organizował pomoc dla rodzin poległych i inwalidów wojennych. Był sercem środowiska byłych żołnierzy Batalionu „Kiliński”; mówił o nich „moi chłopcy”. I kiedy zmarł w 1990 roku został pochowany obok nich w kwaterze batalionu.
Sylwetka i niezwykły życiorys Roycewicza, przeniesiony jakby żywcem z powieści sienkiewiczowskich, zasługuje na upowszechnienie wśród młodych czytelników, a z pewnością i osoby starszej generacji mogą pochylić się nad tą książką z zainteresowaniem i wzruszeniem.
Anna Bernat (PAP)
Zbigniew Chmielewski, ”Rotmistrz Henryk-Leliwa-Roycewicz i jego żołnierze”; wydawca: Klub Media. 2018 r. Publikacja dofinansowana ze środków Ministerstwa Sporty i Turystyki.
Zbigniew Chmielewski, rocznik 1932. Dzieciństwo spędził we Lwowie, a młodość na Mazurach. Absolwent liceum w Szczytnie, szkoła kontynuowała tradycje Liceum Krzemienieckiego. Studiował dziennikarstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i na Uniwersytecie Warszawskim. Współzałożyciel, a potem wieloletni prezes dziennikarskiego klubu tenisowego „Kaczka”. Uczestnik międzynarodowych zawodów dziennikarskich w tenisie i narciarstwie. Członek władz AITJ.
W latach 1956-1992 pracował w redakcji sportowej PAP; w latach 1999-2002 był redaktorem naczelnym „Magazynu Olimpijskiego”. Pisze na tematy olimpijskie, tenisowe i narciarskie. Autor „Historii polonijnego ruchu sportowego. 1886-2016”, albumu i wystawy „Sportowcy w Powstaniu Warszawskim”, „Encyklopedii narciarskiej” oraz wspomnień o Kordianie Tarasewiczu, współautor książki „Tenis polski ma 100 lat”.
abe/